Mimo że tematem niniejszego artykułu jest inny, współczesny problem podatku od towarów i usług, na wstępie przypomnę pewne wydarzenie: na początku 2011 roku opublikowano projekt nowelizacji ustawy o tym podatku, w którym przewidziano wprowadzenie oczywistej luki polegającej na tym, że tzw. podatnicy rejestrowi, czyli głównie spółki położone w dowolnym miejscu świata (zwłaszcza w rajach podatkowych), które mogą stać się podatnikami tego podatku wyłącznie w wyniku rejestracji w urzędzie skarbowym, przestają płacić ten podatek z tytułu dostawy towarów. W jaki sposób? Oczywiście poprzez tzw. odwrócony VAT: owi specyficzni podatnicy, dostarczający towary na terytorium kraju, nie mieli płacić z tego tytułu podatku, mając prawo do zwrotów, a ich nabywcy ? formalni podatnicy ? też mieli nie płacić z tego tytułu. Dzięki tej luce można było sprzedać w Polsce każdy towar bez podatku, a jednocześnie podmioty te mogły uzyskiwać zwroty, głównie przez mniej lub bardziej fikcyjny zakup „usług niematerialnych”. Pisałem na ten temat, ostrzegałem. I co? I nic. Uchwalono te przepisy, miliardy złotych stracili legalni producenci krajowi, którzy musieli sprzedawać towary z tym podatkiem, a zwroty dla „podatników rejestrowych” wzrosły kilkukrotnie. Kto zarobił na niekompetentnym państwie, które daje się okradać? Rządzili wtedy liberałowie, którzy na okrągło pletli coś o „upraszczaniu” podatków, bo to dla nich (być może) jest zbyt skomplikowaną problematyką. Potwierdzało to również wykształcenie osób zajmujących się w tym czasie podatkami w resorcie finansów: byli od góry do dołu ? politolog, inżynier i ekonometryk, o których nikt wcześniej nie słyszał jako o osobach zainteresowanych podatkami (nawet hobbystycznie). W resorcie była jednak pewna dama („społeczny doradca”) wywodząca się z firmy zajmującej się unikaniem opodatkowania i ona ? jak stwierdził były minister finansów w Komisji Śledczej do spraw wyłudzeń VAT ? była „ikoną doradztwa podatkowego” (ciekawe dla kogo?).
Po co przypominam ten przypadek? Ano po to, żeby po raz kolejny ostrzec przed demontażem tego podatku tym razem w wykonaniu „nieliberalnym”. Od 1 października tego roku ma już nie być dwóch najważniejszych deklaracji podatkowych w tym podatku (VAT-7 i VAT-7k) uregulowanych dziś przepisami rozporządzenia Ministra Finansów, a żadna elektroniczna informacja składana przez podatników ich nie zastąpi. Wzór deklaracji musi mieć charakter prawnie obowiązującej, czyli musi być wprowadzona przepisami prawa. Gdy jest wyłącznie elektronicznym formularzem, wadliwie wypełnienie takiej deklaracji nie będzie ? co zupełnie oczywiste dla studenta wydziału prawa ? czynem bezprawnym, za który ktoś może być ukarany, a ów „wirtualny” dokument będzie ułomną (niedostateczną) podstawą pojęcia przez organy podatkowe czynności egzekucyjnych. To też wie każdy. Ktoś jednak z uporem od lat wsadza nasz kraj na tego konia i lobbuje za wprowadzeniem tego pomysłu.
Apeluję więc (zapewne i tym razem bezskutecznie): wyrzućcie do kosza ten zły pomysł, bo znów ktoś zarobi i to dużo więcej niż przed dziesięciu laty na naszej niekompetencji. Nie ma już co prawda owej damy w resorcie, ale może ktoś wyjaśni, kto jest autorem faktycznym tego pomysłu. Może inna, „renomowana” firma doradcza znana z tego, że zapewnia swoim klientom ucieczkę od opodatkowania? Bądźmy choć raz mądrzy przed szkodą.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych