Dopiero niedawno potwierdzono w piśmiennictwie polskim, że nominacja w lipcu 1920 r. generała Tadeusza Rozwadowskiego na stanowisku Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego była ? używając współczesnego języka ? wynikiem presji władz francuskich. Ów generał przebywał wcześniej w Paryżu i spotkał się m.in. z jedną z najważniejszych figur tego państwa ? marszałkiem Ferdynandem Fochem, który nieformalnie „namaścił” Rozwadowskiego do tej roli. Decyzję podjął oczywiście rząd francuski dając kredyt zaufania osobie wywodzącej się z armii austriackiej, mającej ? co jest godne podkreślenia ? inne ważne cechy: był zawodowym oficerem i przeciwnikiem politycznym Wodza Naczelnego i Naczelnika Państwa, czyli Józefa Piłsudskiego. Już wolno (niezbyt głośno) mówić o tym, że Piłsudski był politykiem ledwie tolerowanym przez państwa Ententy, a obecna wówczas w Warszawie misja tych państw miała odsunąć go od władzy a przynajmniej od wpływu na dowodzenie wojskiem polskim. Wymuszenie zmiany na stanowisku Szefa Sztabu Generalnego było częścią tego planu. Formalnie ową nominację podpisał Józef Piłsudski: bo musiał.
Jednak dobrze zapamiętał to upokorzenie, bo domyślał się lub wiedział, po co musi gościć misję Ententy. Nosił urazy do końca i nie umiał wybaczać. Za sześć lat pomści swoje upokorzenia wtrącając generała Rozwadowskiego do więzienia, w którym był maltretowany i truty. Szybko umrze po wyjściu z więzienia, a był bezprawnie przetrzymywany ponad rok. Przypomnę, że w 1926 r. podczas zamachu Piłsudskiego ów generał był ministrem w legalnym rządzie Wincentego Witosa, bronił porządku konstytucyjnego przed uzurpatorem. I przegrał. Gdy po wypuszczeniu z więzienia w 1927 r. został doprowadzony przed oblicze dyktatora, kazano mu długo stać na baczność, co było dlań dodatkową torturą. Był już wrakiem fizycznym i psychicznym: w więzieniu (prawdopodobnie) dosypano mu do jedzenia okruchy szklane, które zniszczyły na zawsze jego przewód pokarmowy. A na odchodne zwycięski dyktator powiedział: „A bitwę warszawską to ja wygrałem”. Znęcanie się psychiczne nad zmaltretowanym człowiekiem dobrze obrazuje osobowość „pierwszego marszałka Polski”. A tak przy okazji: ów tytuł, który „zatwierdził i przyjął” (dla siebie) ten polityk na wiosnę 1920 r., nie został zatwierdzony przez Sejm, a jego zwolennicy tłumaczyli się, że jest to wyłącznie tytuł honorowy, a nie formalny stopień wojskowy, którego wówczas nie było.
Wróćmy jednak do wydarzenia z lipca i sierpnia 1920 r. Po nominacji generała Rozwadowskiego następują kolejne zmiany na stanowiskach dowódczych. Armiami, które wygrały tamtą wojnę, dowodzili fachowcy, którzy zdobyli wykształcenie wojskowe i doświadczenie a armiach rosyjskiej i austriackiej. Próżno szukać tam legionistów, bo ich umiejętności wojskowe z czasów wojny nie przekraczały poziomu pułku, a najczęściej batalionu a nawet kompanii. Jedynym wyjątkiem był Edward Rydz Śmiały; on jako jedyny nadawał się wówczas na dowódcę szczebla armijnego. Dla przypomnienia: ówczesnych armii było sporo, były to jednak związki relatywnie niewielkie, liczące po kilka dywizji i brygad: raptem taka armia liczyła z reguły kilkanaście tysięcy „szabel” i „bagnetów”.
Plan kontrofensywy znad Wieprza powstał w sztabie kierowanym przez Rozwadowskiego, a wykonali go w polu generałowie nie będący w żadnym znaczeniu tego słowa „piłsudczykami”. Pozycja Naczelnego Wodza była tak słaba, że faktycznie odsunął się od dowodzenia, popadł w głęboką depresję, której finałem była dymisja z obu pełnionych funkcji i wyjazd z Warszawy tuż przed rozpoczęciem owej kontrofensywy ? 12 sierpnia 1920 r. Polityczna większość oraz tzw. ulica nie miała dlań litości. Głośno powtarzano podejrzenia, że otrzymał on dwa miliony do Szwajcarskiego banku od bolszewickiego rządu (Lenina) a cicha „ucieczka z Warszawy” była wyjazdem do Szwajcarii. Nie było litości z żadnej strony.
Gdy rozpoczął się odwrót Armii Czerwonej spod Warszawy i było już pewne, że odparto „nawałę bolszewicką”, nikt nie widział w Piłsudskim zwycięzcy, nie ustała krytyka jego osoby, a jego polityczna kariera w demokratycznej wersji II RP dobiegała końca. Czas między wrześniem 1920 a wejściem w życie Konstytucji był już tylko powolnym, lecz nieuchronnym procesem dalszej marginalizacji tego polityka. Wróci do władzy ale dopiero w 1926 r., ale siłą, w drodze zamachu stanu przy wsparciu politycznym i finansowym rządu brytyjskiego.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych