W związku z tym, że wciąż słyszymy, w dodatku nawet z ust poważnych historyków i komentatorów, o ?upadku Związku Sowieckiego? (również o upadku PeeReLu?), pozwolę sobie przypomnieć kilka zupełnie bezspornych faktów:
Akt z 8 grudnia 1991 roku dotyczący rozwiązania ZSRR był relatywnie bardzo krótki. Stwierdza się, że ?my Republika Białoruś, Rosyjska Federacja (RSFRR), Ukraina, jako państwa tworzące Związek Radziecki (Sojusz-SSR) i podpisały związkową umowę 1922 roku, (?) stwierdzają, że Związek ZSRR jako podmiot międzynarodowego prawa i byt geopolitycznego zakończył swoje istnienie?. (tłumaczenie autora).
Układ ten został (mimo oporów) uznany międzynarodowo, choć może budzić wątpliwości, czy istniała prawna legitymacja sygnatariuszy do podpisania tego dokumentu. Mniejsza o to: w zgodnej opinii prawne rozwiązanie ZSRR było aktem skutecznym, państwo to uległo samolikwidacji, czyli o żadnym ?upadku? (jakkolwiek rozumieć to słowo) nie można mówić. Co ciekawe, ludność tego państwa, w pierwszych i ostatnich demokratycznych wyborach powszechnych wybrała Michaiła Gorbaczowa na urząd prezydenta ZSRR (objęcie urzędu w dniu 15 marca 1991 roku). W dniu 25 grudnia 1991 roku ustąpił on z tego urzędu. Sporny jest dzień zakończenia bytu prawnego ZSRR, czyli również jego organów: czy jest 26 czy 31 grudnia 1991 roku - ale to nie jest najważniejsze. Rozwiązanie tego państwa było aktem odgórnym, dokonanym przez mniej lub bardziej legitymowane demokratycznie władze tych państw związkowych. Był to więc bunt wewnętrzny rządzących elit (oligarchii), który obiektywnie był sprzeczny z demokratyczną wolą większości mieszkańców związkowych republik wyrażoną w czasie wyborów prezydenckich ZSRR. Paradoks? Raczej nie: już wtedy było wiadomo, że nie do końca obliczalny prezydent RFRR (państwo to nie nazywało się jeszcze ?Rosją?) Borys Jelcyn prowadził osobistą wojenkę z prezydentem ZSRR Michaiłem Gorbaczowem, który formalnie miał silniejsza niż on legitymację swojego urzędu. Nie mogąc pokonać go przy pomocy intryg postanowił pozbawić go władzy właśnie poprzez likwidację państwa, którego był prezydentem. I to mu się udało. Największym paradoksem tego wydarzenia jest do dziś to, że w obronie ZSRR przed niemieckim agresorem w latach 1941-1945 zginęła rekordowa w historii liczba obywateli tego państwa: straty Armii Radzieckiej, która składała się z wszystkich narodowości tego kraju, choć oczywiście dominowali Rosjanie, wyniosły według różnych szacunków od 8 do 12 milionów żołnierzy, a łącznie zginęło w czasie tych czterech lat od 20 do 27 milionów jego obywateli, czyli ponad 10% jego ówczesnej populacji. Czy jakieś państwo w historii może poszczycić się tak wielką liczbą ofiar obywateli złożonych w jego obronie?
Wiem, dziś tak nie wolno mówić, ani pisać. Trzeba tylko przypomnieć ?zbrodnie popełnione przez komunistyczny reżim? (oczywiście bezsporne), oczywiście skrzętnie przemilczając mordy w wykonaniu wojsk oraz służb specjalnych naszych obecnych protektorów i ich sojuszników. Czy są to zjawiska porównywalne? Zgodnie z obecna poprawnością, przypominającą relacje wasalne, zbrodnie naszych nowych protektorów były w pełni usprawiedliwione, więcej ? miały wręcz zbawienny charakter (?humanitarne bombardowanie?). Ale już nie będę znęcał się nad nicością intelektualną współczesnego ?Zachodu?, w którym rządzą interesy oligarchii, zwanych dla ocieplenia wizerunku ?międzynarodowymi korporacjami? i usłużni im politycy. Owe rządy znam dość dobrze, bo co czas jestem podmiotem jej agresji, zastraszeń oraz gróźb, a powodem tych działań jest np. jakieś upomnienie się o ? interes fiskalny naszego kraju. Gdy ujawnię jakąś lukę w opodatkowaniu, którą załatwiono sobie rękami polskiego ustawodawcy, jestem przedmiotem ataków najzwyklejszych ?cyngli?: wszak jesteśmy ?liberalną demokracją?, a tu wszystko jest towarem, zwłaszcza ludzie, którzy udają dziennikarzy. W takim świecie żyjemy, lepszego nie będzie.
Ważne jest tylko to, że upadek ekonomiczny, cywilizacyjny, demograficzny, moralny, edukacyjny i obyczajowy państw tworzących ZSRR nastąpił po jego rozwiązaniu i trwał przez co najmniej dziesięć lat, a nawet dłużej (częściowo do dziś).
Nie jestem i nigdy nie byłem fanem bolszewizmu i jego tworów państwowych, ale szanujmy fakty: nigdy nie było ?upadku ZSRR?, był natomiast wielki krach po jego samorozwiązaniu.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
Skontaktujemy się z Tobą w najbliższym dniu roboczym aby porozmawiać o Twoich potrzebach i dopasować do nich naszą ofertę.
Jest to elektroniczny tygodnik podatkowy, udostępniany Subskrybentom w każdy poniedziałek w formie newslettera.