Rok dwudziestopięciolecia Instytutu Studiów Podatkowych
Niezmiernie miło nam poinformować, że w tym roku obchodzimy dwudziestą piątą rocznicę powstania Instytutu Studiów Podatkowych, będącego liderem Grupy ISP.
W tym czasie służyliśmy swoją wiedzą i doświadczeniem naszym Kontrahentom, a przede wszystkim Podatnikom, oraz organom władzy publicznej, propagując postawy łączące efektywność ekonomiczną z legalizmem w celu pogodzenia dobra obywateli z interesem publicznym. Działalność nasza w sferze edukacyjnej, doradczej, eksperckiej i wydawniczej służyła już ponad 300 tysiącom Podatników.
W ciągu minionych dwudziestu pięciu lat dokładaliśmy wszelkich starań aby zapewnić najwyższą jakość naszej działalności, a nadrzędną dewizą było i pozostanie dobro i bezpieczeństwo naszych Kontrahentów. Wszystkim, którzy obdarzyli nas zaufaniem, najserdeczniej dziękujemy składając wyrazy głębokiego szacunku.
Zarząd i Pracownicy ISP
Zacznę od refleksji osobistej: mam już bardzo bogate i wieloletnie doświadczenie zawodowe (i nie tylko) jako uczestnik sporów zarówno o potrzebę jak i o kształt w uszczelnianiu systemu podatkowego w Polsce. Od prawie czterdziestu lat (zacząłem to robić jeszcze w czasach Polski Ludowej) zwracałem się publicznie i niepublicznie do władz naszego kraju w przypadku gdy projektowano lub wprowadzano przepisy podatkowe umożliwiające lub sprzyjające ucieczce od opodatkowania lub wyłudzaniu zwrotów lub nadpłat podatków. Wysłane w tych sprawach listy, memoriały i raporty – gdyby je razem zebrać – mogłyby zapełnić już wiele szaf. Motywem tych działań była (i jest) dość naiwna troska o interes publiczny oraz subiektywnie pojmowana rola pracownika naukowego: ma on swoją wiedza służyć (tak!) dobru publicznemu naszego kraju a już na pewno nie wykonywać jej w sposób sprzeczny z tymi wartościami. Podstawowym obywatelskim obowiązkiem jest lojalność wobec państwa niezależnie od tego, jak silną legitymację mają ludzie sprawujący władzę: primum non nocere.
Reakcje na te moje pisaniny były różne: od kurtuazyjnych a być może nawet szczerych podziękowań i wyrazów uznania do gróźb karalnych i prób zastraszenia w sensie dosłownym (np. niech się pan tym nie interesuje, bo ktoś się panem „zainteresuje”). Groźby rzadko pochodziły bezpośrednio od ludzi władzy (były tu jednak wyjątki – zrobił to nawet jeden wicepremier). Najczęściej były to osoby trzecie, a zwłaszcza „wolne media”, „niezależni dziennikarze” i równie „niezależni” bandyci. Groźby pojawiały się zwłaszcza wtedy gdy wysłałem do władzy list opisujący jakąś lukę w przepisach podatkowych, którą – jako człowiek z natury dość naiwny- uważałem za pomyłkę lub błąd popełniany bez świadomości szkodliwych skutków tego przepisu. Kiedyś po prostu nie przypuszczałem (teraz już nie mam złudzeń), że były to w większości tzw. inwestycje legislacyjne, czyli ktoś załatwił sobie przepisy „korzystne dla podatników” (czyli dla niego).
Po naszym wuniowstąpieniu moja twórczość epistolarna przybrała na sile a także wzmagała się agresja tych, którzy prawdopodobnie korzystali z tych luk. Już wcześniej w tych atakach specjalizowały się osoby wywodzące się z tzw. międzynarodowego biznesu podatkowego, a zwłaszcza tego, którym światową sławę przyniosły oszustwa księgowe zwane ocieplaniem wizerunku w liberalnych mediach „kreatywną księgowością”, a przedstawiciele tego biznesu bardzo często gościli na łamach tzw. gazwybu (ale nie tylko). Miała tu również swój występ – później znana z przesłuchania przez komisję śledczą do spraw wyłudzeń VAT-u i akcyzy – pewna dama, będąca swego czasu „społeczną doradczynią” niezapomnianego ministra Rostowskiego.
Oczywiście z największą agresją spotkałem się w związku z ujawnieniem luk we wspólnotowym podatku od towarów i usług oraz równie mądrze zharmonizowanej akcyzie. Okazało się, że patologie tego drugiego podatku mają wielkich i bardzo wpływowych patronów, którzy skrzętnie korzystają z dziurawego prawa. Opinia publiczna mogła zapoznać się przynajmniej z częścią agresywnych a często wręcz nikczemnych wypowiedzi odbiorców przywilejów podatkowych dla tzw. podgrzewaczy, które są coraz bardziej popularnym substytutem papierosów, a akcyza obciążająca te wyroby jest pięciokrotnie niższa od tej, która obciąża ów wyrób podstawowy. W obronie tych patologii stanęli ochoczo ramię w ramię zarówno dziennikarze prawicowi jak i liberalni, czyli znane nam tu podziały zostały usunięte przez te „inwestycje” na rynku medialnym. Nie bez powodu wyczyny jednego z amerykańskich koncernów w obronie korzystnych dla niego przepisów podatkowych nazywano z mównicy sejmowej „bananową republiką”.
Dziś wiemy, że aby lepiej zorganizować nasze państwo, a zwłaszcza dać ludziom dobre płace po to aby chcieli tu pracować (Niemcy proponują polskim listonoszom zarobek w wysokości 9 tys. zł miesięcznie), a przede wszystkim zapewnić obywatelom należny poziom obsługi medycznej, trzeba zwiększyć dochody budżetowe i to o dość duże, liczone w miliardach sumy. Od lat wskazuję miejsca, do których można sięgnąć. Czy obrońcy tych przywilejów okażą się na tyle silni, aby zablokować wprowadzenie „przepisów uszczelniających”? Zobaczymy. Z największą patologią wspólnotowego VAT-u, czyli z tzw. krajowym odwrotnym obciążeniem wojowałem przez 9 lat, a o wprowadzenie efektywnej wersji podzielonej płatności równie długo. Może więc warto było narażać się na ataki obrońców owych patologii? Czyli jednak nie zawsze byliśmy (podatkową) „bananową republiką”?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych