Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: współczesne „atrakcje” cywilizacji amerykańskiej

Niedawno przeczytałem kategoryczną tezę jednego z aktywnych medialnie rusofobów (rusofile nie mają prawa głosu), że „Rosja nie jest atrakcyjna kulturowo” i dlatego musimy być ulegli wobec „amerykańskiego protektoratu” (określenie prof. Z.Brzezińskiego). Jeśli dobrze pojmuję tę myśl, nie jesteśmy dla siebie atrakcyjni („polskie badziewie”?), więc musimy mieć kulturę importowaną, a ta rodem zza oceanu jest „atrakcyjna” i dlatego ją musimy wybrać. Bezsporne jest to, że cytowany na wstępie rusofob miał zapewne na myśli kulturę masową, zwłaszcza wypreparowany świat wideoklipów przeznaczonych na eksport zarówno do widza z Singapuru jak i Afryki oraz Polski. Są to „produkty” o uniwersalnej estetyce, która ma być czytelna dla możliwie najbardziej masowego odbiorcy, jeśli chce on uciec od swojej estetycznej tożsamości. Jest to jednak kultura „o krótkim okresie przydatności”, mimo wysokiej wartości biznesowej. Inaczej mówiąc – podobnie jak większość współczesnych towarów – ma się szybko zużyć po to, aby można było ją zastąpić nowym „produktem”.

Jeśli ktoś nie wierzy w prawdziwość tej tezy, proponuję przeprowadzenie bardzo prostego „eksperymentu” myślowego: kiedyś głównym „towarem eksportowym” amerykańskiej kultury były tzw. westerny: dobrzy kowboje, źli bandyci, najgorsi oczywiście „dzicy czarnoskórzy”. Gdy dziś obejrzymy dowolny produkt z tej półki będziemy porażeni jego beznadzieją wręcz prymitywizmem intelektualnym i estetycznym (zły bandyta musiał być brzydki, nieogolony i brudny), rasistowską pogardą dla „kolorowych” i kobiet, oraz obowiązkowym skretynieniem wszystkich pozytywnych bohaterów. A jakich doznań doświadczamy oglądając nie tak dawno wyprodukowane światowe szlagiery filmowe jak „Rambo” czy „Rocky”? Z podobnymi odczuciami będziemy za dziesięć lat oglądać współczesne szlagiery amerykańskiego eksportu kulturowego o „herosach” agresji na Irak.

Czy obok tych „towarów jednorazowego użytku” ze świata kultury masowej, używamy dziś na co dzień jakiś nowych amerykańskich towarów, które są lepsze od substytutów lub nie mają tychże substytutów? Z przeszłości zostały nam tylko coca-cola i dżinsy. Nie kupujemy amerykańskich samochodów, lodówek czy telewizorów, bo ktoś inny oferuje coś lepszego i tańszego, a o żywności zza oceanu nawet współczesna poprawność nakazuje mówić z obrzydzeniem.

Czasy supremacji cywilizacyjnej USA ma już dawno za sobą, a ów sukces w przeszłości zawdzięczała ekonomicznemu i estetycznemu wyniszczeniu, które zafundowały Europie „Wielkie Niemcy” w latach 1939-1945. Gdy konkurent jest poturbowanym nędzarzem, łatwo prześcignąć go „cywilizacyjnie”.

Rosja jest rugowana z przekazu kulturowego poprzez obowiązującą w naszym kraju rusofobię, lecz nie powinniśmy tam szukać jakiejś alternatywy dla amerykańskiej tandety. Nie tędy droga, nie w tym rzecz. Musimy wyzwolić się z roli plagiatorów, których nie stać na własną tożsamość estetyczną, kulturową oraz cywilizacyjną. Miarą naszych osiągnięć nie może być kopiowanie obcych wzorców. Jesteśmy zdolni do wytworzenia oryginalnej estetyki, która będzie tworzyć nasza współczesną i przyszłą tożsamość. Ale musimy wyrwać się z zależności, którą umacnia nasza bieda i wyniszczenie miejscowej wytwórczości. Tylko osiągając nadwyżkę dochodów jakakolwiek wspólnota może (choć nie musi) tworzyć własny zasób kulturowy. Nędzarze są skazani na importowaną estetykę i cywilizację.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją