Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: Polacy (drogo) płacą za rusofobię klasy politycznej

Tezę wyrażoną w tytule niniejszego szkicu, którą przedstawiłem w cyklicznym felietonie ukazującym się co tydzień od prawie dwóch lat w wersji elektronicznej na YouTube, skomentowano w sposób żartobliwy, że rządzący zamkną ten kanał a mnie spotkają przykrości. Do gróźb (w tym karalnych) zdążyłem się przyzwyczaić, gdyż przez pewien czas ujawniam publicznie lub niepublicznie (informując władze) o lukach w prawie podatkowym, w tym zwłaszcza o tzw. inwestycjach legislacyjnych a ich beneficjenci lub twórcy chcą i potrafią być groźni. Ostatnio gdy poinformowałem ministra finansów o bezzasadnym przywileju w akcyzie dla tzw. podgrzewaczy kosztujący nas podatników rocznie miliard złotych, spotkałem się ze swoistym szantażem, że jeśli nie „odwołam tych stwierdzeń”, to się mną „ktoś zajmie”. Przy okazji ciekawe w jaki sposób owo pismo dotarło do szantażystów, którzy – co warto podkreślić – obronili tę lukę, ale to tak na marginesie, aby Czytelnik poznał koloryt naszego życia politycznego.

Jeśli idzie o prawdopodobieństwo zastosowania wobec mnie jakichś retorsji karnej za wyrażanie poglądu o związku przyczynowo skutkowym między rusofobią całości klasy politycznej a wysoką ceną gazu, która drenuje kieszenie wszystkich (bez wyjątku) obywateli, to prognozy są umiarkowane optymistyczne. Obywatele w pełni podzielają ten pogląd i są przekonani (wielokrotnie to sprawdziłem), że cenowy dyktand jest rewanżem Rosji za „naszą politykę ukraińską”, likwidację pomników upamiętniających wyzwolenie przez Armię Sowiecką w latach 1944-1945 (zgodnie z obecną poprawnością języka była to chyba „sowiecka agresja”, a Niemcy bronili nie tylko siebie ale również Europę przed „rosyjskim imperializmem”) oraz ujadanie przeciw NORD STREAM 2.

Zwolennicy tej tezy dzielą się na dwie grupy: realistów i optymistów. Ci pierwsi nie mają złudzeń co do chronicznej rusofobii polskiej klasy politycznej i godzą się z kosztem tej polityki (płacz i płać). Drudzy uważają, że kiedyś owa klasa zmądrzeje i nie będziemy płacić za jej fobie: ich optymizm wynika z (błędnego?) przekonania, że rusofobiczne wyczyny „naszej klasy politycznej” są jej świadomym wyborem i może w tym przedmiocie zmienić zdanie – wszak jesteśmy państwem niepodległym i możemy się kierować własnym interesem. Załóżmy jednak, że mamy jakieś quantum samodzielności i politycy polscy zaczną działać w interesie obywateli i uzyskają obniżoną cenę gazu. Tak naprawdę to już nie mają innego wyjścia, bo istotna część jeżeli nie większość naszej gospodarki w tym roku stanie się nieopłacalna, a zubożenie gospodarstw domowych, które korzystają z ogrzewania gazowego, będzie tak duże, podobnie jak zaległości w płatnościach wobec dostawców, że albo trzeba będzie milionom odbiorców zakręcić kurki z gazem, albo wydać dziesiątki miliardów złotych na dotacje dla tych dostawców (skąd wziąć pieniądze, skoro obniża się stawki podatku od towarów i usług?). Przypomnę, że w tym roku wygasają kontrakty na dostawę gazu z Rosji; w roku 2023, czyli w roku wyborów możemy mieć nawet kłopoty z zapewnieniem ciągłości dostaw, że o płaconych cenach nie wspomnę.

Ale nie martwmy się na zapas. O wyniku wyborów zadecyduje rok 2022, a dokładnie cena gazu w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Ten wygra wybory, kto w tym roku i to szybko doprowadzi do jej obniżki lub wiarygodnie obieca, że będzie umiał tego dokonać. Wyborcy nie mają złudzeń co do kompetencji opozycji i raczej nie wierzą, że będzie to umiał hałaśliwy lider, który przedstawił sam siebie jako gwarant „ciepłej wody w kranie”. Skoro zna się na tym, to powinien również umieć obniżyć cenę innego źródła ciepła, ale w to raczej nikt nie wierzy.

Jesteśmy ponoć skazani na niemoc tejże klasy i wysokie ceny gazu. Możemy jednak rozmarzyć się i przedstawić dość bajkowy obraz nieodległej przyszłości, w której nasza dyplomacja zajmie się czymś więcej niż udzielaniem płaczliwych wywiadów do nieważnych gazet i zajmie się negocjacjami dotyczącymi cen gazu, bo to przecież tu jest prawdziwa polityka. Co będzie ceną tego sukcesu? W tzw. pakiecie znajdzie się tam zmiana polskiego stosunku do Ukrainy, ale tę cenę możemy zapłacić, bo już dawno jesteśmy na tym polu poza nawiasem rzeczywistej polityki.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją