Wystrzelano już na Ukrainie prawie większość zapasów amunicji zalegającej od lat w magazynach państw NATO (tak twierdzą dobrze poinformowane źródła), co oznacza, że już pora na rozpoczęcie przygotowań do „konferencji pokojowej”, która ma odbyć się na jesieni tego roku. Zgodnie z przewidywaniami, Imperium Dobra a przede wszystkim jego przywódca („przywódca przywództwa”) nie chcę ryzykować „drugiej wojennej zimy Zachodu”, zwłaszcza że wojna nie wzmocniła jego szans wyborczych. Trzeba więc zaszczuć a najlepiej skazać głównego kontrkandydata, który zapowiedział, że wojnę tę skończy w kilka dni. Teraz ci propagandyści, którzy nie szli na żadne kompromisy z Imperium Zła i zapowiadali, że wojna ta musi się skończyć „pełnym pokonaniem Rosji”, co jest (jakoby) w „naszym” interesie, będą z miedzianym czołem głosić, że inny był „rzeczywisty cel” Imperium Dobra. Wojny są szaleństwem na którym robią interesy ci, którzy umieją na nich zarobić. Widać również, że zarobili ci co trzeba. Reszta straciła, ale taka jest ich rola w wolnym świecie. Swego czasu postawiłem dość oczywistą tezę, że wszystkie nasze polskie straty i wyrzeczenia w imię obrony Ukrainy rządzonej przez Zielonych Trubadurów nie miały żadnego znaczenia, a podarowane jej nasze uzbrojenie – jeśli jeszcze dotrwa do jesieni – będzie być może z zyskiem sprzedane przez ich nowych właścicieli.
Ponoć już trwają negocjacje ukraińsko-amerykańskie na temat jakiś gwarancji bezpieczeństwa, które nie obejmą całości terytorium tego państwa. Przypomnę internetowym znawcom historii, że 1939 roku Polska też otrzymała podobne gwarancje od ówczesnego supermocarstwa czyli Zjednoczonego Królestwa, które później poinformowało nasz „Rząd Londyński”, że nie obejmowały one granic II RP. Po co jest potrzebna konferencja pokojowa? Oczywiście aby zarobić na odbudowie; logika inwestycyjna jest tu oczywista: najpierw trzeba zniszczyć, aby później odbudować. Mają na tym zrobić drogi i nieefektywny biznes Zachodni: dzięki temu uruchomią przynajmniej część zamkniętych już na patyk nieopłacalnych od dawna fabryk, w których znajdą pracę imigranci z Afryki i Azji. Ciekawe, czy w gronie państw, które będą zmuszać rządy w Kijowie do przyjęcia warunków pokojowych będzie nasz kraj? Ale jest to w sumie optymistyczny wariant, bo przecież przywódca przywództwa obiecywał „długą i wyniszczającą wojnę”. Powtarza się po raz nie wiem który nasz scenariusz sprzed ponad stu lat: na początku roku 1920 otrzymaliśmy ofertę pokojową od bolszewików, którą Piłsudski oczywiście odrzucił, potem była katastrofa Wyprawy Kijowskiej i strata ponad 200 tys. ludzi a następnie Pokój Ryski w którym uzyskaliśmy mniej niż nam dawano za darmo.
Cały scenariusz szybkiego przymuszenia Ukrainy do przyjęcia warunków pokoju, który do niedawna byłby „dowodem zwycięstwa Rosji”, jest uzależniony od tego, czy Zieloni Trubadurzy utrzymają się u władzy. A z tym może być różnie. W obecnej propagandzie (nie ma już obiektywnych informacji na ten temat) „powszechne poparcie dla Zełeńskiego” i jego ekipy jest duże, ale raczej słabnie. Z perspektywy obywateli tego kraju minione półtora roku jest największą historyczną katastrofą ekonomiczną, demograficzną i cywilizacyjną, która pogłębia się z każdym miesiącem. Jest to w sensie obiektywnym twór sztuczny, którego nie stać nawet na wypłaty wynagrodzenia dla własnych służb specjalnych.
Na koniec pragnę zauważyć, że reprezentanci naszego kraju też już włączyli się (trochę późno) aktywnie do wojny z Rosją i mają tu pierwsze znaczące sukcesy. Chcę od razu uspokoić przerażonych czytelników: nie wypowiedzieliśmy oficjalnie wojny Federacji Rosyjskiej, nie wysłaliśmy Wojska Polskiego na Ukrainę (choć w przeszłości wysyłaliśmy naszych żołnierzy na przegrane wojny np. do Hiszpanii w czasie wojen napoleońskich czy też dość niedawno do Iraku i Afganistanu) i nie zaatakowaliśmy Obwodu Kaliningradzkiego. Zaatakowaliśmy i skutecznie pokonaliśmy pomnik żołnierza radzieckiego przy pomocy jakiejś koparki na terenie osiedla mieszkalnego w jednym z miast zachodniej Polski. Odnieśliśmy tu (podobnie jak Ukraińcy) bezsporne zwycięstwa, wróg – mimo oporu (był z betonu) – został zniszczony. Nasza wojna prowadzona będzie dalej do pełnego zwycięstwa (jak na Ukrainie): jest jeszcze ponoć kilkaset dowodów wrogiej obecności Rosji na naszej ziemi, które powstały w czasie „okupacji sowieckiej” lat 1944-1989, kiedy stacjonowała na naszych ziemiach „Armia Radziecka”. Teraz też stacjonują u nas obce wojska, ale nie jest to jakakolwiek „okupacja”, gdyż wojska Imperium Dobra „stoją na straży wolności i demokracji” (tak powiedział Ambasador USA) i nie pozwolą, aby ktoś sprzeniewierzył się Zachodnim Wartościom.
Co szczególnie interesujące, nasza ostatnia zwycięska wojna z rosyjską (okupacyjną?) obecnością na naszych ziemiach miała miejsce w Szczecinie, który tym samym został już ostatecznie wyzwolony spod rosyjskiej dominacji. Przypomnę, że jest to duże miasto położone nad Odrą (głównie za Odrą), które zostało zdobyte przez „krwawe hordy Stalina” w 1945 roku w wojnie z Niemcami nazywało się wówczas Stettin należało od kilkuset lat do „rdzennych ziem niemieckich”: przedtem było rządzone trochę dłużej przez słowiańską dynastię Gryfitów, ale kto by tam pamiętał takie szczegóły. Przypomnę jednak pewien wątek z dość odległej przeszłości: nigdy w przeszłości miasto to nie należało do Korony Polskiej i przyłączenie go do Państwa Polskiego nastąpiło w wyniku „krwawego podboju” dokonanego przez Armię Czerwoną a następnie zawłaszczone przez tzw. komunistów, którzy wysługując się sowieckim okupantem – przyłączyli je do nieistniejącego już tworu jakim była Polska Rzeczpospolita Ludowa (PeeReL). Godzi się również przypomnieć, że nasi prawdziwi sojusznicy czyli Wielka Brytania i Stany Zjednoczone swego czasu kwestionowali ten zabór i doprowadzili do usunięcia tuż po wojnie „komunistycznych uzurpatorów” z tego miasta i przywrócenia czasowo w prawowite władanie Rzeszy. Niestety owa interwencja okazała się nieskuteczna i komuniści na wiele dziesięcioleci opanowali miasto, przyłączyli je do „okupacji sowieckiej”, którą „rządzili z nadania Moskwy”. Resztki tej okupacji zostały już usunięte, czego naturalną konsekwencją będzie – jak należy sądzić – ostateczne przezwyciężenie skutków Jałty (porozumienie między USA, Wielką Brytanią i ZSRR z 1945 roku) i pełna delegalizacja poczynionych na podstawie tego przedsięwzięcia zaborów. W końcu – jak twierdzą niemieckie sądy – III Rzesza istnieje wciąż w granicach z 1937 roku i w jej władztwie jest owo miasto (państwo to nie należy do Unii Europejskiej).
Rozliczenie ze złą przeszłością musi być definitywne: należy usunąć wszystkie bez wyjątku pozostałości „sowieckiej okupacji” i zwrócić zagrabione mienie tureckim imigrantom, którzy będą chętni zasiedlić i to miasto.
Wiem, że znęcanie się nad głupotą rusofobicznego języka musi mieć swoje granice. Żyjemy w świecie absurdów i powinniśmy jednak tłumaczyć ten świat w obowiązującej narracji, choć czytelników proszę aby wybaczyli mi gorzką ironię. I jeszcze pewna informacja: wspomnianego już zwycięstwa nad pomnikiem w Szczecinie dokonano pod wodzą szefa pewnej instytucji, do której obowiązków należy badanie i ściąganie zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. W związku z tym mam pytanie: jakie są postępy w śledztwie w sprawie zbrodni popełnianych w latach 1941-1945 na terenach tzw. Galicji Wschodniej przez Ukraińców na obywatelach polskich; nie tylko katolikach i grekokatolikach, ale również wyznania Mojżeszowego? Podejrzewa się, że tylko na Wołyniu w 1943 roku zamordowano ze szczególnym okrucieństwem ponad 100 tys. ludzi. Rozumiem, że wyniki tego śledztwa będą niebawem opublikowane i poznamy nazwiska morderców i tych, którzy kierowali tą zbrodnią.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych