Wiem, że nie powinniśmy się dłużej znęcać nad funkcjonariuszami publicznymi, którzy swego czasu sami nazwali siebie „sługami narodu ukraińskiego”. Najbardziej znanym reprezentantem tej części polskiej klasy rządzącej (większości?), jest chyba były rzecznik Ministra Spraw Zagranicznych, który z należną powagą, wręcz namaszczeniem zadeklarował swoje „sługusostwo”. W tym zacnym towarzystwie znaleźli się faktycznie wszyscy (i z PiS-u i AntyPiS-u), którzy przez ostatnie lata jawnie i skutecznie przedkładali interesy kijowskiej kleptokracji nad dobro Polski i Polaków, często naruszając ciążące na nich obowiązki albo działając wbrew tym obowiązkom. Przykładów jest aż nadto, więc nie będę zanudzał czytelników ich przypominaniem. Dla porządku tylko zapytam, kto podjął decyzję o oddaniu za darmo majątku państwowego (w tym uzbrojenia Wojska Polskiego) obcemu państwu i na jakiej podstawie prawnej albo działał w interesie ukraińskich oligarchów rolnych za to na szkodę polskich rolników czy też dopuścił do wyniszczającej konkurencji ukraińskich firm transportowych na polskim rynku. To tylko najbardziej znane przykłady, ale owi „słudzy” mają na swoim koncie wiele innych, być może równie kosztownych dla nas „sukcesów”.
Teraz jednak już siedzą cicho jak przysłowiowa mysz pod miotłą (tak się kiedyś mówiło), bo ukraińscy politycy i oligarchowie wzięli od nas to, co im za darmo daliśmy a następnie zwrócili się do możnych tego świata, bo z naiwniakami (a zwłaszcza z dobrowolnymi sługami) się nikt nie liczy, zwłaszcza w bazarowej polityce kijowskich dygnitarzy. Nawet tzw. opiniotwórcze media nie są w stanie ukryć całkowitego bankructwa polityki sługusostwa i nie mogą przeboleć ZDRADY naszych „ukraińskich przyjaciół”. Jak też oni mogli nam to zrobić? Tego się po nich nie można było spodziewać, bo tak wiele zrobiliśmy dla „walczącej Ukrainy”, która powinna być nam dozgonnie wdzięczna. Opublikowana niedawno książka pewnego dziennikarza przedstawiająca anonimowe wypowiedzi „ministrów”, „osób z bliskiego otoczenia prezydenta” i innych funkcjonariuszy publicznych na temat polityki wschodniej ostatnich dwóch lat znokautowała nasze państwo i obnażyła polityczny stan świadomości tychże ludzi. Przyznam się, że nie wierzyłem, że możemy upaść tak nisko. Z cytowanych tam wypowiedzi wyłania się przerażający obraz bezradnych a przede wszystkim naiwnych rozrabiaczy, którzy nie przepuszczą żadnej okazji aby „przypieprzyć ruskim”. Troska o coś co można by nazwać „interesem publicznym” czy też choćby majątek państwowy jest im zupełnie obca. Dowiedzieliśmy się z ich sztubackich wynurzeń, że płacili jakimś ukraińskim pośrednikom za zakup zniszczonego sprzętu rosyjskiego. Ciekawe kto zezwolił na te wydatki i kto kwitował przyjęte od nas pieniądze? Gadatliwi wykonawcy „polityki wschodniej” sami przyznają, że zostali „wykiwani” przez ukraińskich protektorów, którzy potraktowali ich jak łatwych do wykorzystania frajerów. Rozsypał się na drobne kawałki mit o jakiejkolwiek kompetencji tych, którzy faktycznie (jakoby) reprezentowali nasze państwo w relacjach z władzami w Kijowie. Problem jest jednak dużo poważniejszy. Prawdopodobnie władze USA zaprzestaną finansowania tej wojny, a liderzy UE mówią o „odważnych decyzjach”, co oznacza, że Zeleński będzie musiał ukorzyć się przed Rosją, albo zrobi to ktoś inny, z którym Rosjanie będą chcieli rozmawiać. Z tej perspektywy wszystkie darowizny na rzecz „zielonych Trubadurów” oraz narzucone obywatelom polskim wyrzeczenia w imię „zwycięstwa walczącej Ukrainy” nie miały (bo nie miały) żadnego sensu. Od prawie dwóch lat jest to dla mnie zupełnie oczywiste i pisałem o tym wielokrotnie, że nasze straty w tej wojnie nie miały i nie będą miały jakiegokolwiek sensu, ani tym bardziej wpływu na sukces albo klęskę stron tej wojny.
Sądzę, że najwyższa pora podziękować „sługom narodu ukraińskiego” za ich twórczy udział w kształtowaniu polityki wschodniej naszego kraju. Nie mamy już z czego do was dokładać.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych