Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: rządy partii wojennej „sług narodu ukraińskiego”

Najważniejszą partią polityczną w naszym kraju od ponad dwóch lat jest „partia wojenna” zwana również przez część obywateli „sługami narodu ukraińskiego”, w skrócie „sługami” lub nawet dość pejoratywnie „sługusami”. Program ideowy tej partii jest bardzo prosty: musimy w pełni podporządkować się interesom ekipy Zełeńskiego rządzącej (jak dotąd) w Kijowie, bo ona prowadzi (jakoby) „naszą wojnę”: gdyby ta wojna wygasła, to ponoć Rosja „zbierze siły” i za kilka lat ruszy na inne kraje, w tym zwłaszcza państwa bałtyckie, a naszym obowiązkiem jest bezwarunkowa wrogość wobec Rosji. Jest to również partia cenzorów (wszystkie dyskusje na temat jej programu są zabronione) oraz zamordystów: ich zdaniem mamy bez szemrania ponosić cierpliwie koszty tej polityki, a interesy ekonomiczne obywateli naszego kraju nie mają żadnego znaczenia: mamy być biedni, zacietrzewieni i bezmyślni. Do partii wojennej należy chyba cały POPiS i – co wręcz osłupiające – nawet (była) lewica, która przypieczętowała swój wizerunek zbiórką pieniędzy na jakiegoś tureckiego drona, którego wysłała na tę wojnę. Złośliwi twierdzą, że obdarowani sprzedali z zyskiem tenże eksponat, podobnie jak istotną część uzbrojenia otrzymywanego z amerykańskich magazynów oraz pomocy humanitarnej, ale to zapewne są tylko niecne potwarze ze strony „agentów Kremla”, bo przecież władze w Kijowie brzydzą się korupcją.

Partia wojny wygrała ostatnie wybory i ma szanse jeszcze trochę porządzić, chyba że wyniszczy się w wojnie „przywracania praworządności”. Jej najważniejszym straszakiem jest kategoryczna prognoza dotycząca „zagrożenia rosyjską agresją”: jej zdaniem za kilka lat Rosja zaatakuje nas lub kogoś, kogo musimy bronić i jest to „nieuchronne”. A my musimy się bać. I tu tkwi sedno nonsensu, w którym przychodzi nam żyć. Przecież nikt (dosłownie) nie ma nawet dostatecznej kompetencji aby sformułować wiarygodną prognozę dotyczącą tego, co stanie się jeszcze w roku wyborczym 2024, w tym zwłaszcza w USA. Przecież (jakoby) Rosja jest „kolosem na glinianych nogach” i do tego czasu wreszcie się rozpadnie ku radości wszystkich rusofobów. W tym czasie wybuchnie przecież III wojna światowa (internetowi prorocy już ją dawno i wielokrotnie przewidzieli) i będzie to wojna „światowego przywództwa” z Chinami, których Rosja jest przecież „wasalem”. A USA przecież zawsze wygrywa swoje wojny.

Ale nawet nie to jest najważniejsze: w ciągu najbliższych kilku lat nastąpi (zgodnie z zapowiedzią) trwałe i definitywne przekształcenie Unii Europejskiej w scentralizowaną organizację (quasi państwo), które będzie prowadzić politykę zagraniczną w sposób niezależny od wpływu małych i skłóconych wewnętrznie państw takich jak Polska. Zmiany w traktatach tworzących tę organizację następują i kierunek tychże zmian jest jednoznaczny: dominacja Niemiec wspieranych przez Francję w celu łagodzenia a nawet likwidacji amerykańskiego protektoratu. Przecież ów protektorat za te kilka lat będzie już prawdopodobnie zupełnie inny, bo obaj starcy, którzy chcą nim rządzić, będą za te kilka lat jeszcze starsi, a może już „oddadzą duszę bogu”? Gdy przeciwstawimy się europejskim integrystom i odrzucimy nową wersję traktatów (mało prawdopodobne), będziemy mieli na głowie zupełnie inne problemy niż Rosja: naszym wrogiem będzie zjednoczona i antyamerykańska Europa. To tylko jeden z wielu możliwych wariantów.

Na razie partia wojny osiąga same sukcesy: już zubożyła nas co najmniej kilkanaście procent, bo darmowe wsparcie dla władz Kijowie będzie na nasz koszt kontynuowane. A przecież dobrze wiemy, że nasze wyrzeczenia nie mają jakiegokolwiek wpływu na wynik dzisiejszych wojen: i tych na wschodzie i tych na Bliskim Wschodzie.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją