Serwis Doradztwa Podatkowego

Czy grożą nam „podwyżki podatków” w drugiej połowie tego roku?

     Skąd pytanie będą tytułem niniejszego artykułu? Pośrednio dowiedzieliśmy się o tym z wypowiedzi jednego z dwóch kandydatów na urząd prezydenta RP, który zapowiedział, że (jakoby) zawetuje wszystkie ustawy „podwyższające podatki”. Zastanawiam się, skąd ów kandydat wie, że takie ustawy ktoś uchwali? Jako czołowy reprezentant najważniejszej siły politycznej Polski, czyli AntyPiSu, być może jest o tym przekonany, bo jego ruch przecież nigdy nie splamił się jakąkolwiek „podwyżką podatków”, a wzrost stawki VAT-u przed prawie dziesięciu laty z 22% na 23% był prawdopodobnie samowolą liberalnego ministra finansów Jana Vincenta r., który zapewne był wtedy kryptopisowcem. Gdyby wówczas obecny kandydat był już Głową Państwa, na pewno zawetowałby owe podwyżki: ale niestety jeszcze nie był. Teraz chce być, bo ? jak sam mówi ? reprezentuje większość wyborców, którzy nie tylko „mają dość”, lecz wiedzą, że rządy PiS „trza” odsunąć od władzy. Ciekawe, czy ktoś, kto orientuje się po japońsku (jako tako) w sprawach podatkowych, wpadłby na pomysł, aby w sytuacji globalnego spadku popytu konsumpcyjnego „podwyższać podatki”? Przecież, po pierwsze, może to tylko zmniejszyć dochody budżetowe, ale, po drugie, jest to zupełnie niepotrzebne. Cały tzw. zachodni świat masowo drukuje pieniądze, z których już nie trzeba obdzierać obywateli (bo po co?). Wręcz odwrotnie: do ich kieszeni wtłacza się dziś kwoty liczone w setkach miliardów euro, bo już unieważniono monetarystyczne bajeczki, które u nas ? jak to na prowincji ? wciąż obowiązują. Przypomnę ich istotę: jak jest dużo pieniędzy ? jest duża inflacja, jak się ma mało pieniędzy ? to jest mała inflacja, a jeżeli nie będzie pieniędzy, to już nie będzie inflacji i gospodarka wreszcie będzie mogła się swobodnie rozwijać. W czasach obecnych, aby zwiększyć dochody budżetowe, należy nawet obniżać podatki tym, którzy je jeszcze mogą płacić, wręcz zmusić do płacenia tych, którzy mają pieniądze i ich nie płacą. Czy tych ostatnich mamy jeszcze na naszej ziemi? Zwolennicy (w tym niejawni) PiSu tak mówią, lecz ? jak wiadomo ? jest tzw. prawda VAT-owska, która jest tyle samo warta, co „prawda smoleńska”. Można więc podejrzewać, że gdy jednak nie uda się odsunąć pisowców od władzy, to będą oni chcieli zmuszać tych, którzy uchylają się od opodatkowania, do ponoszenia tychże bezzasadnych ciężarów. Toż to przecież rozbój w biały dzień i znany dobrze liberałom „fiskalizm rządzącej kliki”. Jeżeli ktoś, kto tylko legalnie optymalizuje swoje obciążenia, będzie przez autorytarne rządy zmuszany do płacenia na „państwo PiS”, to trzeba temu powiedzieć twarde NIE. To przecież „podwyżka podatków”, która musi być skutecznie zawetowana.

     Ciekawe, czy wśród społecznych doradców tego kandydata nie ma już jakiejś damy lub dżentelmena z tej firmy, którzy doradzali niezapomnianemu Janowi Vincentowi r., gdy rządził na ulicy Świętokrzyskiej 12? To dość prawdopodobne, bo ów biznes przed pięciu laty twardo zwalczał „księżycowe pomysły” programu wyborczego Andrzeja Dudy, a potem stanął w pierwszym szeregu „uszczelniaczy” podatków. Całą nadzieją renomowanego biznesu podatkowego jest to, że tym razem wyborcy nie zawiodą pokładanych w nich nadziei.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją