Rok dwudziestopięciolecia Instytutu Studiów Podatkowych
Niezmiernie miło nam poinformować, że w tym roku obchodzimy dwudziestą piątą rocznicę powstania Instytutu Studiów Podatkowych, będącego liderem Grupy ISP.
W tym czasie służyliśmy swoją wiedzą i doświadczeniem naszym Kontrahentom, a przede wszystkim Podatnikom, oraz organom władzy publicznej, propagując postawy łączące efektywność ekonomiczną z legalizmem w celu pogodzenia dobra obywateli z interesem publicznym. Działalność nasza w sferze edukacyjnej, doradczej, eksperckiej i wydawniczej służyła już ponad 300 tysiącom Podatników.
W ciągu minionych dwudziestu pięciu lat dokładaliśmy wszelkich starań aby zapewnić najwyższą jakość naszej działalności, a nadrzędną dewizą było i pozostanie dobro i bezpieczeństwo naszych Kontrahentów. Wszystkim, którzy obdarzyli nas zaufaniem, najserdeczniej dziękujemy składając wyrazy głębokiego szacunku.
Zarząd i Pracownicy ISP
Może Pandora Papers zakończy najważniejszą patologię naszego, a także europejskiego systemu podatkowego, czyli destrukcyjnej symbiozy (prawie) całej władzy, w tym prawodawcy, z tzw. międzynarodowym biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania. Od dwudziestu lat piszę o tej gangrenie, ale nie ma to jakiegokolwiek znaczenia, bo:
- po pierwsze, całość klasy politycznej (z nielicznymi choć ważnymi wyjątkami) w pełni współpracuje z tym biznesem, który – jak sam twierdzi – ma „wyśmienite relacje” z pierwszą, drugą i trzecią władzą: np. wysocy urzędnicy a nawet sędziowie występują na konferencjach (pseudonaukowych) organizowanych lub wspieranych przez ten biznes, minister finansów a nawet premierzy zajmują się kryptoreklamą tych firm – przykładów jest tysiące, zna je każdy,
- po drugie, czwarta władza („opiniotwórcze media”) jest w całości podporządkowana interesom tego biznesu, żyje z ich reklam, przyznaje im jakieś „nagrody” za zasługi unikania opodatkowania: oni „jedzą sobie z dziubków” a przede wszystkim bałamucą podatników: aby można było na nich zarobić – nic nowego, taki jest przecież obraz części „wolnych mediów” w liberalnej demokracji,
- po trzecie, wszystkie „międzynarodowe” lub „ponadpaństwowe” agendy zajmujące się podatkami realizują interesy tego biznesu, mówią ich językiem i koncentrują się głownie na tworzeniu pozytywnego wizerunku „międzynarodowej optymalizacji podatkowej”,
- po czwarte, istotna część (większość?) ekspertów (nawet z tytułami profesorskimi) jest powiązana z tym biznesem i nie zrobią a nawet nie powiedzą niczego, co nawet pośrednio zagrażałoby ich interesom.
Dlatego niech się nikt nie dziwi, że podejmowane w ostatnich latach w Unii Europejskiej oraz Polsce działania mające na celu likwidację lub choćby ograniczenie skali ucieczki od opodatkowania są tak nieefektywne i w większości służą tylko temu, aby ów biznes mógł na tym dodatkowo zarobić. Jak wiemy, gdy politycy zaczęli coś tam opowiadać o „uszczelnieniu podatków” od razu zlecono opracowanie przepisów, które miałyby temu służyć, właśnie biznesowi zajmującemu się „międzynarodową optymalizacją podatkową”. Żyjemy w świecie niewyobrażalnego i bezczelnego absurdu, ale idzie tu o tak wielkie pieniądze, że każdego, kto chciałby w czymś przeszkodzić, można bardzo łatwo uciszyć.
Mam tu swoje bogate doświadczenie: ileś tam razy młodzi naiwni dziennikarze, którzy przeczytali opracowania na ten temat autorstwa Instytutu Studiów Podatkowych, zafascynowali się tematem i przeprowadzali wywiady, które wszystkie (bez wyjątku) trafiały do kosza, a owi ludzie już nie zajmują się podatkami (również nie są dziennikarzami – może to zbieg okoliczności): wystarczy również przypomnieć wściekłe ataki „polityków liberalnych” po moich zeznaniach w komisji śledczej do spraw wyłudzeń VAT.
Ze strony organów Unii Europejskiej słychać wreszcie zapowiedzi, że trzeba zdecydowanie przeciąć ten wrzód i zlikwidować wszystkie związki władzy i ludzi związanych z władzą i biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania („andersenami”). Jeżeli chcą prowadzić ten biznes, to wolna droga, ale nikt – ani sędzia, polityk, urzędnik, czy naukowiec nie powinien mieć z tym biznesem cokolwiek do czynienia jeśli chce dalej zajmować się swoją profesją. Kontakt ten ma plamić, wręcz hańbić. Zadajmy bowiem pytanie, czy przyzwoity człowiek może przy pomocy fikcyjnych lub sztucznych transakcji unikać opodatkowania? Wiem, wiem: moje gadanie jest kompletnie bez sensu, bo żyjemy w najlepszym z ustrojów, czyli liberalnej demokracji, a tu wszystko jest „urynkowione”, czyli każdy – jeśli go na to stać – może sobie kupić usługę niepłacenia podatków. Trzeba jednak ograniczyć skalę tych ofert, a przede wszystkim wprowadzić zakaz pod groźbą kary więzienia jakikolwiek kontakt urzędników i sędziów z biznesem tej proweniencji. Czy np. prokurator powinien mieć prawo szkolić podmioty zajmujące się unikaniem opodatkowania? Wydaje się to oczywiste, ale nie w Unii Europejskiej, bo tu wszystko jest „rynkiem”.
Mam nadzieję, że to się wreszcie zmieni. Wielu ludzi wiązało tu nadzieję z rządami PiS, bo o związkach liberałów z tym biznesem wiadomo od dawna. Było to jednak wyjątkowo naiwne, bo pierwszy „pisowski” minister finansów (już nikt nie pamięta jak się nazywał) nie zrobił nic na tym polu, nawet chwalił to, co zrobili poprzednicy (liberał?). Potem było jeszcze gorzej. Wiceministrem finansów do spraw podatków, czyli formalnie najważniejszą osobą, został pracownik tej samej firmy, z której wywodziła się owa dama będąca „społecznym doradcą” ministra Rostowskiego, czyli sięgnęliśmy dna. Potem go szczęśliwie wyrzucono.
Czy w związku z Pandora Papers nastąpi wreszcie „dobra zmiana” również na ulicy Świętokrzyskiej?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych