Serwis Doradztwa Podatkowego

Kto jest autorem unijnych patologii dotyczących podatku od wartości dodanej?

Już prawie dwadzieścia lat trwa w naszym kraju harmonizacja podatku od towarów i usług a przede wszystkim implementacja przepisów wspólnotowych dotyczących tego podatku. Jest to już dostatecznie długa perspektywa zezwalająca na sformułowanie kilku istotnych uogólnień. Zacznę jednak od pewnego zastrzeżenia: w 2004 roku zaimplementowano „hurtowo” wszystkie lub prawie wszystkie przepisy unijne ukształtowane przed naszą akcesją, nie mając jakiegokolwiek wpływu na ich treść; przede wszystkim byliśmy w sytuacji przymusowej – trzeba było to pilnie zrobić. Ową implementację przeprowadzono w sposób co najmniej naiwny, a nawet bezmyślny, w dodatku w atmosferze nachalnej propagandy na temat domniemanych zalet prawa unijnego. Z litości nie będę cytować złotych myśli z wieloodcinkowych tekstów np. „Gazety Wyborczej” w wykonaniu ówczesnego autorytetu podatkowego z „międzynarodowego” (czyli amerykańskiego) biznesu doradczego, który wypowiadał się na temat przewag unijnej wersji tego podatku: ani słowa o masowych oszustwach, wyłudzeniach i stratach liczonych już wtedy w dziesiątkach miliardów euro; patologie harmonizacji podatku były przecież już wtedy znane. Nie dawano jednak szans sceptykom: „opiniotwórcze media” – podobnie jak dziś – nie dostrzegają programowo tych zjawisk.

Od prawie dwudziestu lat teoretycznie mamy – jako członek tej organizacji – nie tylko wpływ na kształt owej implikacji, lecz również treść przepisów unijnych. Wiemy, że przepisy te są napisane byle jak a często także wyjątkowo niemądrze stanowiąc zaproszenie lub wręcz instruktarz ucieczki od opodatkowania. Młynek legislacyjny kręci się tam na wysokich obrotach i co najmniej kilka razy w roku przynosi kolejne zmiany, za którymi nawet już nie sposób nadążyć. Zresztą po co? Ci, którzy śledzą te zmiany i działają w dobrej wierze są raczej zgodni co do tego, że unijne prawodawstwo dotyczące podatku od wartości dodanej gdzieś się stacza. Nie będę mówił o jakości legislacyjnej tych przepisów, ta jest poniżej wszelkich standardów: idzie o treść merytoryczną. Przecież można by uregulować te problemy w sposób dużo lepszy tak aby:

  • po pierwsze nie zaśmiecać prawa regulacjami zbędnymi, które od razu wiadomo, że będą martwe; najlepszym przykładem tej twórczości był tzw. pakiet e-commerce,
  • po drugie usunąć wszystkie nonsensy (?), które zbędnie komplikują dokumentowanie, ewidencjonowanie i rozliczanie tego podatku,
  • po trzecie nie pielęgnować wszystkich najważniejszych patologii tego podatku, a zwłaszcza możliwości legalnego lub quasilegalnego wyłudzania jego zwrotów.

Przykładów tego rodzaju twórczości, a zwłaszcza zaliczających się do trzeciej grupy przepisów jest dużo i ich ilość wcale nie maleje, mimo buńczucznej narracji na temat zwalczania oszustw podatkowych. Dam tylko dwa aktualne przykłady. W dyrektywie 2006/112/WE upoważniono państwa członkowskie do wprowadzenia krajowego odwrotnego obciążenia w wielu grupach towarów, mimo że pod tym wynalazkiem kryje się w istocie stawka 0% i faktyczna likwidacja opodatkowania a owo rozwiązanie zaliczono później (zresztą zupełnie słusznie) do schematów podatkowych podlegających obowiązkowemu raportowaniu. Innym przykładem są unijne i nieunijne procedury szczególne dotyczące wewnątrzwspólnotowej sprzedaży towarów na odległość, które dają podatnikom możliwość uzyskania zwrotów podatku naliczonego w państwie rozpoczęcia wysyłki, mimo że formalnie podatek należny z tytułu tych czynności jest w całości płacony – według stawek państwa konsumpcji – odrębnie do organu podatkowego. Podatnicy nawet nie chcą wierzyć, że tu wyłudzenie zwrotów jest aż tak proste: zwrot podatku naliczonego może być wielokrotnie większy niż podatek należny przy zastosowaniu stawki kraju do którego jest wysyłany towar na rzecz nie tylko konsumentów, a również podatników nierozliczających WNT z tego tytułu. Notabene jest to temat tabu, o którym nie należy pisać, aby nie ujawnić istniejącej tu luki (podobnie było z krajowym odwrotnym obciążeniem). Odrębną opowieścią są przepisy unijne regulujące fakturowanie; można odnieść wrażenie, że celem ich wprowadzenia jest maksymalne wyeliminowane możliwości udowodnienia fałszerstw tych dokumentów: wiadomo bowiem, że współczesne możliwości podrobienia tych dokumentów są już prawie nieograniczone, a jeszcze w dodatku szykuje się kolejny pakiet dotyczący tych faktur.

Należy więc zadać pytanie: skoro jesteśmy członkami Unii Europejskiej dlaczego nie podejmiemy prób eliminacji tych patologii już na etapie prac legislacyjnych? Dlaczego rząd naszego kraju nie reaguje na bzdurne projekty i nie przeciwstawia się ich wprowadzeniu? Przecież przepisy te adresowane są do milionów podmiotów i powinno się im oszczędzić konieczności stosowania tych nonsensów. Pesymiści twierdzą, że pozytywna aura (tylko medialna) wokół tych rozwiązań wynika stąd, że są one napisane właśnie po to, aby ktoś mógł zarobić i nie należy mu w tym przeszkadzać. Jest coś na rzeczy, bo można sprawdzić jak wrogo i zajadle reagowała na moje przesłuchanie przed Komisją Śledczą do spraw wyłudzeń podatku od towarów i usług oraz akcyzy nie tylko wspomniana już „Gazeta Wyborcza”, lecz również pewien poseł z najważniejszej partii liberalnej. Stawiam więc publicznie pytanie: czy ktoś z Polski uczestniczy w tworzeniu przepisów unijnych dotyczących tych podatków i co zrobił, aby usunąć z nich znane specjalistom nonsensy? Może podatnicy poznaliby jego personalia, stan wiedzy na temat tego podatku a przede wszystkim czym się zawodowo zajmuje. Czy aby jedyną ich zasługą jest organizowanie ucieczki od opodatkowania swoich klientów? Czy nie działają w stanie rażącego konfliktu interesów? Nie chcę powtarzać niesprawdzonych wiadomości, ale podejrzenia są tu wręcz szokujące. Czekam na oficjalną informację, bo sądzę, że nie tylko ja chcę poznać autorów unijnych bzdur obowiązujących w podatku od wartości dodanej.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją