Serwis Doradztwa Podatkowego

Naród „wybrany”

     Zapewne publicyści specjalizujący się w tropieniu i ujawnianiu nawet najgłębiej skrywających przejawów polskiego antysemityzmu (jak wiemy ? „wyssaliśmy go z mlekiem matki”, nawet wtedy gdy nie była Polką), uznają tytuł niniejszego artykułu za przejaw tejże fatalnej przypadłości. Wiadomo przecież kto jest „narodem wybranym”, a jakiekolwiek aluzje lub metafory posługujące się tym pojęciem są bezwzględnie zakazane. Oczywiście tylko nam ? Polakom. Naruszę jednak obowiązującą poprawność i mimo wszystko użyję tego określenia dla naszego narodu (który oczywiście nie godzien jest tego miana, bo przecież „wzbogacił się na holokauście”) w bardzo prozaicznym znaczeniu: niedawno odbyły się przecież „wybory”, w których uczestniczyliśmy, opowiadając się (niewielką większością) za obecnym prezydentem. Mniejszość (mniejsza połowa) głosował jak TRZA, ale to (niestety) nie wystarczyło. Powie ktoś, że „wybieraliśmy”, a nie „zostaliśmy wybrani”. Spójrzmy na to z innej strony. Wybór ten, z istoty „binarny” (takie nowe słowo), oznacza również obowiązującą prawdopodobnie na najbliższe pięć lat wersję przyszłości naszego kraju; będzie to „Polska według Dudy” i w tym sensie będziemy „narodem wybranym”, bo jego prezydentura uwypukli to co dla nas (większości) jest ważne oraz unieważni lub pomniejszy warianty przeciwne. Czy możemy dziś nazwać najistotniejsze elementy tej „nowej ewangelii”? Nie jest to zbyt proste, bo w morzu zbędnych słów zagubiły się te ważne. Postaram się je wyłowić oddzielając przysłowiowe ziarno od plewa. Polska według Dudy będzie plebejską, socjalną i zupełnie nie radykalną. Plebejskość będzie objawiać się brakiem wiary w kompetencje intelektualne tzw. elit, które gremialnie i notorycznie mylą się we wszystkich istotnych ocenach i prognozach. Głównym (jedynym) programem wyborczym przegranego kontrkandydata było coś w rodzaju, że „trzeba zmieniać Polskę”, co brzmiało niezbyt mądrze, bo każdy zada pytanie: na lepsze, czy na gorsze? Musimy brać pod uwagę znane z przeszłości kompetencje jego osoby: przecież to znany ze swoich dokonań wiceprzewodniczący partii liberalnej, którego umiejętności zarządcze dobrze poznaliśmy w czasie awarii oczyszczalni ścieków w Warszawie. Założył wtedy na głowę twarzowy kask i pozował do zdjęć. Prawda, że bardzo umacniało to powszechną wiarę w jego umiejętności? Jeśli tak zwane zaplecze intelektualne tego polityka było w stanie wymyślić tak niemądre hasło o „Polsce zmienionej”, w dodatku przy pełnym poparciu opiniotwórczych mediów, to dlaczego to, co mówi każdy ?chłopek ? roztropek? ma być dużo głupsze? W Polsce według Dudy zwyciężył sensu stricto lud, bo umiał lepiej przewidzieć wynik wyborów, nie wierzy tzw. liberalnym elitom, czyli celebrytom Gazety Wyborczej i TVN, które być może również nie wierzą w to co mówią.

     Socjalność naszego państwa będzie na wskroś zachodnioeuropejska. Wszystkim potrzebującym (i niepotrzebującym) będą równo wypłacane zasiłki i inne świadczenia pieniężne, bo zwyciężyła filozofia 500+. Każdemu należy się tyle samo: żadnych uznaniowych kryteriów, bo są one niewiarygodne. W naszym socjalnym państwie nikt nie może pozostawać bez środków do życia (słusznie), kobiety nie będą przesadnie zmuszane do pracy zawodowej (chyba że chcą), posiadanie dzieci będzie premiowane, ale bez przesady: wciąż nasza świadomość materialna jest napiętnowana ponad stuletnią biedę. Wszyscy dostaną więcej, ale po trochu, co dla wielu jednocześnie jest przejawem wręcz wyjątkowej szczodrości ze strony państwa.

     Brak plebejskiego radykalizmu będzie przez najbliższe pięć lat (może dłużej) tą dobrą twarzą naszego kraju. Mimo wręcz histerycznej agresji (tylko słownej) ze strony przeciwników obecnej większości, zwycięzcy nie będą wykorzystywać swojej przewagi ani słowem, ani czynem. Dlaczego? Odpowiedź jest mimo wszystko prosta: totalna negacja wyborców Andrzeja Dudy ze strony zwolenników Trzaskowskiego pogłębia ich tożsamość, rodzi poczucie wspólnoty, bo jest wręcz satysfakcjonująca. W końcu są dla „tych lepszych” wspólnym wrogiem, czyli równorzędnym partnerem. Plebejski stosunek do krytyki ma dwojaki charakter: albo trzeba „dać po mordzie”, albo „niech spierdala”, bo ?psy szczekają, a karawan jedzie dalej?. Dominować będzie (niepodzielnie) druga postawa. Daje również trochę więcej satysfakcji.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją