Nadchodząca jesień i zima tego roku budzą coraz więcej obaw nie tylko o charakterze stricte gospodarczym (drakońskie podwyżki cen nośników energii, brak węgla, gazu i prądu): nadchodząca katastrofa ekonomiczna może nam przypomnieć obrazy nieszczęść „radykalnej transformacji” sprzed trzydziestu dwóch lat: „wraca Balcerowicz”. Podatnicy boją się również wzrostu represyjności fiskalnej, bo dodatki drożyźniane związane z wzrostem cen źródeł energii pochłoną ponad dwadzieścia miliardów złotych z pieniędzy budżetowych, a trzeba będzie jeszcze wspomóc przedsiębiorstwa, które dobija katastrofa ekologiczna Odry.
Nie miejmy złudzeń: nie godzimy się na wyrzeczenia, nie będziemy zbierać chrustu, a władza ma zrekompensować istotną część (większość?) kosztów „polityki wschodniej”, która uderza już we wszystkich obywateli. Pod tym względem jesteśmy już „prawdziwym Zachodem”: jeśli klasa polityczna chce wybierać się na antyrosyjską krucjatę, to niech to robi na własny rachunek. Zresztą politycy nie mają innego wyjścia, bo tu już nie ma pola wyboru: również cały AntyPiS w pełni popiera władze w działaniach prowadzących nas do katastrofy (warto sprawdzić jak opozycja głosowała w związku z bezsensownym embargiem na rosyjski węgiel). Za rok wyborcy mogą bowiem „podziękować” całej klasie politycznej, czyli nastąpi prawdziwy „wielki reset”.
Obawy podatników dotyczą zwłaszcza działań mających na celu szybkie zwiększenie dochodów budżetowych nie tylko w postaci nowego podatku od nadmiernych zysków inflacyjnych, lecz również poprzez wzmożone kontrole skarbowe: do wielu drzwi mogą zapukać kontrolerzy, którzy przyjdą po pieniądze uzyskane zwłaszcza w wyniku „działań optymalizacyjnych”. To najlepszy trop, bo daje szybkie efekty: zarobiłeś duże pieniądze dzięki schematom podatkowym – teraz trzeba podzielić się korzyścią. Oczywiście większości podatników nie stać na zakup tego rodzaju „usług”, bo ledwo wiążą koniec z końcem, ale „międzynarodowe” struktury korzystają również z „międzynarodowej” optymalizacji podatkowej. Oczywiście większość z nas jest sceptykami i nie wierzy, że władza odważy się wysłać kontrole do firm reprezentujących naszego „strategicznego sojusznika”, ale przecież zdarzało się to w przeszłości, przede wszystkim gdy do „optymalizacji” ich podatków brały się „renomowane” firmy, które nie ukrywały tu swoich sukcesów. Szczególny niepokój budzi również obecność ludzi wywodzących się z tego biznesu w strukturach władzy („ludzie z rynku”). Czy ich obecność nie stanowi zagrożenia dla interesów byłych klientów „biznesu optymalizacyjnego”? Czas pokaże.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych