Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: czy papież chwali „morderców”?

Użycie słowa „marginalizacja” byłoby dziś niewłaściwe: już jest autoeliminacja. Piszę tu o tzw. narracji opiniotwórczych mediów naszego kraju dotyczącej Rosji, która nie jest już śmieszna w swoim zacietrzewieniu ale wręcz żałosna, a często po prostu zwyczajnie niemądra. Każda informacja lub wydarzenie, które nie pasuje do opowiadanej na okrągło bajeczki o „całym świecie” zjednoczonym wokół „światowego przywództwa” w nieprzejednanej walce z „imperium zła”, jest u nas inspiracją do licytacji w zacietrzewieniu, którego prawdopodobnie autorzy komentarzy już dość dawno nie dostrzegają (to wizja optymistyczna), albo nie chcą dostrzegać, bo musieliby zakwestionować „zasadniczy kierunek” linii propagandowej wszystkich najważniejszych mediów: od „wolnych” do „reżimowych” (POPiS przecież jest fundamentem ustroju medialnego III RP). Niepasujące do tej bajeczki fakty lub zdarzenia przede wszystkim trzeba pominąć lub przemilczeć, bo każdy rasowy propagandysta kieruje się nadrzędną zasadą 3xZ (zagłuszyć, zagadać lub zniekształcić wszystko, co nie mieści się w jego zaszczytnej misji). Dlatego też nie dowiemy się np. ilu zmobilizowanych żołnierzy ukraińskich zdezerterowało lub poddało się dobrowolnie wojskom rosyjskim, a nawet ukrywa się podstawowe informacje o wielkości strat w „ludziach i sprzęcie”. Za to słyszymy o „setkach tysięcy” zabitych Rosjan i „tysiącach” zniszczonych czołgów. Przypomina się tu dowcip (a w zasadzie szyderstwo) sprzed ponad trzydziestu lat o propagandowych gazetach, które miały wówczas „większe zwroty niż nakłady”. Podobnie jest z rosyjskimi czołgami, których zniszczono więcej niż ich było.

Jeżeli jednak nie da się pewnych faktów ukryć i propagandysta musi skomentować zgodnie ze swoją misją, to owych wypowiedzi lub komentarzy już nie da się przeczytać bez zażenowania. Propagandyści nie mogli pominąć milczeniem np. wypowiedzi Głowy Kościoła Katolickiego, adresowanej do rosyjskich katolików, w której z uznaniem wypowiedział się o dokonaniach dwóch władców rosyjskich z XVIII wieku, których (uwaga) w piśmiennictwie zachodnim nazwano „Wielkimi” (Piotr Wielki i Katarzyna Wielka). Ich zasługi w nowie rozwoju cywilizacyjnego i kulturalnego nie są „na Zachodzie” kwestionowane, bo przecież „europeizowali” oni Rosję, czyli dostosowywali ją do jednego – jak się można domyślać – najdoskonalszego wzorca historycznego. Ich dziedzictwo jest częścią spuścizny europejskiej i to oni skutecznie usuwali z Europy islamskich Turków a przede wszystkim doprowadzili do ekspansji ekonomicznej europejskich produktów a przede wszystkim oświeceniowej estetyki na Wschodzie Europy.

A jak na tę wypowiedź Papieża Franciszka zareagowali opiniotwórczy komentatorzy opiniotwórczych mediów? Otóż są oburzeni, bo wspomniani władcy są ich zdaniem „mordercami”, a to tenże nadwiślański „wyrok” unieważnia wszystkie ich proeuropejskie osiągnięcia. Zapewne następnym i wręcz oczywistym postulatem owych propagandystów będzie usunięcie z bibliotek publicznych (a potem prywatnych) wszystkich książek, w tym zwłaszcza autorstwa „zachodnich” naukowców, w których powiedziano cokolwiek dobrego o tychże „mordercach”. Po wyborach zwycięska część POPiSu powinna więc powołać inspekcję biblioteczną realizującą te zadania o uprawnieniach śledczych, która będzie mogła przeszukiwać i konfiskować książki „wpisujące się w prokremlowską propagandę”, w tym również zachodnich naukowców, którzy – wiadomo – są (lub byli) na „rosyjskim żołdzie”. Dyżurny propagandysta oczywiście nie nazwał tak idoli historycznych obecnych władz w Kijowie („Zielonych Trubadurów”), których jedynym osiągnięciem było patronowanie wymordowania setek tysięcy Polaków i wielokrotnie większej ilości obywateli polskich zwanych do dziś „Żydami”, bo to przecież może osłabić nasz zapał we wsparciu dla walczącej Ukrainy a zapał ten nie tylko gaśnie, lecz powoli zmienia się w niechęć lub nawet wrogość; tacy jesteśmy – najpierw jednym głosem wspieramy „lockdownowe” zakazy, a potem również zgodnie potępiamy ich wprowadzenie.

Czy jednak warto pisać temat wypowiedzi publikowanych w „opiniotwórczych mediach”, skoro wiemy, że w sumie nie mają one większego znaczenia i opublikowano je nie po to, aby je ktoś przeczytał? Propagandysta z istoty mówi do innych propagandystów (propaganda jest adresowana do kontrpropagandy). Przecież te komentarze będą zapomniane i wykreślone z obowiązującej pamięci, bo w Waszyngtonie, Berlinie czy Brukseli zostanie prędzej czy później ogłoszona nowa „prawda etapu” i propagandyści z ochotą podejmą się wykonywania nowych zadań „na odcinku mediów”.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją