Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: fatum „polityki Sobieskiego”

Ta wojna jest nonsensem niszczącym obecny czas, przyszłość a nawet przeszłość. Skala wyniszczenia w każdym tego słowa znaczeniu jest zbyt duża, nie dając nikomu szansy na szybką odbudowę czy też choćby częściowe przywrócenie statusu quo ante bellum. Współczesne państwo ukraińskie zwłaszcza w tzw. wariancie Bidena (długotrwała, wyniszczająca wojna, która „potrwa długo”), cofnie się do stanu porównywalnego do pierwszego roku po drugiej z wielkich wojen (1945), trwale wyludni się i zdegraduje, skurczy o miliony ludzi, a potem będzie nękane przez choroby i bezprawie, przecież nikt nie odbierze milionów sztuk broni, które rozdano wszystkim chętnym do walki: nie zrobi tego ukraiński rząd, nie zrobią tego Rosjanie.

Państwa sąsiednie, w tym Polska, przerażone możliwością wciągnięcia militarnego w ten konflikt, zdegradują się ekonomicznie, nastąpi masowa trwała ucieczka kapitału i ludzi, którzy nie będą widzieć sensu życia „w strefie przyfrontowej”. Nie można się im dziwić. Rosja osaczona i atakowana ekonomicznie przez sankcje, okopie się, skonsoliduje w osamotnieniu i nienawiści do wszystkich wrogów, w tym zwłaszcza do Polski, będąca liderem (słownym) na „antyputinowskim froncie”. Ich lista jest dłuższa, ale na jednym z czołowych miejsc znajduję się właśnie nasz kraj. Nie będziemy umieli wyjść z politycznego zaułku, do którego wepchała nas niezdolna do obrony naszych ekonomicznych interesów część klasy politycznej. Wie tylko tyle, że musi powtarzać to, co aktualnie twierdzi „światowe przywództwo”, a jego cele i interesy nie mają wiele wspólnego z dobrem naszych obywateli. Bo dlaczego miałyby mieć? Przecież wiemy, że w tej wojnie owo „przywództwo” uczestniczyć nie będzie: ma ona zrujnować Rosję, która przecież jest w perspektywie jedynym potencjalnym politycznym sojusznikiem w nieuchronnym starciu ekonomicznym USA z Chinami. Zresztą owo „przywództwo” może się szybko zmienić, bo rządzący tam od niedawna demokraci siedzą na bardzo chwiejnym stołku.

Wielkie mocarstwa popełniają nawet większe błędy niż przywódcy małych państw, czego najlepszym przykładem jest bezsens (również z rosyjskiego punktu widzenia) obecnej inwazji na Ukrainę („operacja specjalna”). Pozwolę sobie tylko przypomnieć, czym skończyły się wszystkie „radzieckie” i amerykańskie wojny w ciągu ostatnich prawie osiemdziesięciu lat: Związkowi Radzieckiemu wystarczyła jedna przegrana wojna z Afganistanem, a USA zaliczyło dużo więcej spektakularnych porażek: obok Afganistanu był Wietnam i inne państwa Indochin (o czym nie chcę się pamiętać), a przedtem Korea, a już w tym wieku jest Irak, który już od dwudziestu lat walczy (i zwycięża) z amerykańską agresją (przepraszam: „operacją specjalną” – agresorem jest u nas tylko Rosja). Ameryce udało się skutecznie pokonać wyłącznie Grenadę (jest takie państewko), a Związkowi Radzieckiemu – Węgry w 1956 roku, które notabene dziś są jedynym w tej części Europy niewrogim państwem w stosunku do Rosji. Może będzie to również Francja, ale o tym zadecydują niedługo wyborcy, którzy już dali szanse „proputinowskiej” kandydatce.

Dziś już wiemy, że ów mityczny Zachód, którego jedność podkreśla się w naszej propagandzie na każdym kroku, już podzielił się na dwa obozy: jeden tworzy Stara Europa, a drugi kilka państw „wschodniej flanki NATO” oraz Wielka Brytania – pod komendą „światowego przywództwa”. Pierwszy z nich jest pragmatyczny, realistyczny a przede wszystkim egoistyczny: wie, że wojny w Europie nie mają żadnego sensu (a zwłaszcza ta), a Rosja była, jest i będzie częścią tego świata. Więcej: jest bardzo potrzebna, bo z Nowej Europy wyciśnięto wszystko co się da i wiele więcej się już nie da. Ów „niechciany prezent”, który otrzymała po 1989 roku, starzeje się i wyludnia; czyli szybko staję się taką samą „prawdziwą Europą” jak ta Stara. Aby utrzymać (bo już na pewno nie zwiększyć) dotychczasowy poziom życia większości wyborców Starej Europy potrzebne są: relatywnie najtańsze surowce energetyczne oraz polityczna przeciwwaga do amerykańskiej dominacji politycznej oraz ekonomicznej przewadze Chin. Tę rolę może pełnić (i jeszcze pełni) Rosja i przede wszystkim jest to propozycja rozwojowa. Ten prawdziwy Zachód nie chcę i nie dopuści do stanu permanentnej wrogości w stosunku do Rosji i prawdopodobnie w tej roli osiągnie istotne sukcesy, a przede wszystkim doprowadziłby – gdyby mógł – do jak najszybszego zakończenia tej wojny, czyli do OBRONY SWOICH INTERESÓW.

Drugi obóz gorliwie realizuje plan „przywództwa” czyli dąży do podtrzymania tej wojny, oficjalnie po to, aby doprowadzić do „zwycięstwa Ukrainy”, choć dobrze wie, że to właśnie to państwo jest już największym przegranym i tego już nie da się odwrócić. Można tylko marzyć o „nowym planie Marshalla” dla Ukrainy po zawieszeniu broni z Rosją: inwestycje wymagają jednak wystąpienia trzech niezbędnych przesłanek: bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, siły roboczej i popytu wewnętrznego w kraju miejsca inwestycji. Nie muszę odpowiadać na pytanie, czy w ciągu najbliższych lat jest jakakolwiek szansa na spełnienie choćby jednego z przedstawionych warunków. Zresztą po co teoretyzować: czy ktoś dziś, jakiś inwestor kupiłby budynek w jakimkolwiek mieście Ukrainy; mimo że są przedmiotem wyprzedaży za bezcen.

Ten obóz został zniszczony poprzez epatowanie swoich obywateli „zagrożeniem wojennym”, na dziesiątki lat skłóci się z Rosją i poniesie wszystkie koszty owej wrogości, również wtedy gdy wojna ta się skończy. Jego jedyną szansą jest głos wyborców, którzy nie będą chcieli degradacji ekonomicznej, drożyzny i długotrwałej recesji. Węgrzy już zdecydowali: kto będzie następny?

Polska przyjęła – wbrew ostrzeżeniom również amerykańskich publicystów – współczesną wersję „polityki Sobieskiego”, który uratował (bez sensu) Habsburgów po to, aby za sto lat zlikwidowali oni Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Chciałoby się przypomnieć myśl „niczego nie zrozumieli, niczego się nie nauczyli!”

 

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją