Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: przyszłoroczne pożegnania

To był zły rok: drożyzna nośników energii, zubożenie, niespełnione obietnice wyborcze, zwłaszcza te podatkowe tak istotne dla obywateli, chaos i nieudolność rządzących (ta ostatnia przypadłość może być jednak zaletą tych, którzy chcą coś zepsuć) oraz pogłębiająca się destrukcja państwa (neosędziowie, neoprawo, neopaństwo). Ogólna beznadzieja i niekompetencja. Nie będę litościwy: w tym roku „słudzy narodu ukraińskiego”, którzy od co najmniej trzech lat rządzą naszym krajem (może dłużej?), zapowiedzieli „ostateczne zwycięstwo nad Rosją”, która miała rozpaść się pod ciężarem „miażdżących sankcji” kolektywnego Zachodu oraz ofensywy wojsk „walczącej Ukrainy”. W wyborach prezydenckich za oceanem miała zwyciężyć chichocząca dama zwłaszcza dzięki powszechnemu poparciu celebrytów i „wolnych mediów”.

Były jednak wydarzenia dające nadzieję na przyszły rok. Najważniejszym jest oczywiście zapowiedź zakończenia „naszej wojny” przez nowego prezydenta USA. Optymizmem napawa również głębokie osłabienie „europejskiego przywództwa” w wyniku kryzysu politycznego w dwóch najważniejszych stolicach Starej Europy: śmiem twierdzić, że spełniła się tu moja prognoza jeszcze sprzed trzech lat, że bezmyślne zaangażowanie w wojnę z Rosją rękami i krwią Ukraińców osłabi na wiele lat integracyjne zapędy liderów Unii Europejskiej z Berlina oraz Paryża (na zawsze?). Absurdy ekonomicznego otwarcia na import taniego zboża z Ukrainy oraz bezsens Zielonego Ładu miały tu również istotne znaczenie. Popłoch wśród proeuropejskich polityków jest już trudny do ukrycia. Nie mają już szansy na odbudowanie swojej pozycji nie tylko w wymiarze międzynarodowym.

Rok 2025 będzie rokiem pożegnań. Postaram się wymienić tych, których przyszły rok obdarzy serią porażek oraz upokorzeń. Zacznę od tych najważniejszych. Rozpad a następnie rozbiór Ukrainy w wyniku realizacji „programu pokojowego” narzuconego przez nowego prezydenta USA, zakończy się upadkiem obecnego prezydenta Ukrainy oczywiście jeśli przeżyje tę klęskę. Nikt nie będzie go żałował, zwłaszcza jego rodacy: rządzi on tylko dlatego, że nie zorganizował w terminie wyborów prezydenckich. Mniejsza o to, co się z nim stanie, bo tu wszystkie warianty są możliwe. Będzie symbolem największej od lat katastrofy narodów tworzących to państwo, która przecież nie była czymś nieuchronnym. Nie wróci ponad dziesięciomilionowa emigracja, resztki majątku tego państwa rozdrapią oligarchowie lub zwykli przestępcy. Na długo, może nawet na zawsze pogrzebano idee „Wielkiej Ukrainy”: jej faktyczna państwowość zostanie zredukowana do byłej Galicji Wschodniej, której nikt nie chce (chciano nam podrzucić ten problem, ale bezskutecznie).

Drugim przegranym będą politycy koalicji rządzącej od roku w naszym kraju. W Waszyngtonie postawiono na nich przysłowiowy krzyżyk. Będą prawdopodobnie upokarzani przez nowego ambasadora (może ambasadorzycę) w sposób dużo bardziej dosłowny w porównaniu z czasami rządów pewnej damy w czasie poprzedniej kadencji Donalda Trumpa. Być może nowe światowe przywództwo, które nie zaprosiło na swoje zaprzysiężenie obecnego premiera (też Donalda), przyśpieszy przemeblowanie naszej sceny politycznej, co zaowocuje również przyśpieszonymi wyborami parlamentarnymi. Upokorzenia zaczęły się już w tym roku. Czy można podejrzewać, że węgierski azyl dla ściganego przez obecną władzę byłego wiceministra sprawiedliwości był tylko inicjatywą premiera Węgier?

Powolny, acz nieuchronny rozkład liberalno-lewicowej koalicji nabierze tempa jeszcze przed wyborami prezydenckimi a potencjalny sukces „ichniego” kandydata nie jest potrzebny przeciwnikom europejskiego przywództwa. Pierwsi opuszczą ten okręt prawdopodobnie ludowcy: przechodzenie na stronę zwycięzców należy przecież do istoty politycznego rzemiosła.

Trzecim przegranym będzie Unia Europejska pod rządami słabnącej z każdym dniem Pani Ursuli. Jej wybór na to stanowisko a przede wszystkim używany przez nią język oraz jej wyobrażenia należą do epoki, która definitywnie przechodzi do historii. Nie będzie chciał z nią rozmawiać na poważnie nikt z wielkich tego świata: bo nikt tam nie chce odbudowy „europejskiego przywództwa”. Polityczny kryzys już w trzech stolicach unijnej Europy jest sukcesem jej wrogów. A w polityce nie ma przyjaciół i trwałych sojuszy.

Dziś najważniejszym wrogiem całego USA i reszty Zachodu jest Globalne Południe. Aby wyrwać z jego objęć Rosję poświęci wiele; nie tylko nową Europę.

Wszystkim czytelnikom życzę szczęśliwego nowego roku. Sądzę, że przyniesie on koniec „naszej wojny”.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją