Obniżenie o pięć punktów procentowych najważniejszej stawki podatku dochodowego od osób fizycznych (z 17% na 12%) jest zapewne wydarzeniem o znaczeniu historycznym, ale także skłania do wielu ogólnych refleksji. Po pierwsze jest to druga w tym roku generalna obniżka tego podatku adresowana do znakomitej większości (90%) podatników; najpierw podwyższono aż 30 tys. zł. minimum wolne od podatku (odliczenie od kwoty podatku należnego 5100 zł) a teraz o prawie jedną trzecią zmniejsza się najważniejszą stawkę podatkową. Dla dochodów budżetowych jest to zabieg już na granicy nokautu: wpływy z tego podatku spadną o kolejne kilkanaście miliardów złotych (więcej). Podatnicy cieszą się z tego prezentu traktując go jako konieczną rekompensatę realnego spadku dochodów w wyniku równie bezprecedensowego wzrostu cen artykułów konsumpcyjnych, oraz braku odliczenia od podatku należnego kwoty składki zdrowotnej (i nie tylko).
Rzeczywiste powody wprowadzenia tej zmiany są jednak bardzo złożone. Sądzę, że jest to dramatyczna próba naprawy koncepcyjnego błędu całości Polskiego Ładu, który polegał na tym, że podwyższono składkę zdrowotną nie odliczaną (w dodatku) już od należnego podatku, a wydatek z tego tytułu nie zmniejsza podstawy opodatkowania podatkiem dochodowym. Na ten błąd publicznie wskazywałem od początku, ten mój głos został całkowicie zlekceważony przez „ludzi z rynku”, którzy rządzili tym podatkiem i przecież „wiedzą lepiej”, bo podatków uczył ich międzynarodowy biznes optymalizacyjny. Tym samym udowodniono jednak niezrozumienie istoty podatku dochodowego: podstawa opodatkowania w tym podatku (dochód) jest i musi być nadwyżką przychodu nad kosztami uzyskania, którymi są m.in. również wszelkie daniny publiczne, w tym zwłaszcza te, w których podstawą naliczania jest tenże dochód, a poniesienie tych danin ma związek z możliwością uzyskania przychodu przez podatnika. Składka na ubezpieczenie zdrowotne jest daniną publiczną, ale wiąże się z uzyskaniem przez podatnika świadczenia wzajemnego w postaci publicznej opieki zdrowotnej. Nie trzeba rozwodzić się nad problemami oczywistymi: wydatek na ochronę zdrowia (podobnie jak na żywność) warunkuje uzyskanie przychodów osoby fizycznej: chory a zwłaszcza obłożnie, nie jest w stanie zarabiać. Nie dotyczy to tylko osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, ale również wszystkich innych rodzajów działalności lub zatrudnień: przecież pracownik lub zleceniobiorca musi zachować jakiś poziom kondycji zdrowotnej aby zyskać te przychody. Czyli kwota tej poniesionej składki (jeśli nie jest odliczana od podatku należnego) musi zmniejszać podstawę opodatkowania w podatku dochodowym od osób fizycznych. Kiedyś, gdy podatkami jeszcze nie rządzili „ludzie z rynku”, nikt tego rodzaju błędów nie popełniał: przypomnę, że składka na ubezpieczenie społeczne zmniejsza podstawę opodatkowania ubezpieczonego niezależnie od tego, czy jest płacona przez pracodawcę, czy przez podatnika.
Czym więc jest kwota składki na ubezpieczenie zdrowotne w przypadku gdy nie zmniejsza podstawy opodatkowania podatkiem dochodowym? Jest DOCHODEM PODATNIKA, co jest oczywistym absurdem, a sama składka staje się drugim podatkiem dochodowym obciążającym osoby fizyczne; w dodatku jeszcze raz opodatkowanym pierwszym podatkiem dochodowym. Przypomnę opisany przeze mnie przykład, który obrazuje ten pomysł: podatnik osiąga dochód w rozumieniu podatku dochodowego od osób fizycznych w wysokości 1 mln. zł., który przeznacza w całości na inwestycje. Od tego wydatku musi zapłacić: 90 tys. zł. składki na ubezpieczenie zdrowotne oraz 190 tys. podatku dochodowego (podatek liniowy), czyli łącznie 280 tys. złotych (nominalnie). Realnie dochód wynosi jednak 910 tys. zł. (rzeczywisty przyrost aktywów), czyli rzeczywista stawka obciążeń fiskalnych wynosi nieco ponad 30%. Czyli od każdej złotówki wydanej na cele inwestycyjne podatnik musi w tym przypadku zapłacić 30 groszy, które jednak nie zwiększają wartości środka trwałego.
To podrzucono politykom zapewne przekonując ich, że firmują OBNIŻKĘ OPODATKOWANIA I WSPIERAJĄ INWESTYCJE MAŁYCH I ŚREDNICH PRZEDSIĘBIORSTW. Aby nie popełniać tak kardynalnych błędów trzeba przede wszystkim:
- powołać Ministra Finansów, który będzie miał czas i wiedzę niezbędne dla wykonywania swoich obowiązków,
- stworzyć kompetentny korpus urzędniczy, który zna się na podatku dochodowym; „ludziom z rynku”, trzeba podziękować; niech wracają na „rynek”.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych