Wbrew oficjalnej propagandzie, kolejne „pakiety sankcji” dewastują głównie gospodarkę państw tworzących antyrosyjski sojusz. Drożyzna, rosnąca wciąż do nieznanych od ćwierć wieku poziomów inflacja, perspektywa braku ogrzewania już na jesieni tego roku oraz hamująca gospodarka zaczynają faktycznie rządzić w tych państwach. Są już tego pierwsze efekty polityczne. Odchodzi w polityczny niebyt jeden z trzech jastrzębi polityki antyrosyjskiej, ekscentryczny rudzielec (notabene o rosyjskim imieniu Borys); to, w jaki sposób uzasadni się jego upadek, nie ma żadnego znaczenia. Upadał rząd włoski, a przed nami prawdopodobnie przegrana partii demokratycznej w jesiennych wyborach do Kongresu Stanów Zjednoczonych.
To już kolejne fiasko polityki „zjednoczonego Zachodu”: polityka „odstraszania” nie przestraszyła Rosji, która zaatakowała i powoli podbija ziemie pomajdanowej Ukrainy (Rosjanie twierdzą, że ją „wyzwalają”), a sankcje ekonomiczne jak dotąd nie doprowadziły do upadku gospodarki rosyjskiej. Wręcz odwrotnie: zlikwidowały cały dorobek inwestycyjny owego Zachodu na terenie Rosji, który za bezcen został sprzedany lub po prostu porzucony. Ciekawe, czy ktoś wbrew cenzurze odważy się wycenić wartość tej katastrofy? Czy to „tylko” dziesiątki czy już setki miliardów EURO?
Firmy z Zachodniej Europy a tym bardziej amerykańskie nie wrócą na rynek rosyjski: on jest dla nich stracony na wiele lat.
Dzięki temu urośnie strategiczny wróg Stanów Zjednoczonych; to on przejmie tę postzachodnią schedę – zresztą, z tego co wiemy, już to zrobili. Nie wiem, jak długo utrzymają się u władzy w państwach „wschodniej flanki NATO” prowojenne partie polityczne: to zależy od skali zubożenia i wysokości temperatur w mieszkaniach już na jesieni i zimą 2022/2023.
Zapewne rok 2022 jest czasem „wielkiego resetu”, ale ma on inną treść i inne skutki niż przewidywali to zachodnio-europejscy integryści. Bez tanich surowców rosyjskich, a zwłaszcza gazu i ropy naftowej i chłonnego rynku rosyjskiego i ekonomicznego podporządkowania europejskiego „bliskiego wschodu” (czyli byłych demoludów), gospodarka Starej Europy jest nieopłacalna. Prawdopodobnie przed nami długie miesiące kryzysów politycznych w najważniejszych stolicach, które będą wspólnym dorobkiem „zjednoczonego Zachodu”. Jeśli owo zjednoczenie odsunie od władzy partie wojenne, doprowadzi do pokoju, a przynajmniej do zakończenia rozlewu krwi, to będzie to również nasz sukces.
Wyciszeni przez cenzurę znawcy problematyki wojskowej twierdzą, że w ciągu tygodni a najwyżej miesięcy skończą się zapasy uzbrojenia i amunicji w państwach zachodnich, które dziś są przekazywane Ukrainie. Aby podtrzymać te dostawy na obecnym poziomie, należy przestawić gospodarkę tych państw na tryby wojenne, ograniczyć produkcję na cele konsumpcyjne lub pokojowe, co oczywiście nie wchodzi w grę. Zachód pozbywa się swoich zasobów militarnych, czyli faktycznie rozbraja się. Zresztą nie ma już innego wyjścia: wojna ta będzie prowadzona do przysłowiowego ostatniego Ukraińca, który będzie chciał walczyć z Rosją. Skończą się zasoby, skończy się wojna, chyba że wcześniej utrata władzy przez partie prowojenne przyśpieszy nadejście pokoju. My już tę wojnę definitywnie przegrywamy. Wiem, że popełniam zbrodnię pisząc te słowa. Naruszenie zakazów cenzury nie może przecież pozostać bezkarne.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych