Serwis Doradztwa Podatkowego

„JotPeki” i inne bzdury, czyli finał „wdrażania instrumentów informatycznych uszczelniających podatki”

W zeszłym roku organy skarbowe zwróciły 219 mld zł VAT-u, czyli prawie dwa razy więcej niż przed dwu laty (113 mld). Było to rekord w ponad trzydziestoletniej historii tego podatku (nie tylko nominalny – bo to oczywiste), ale przede wszystkim realny: największy bankomat w Polsce wypłacił prawie połowę wpływów. Nikt nie włamał się do tego bankomatu: władza zrobiła przelewy, których – co jest oczywiste – można było nie zrobić. Ostatecznie i definitywnie unicestwiono lansowany w mediach mit, że dzięki „instrumentom informatycznym”, a zwłaszcza jakimś „jotpekom”, organy podatkowe już tyle wiedzą, że podatek ten jest już definitywnie „uszczelniony”. Przypomnę festiwal nonsensów opowiadanych w tzw. opiniotwórczych dziennikach (tak się same nazywają) na ten temat. Przykładowo na pierwszej stronie jednego z nich jakiś ekspert (oczywiście na miarę tych mediów) twierdził, że dzięki przesyłaniu przez podatników do organów podatkowych ewidencji prowadzonych przez podatników VAT organy te już tyle wiedzą, że podatnicy nie będą musieli nawet składać deklaracji podatkowych! Z litości nie przypomnę, jak się owo medium nazywa, ale na pocieszenie mogę tylko dodać, że również konkurencja plotła podobne głupoty.

Teraz ministerstwo finansów oficjalnie twierdzi, że luka VAT jest już znów dwucyfrowa i jest tak samo źle jak za poprzednich rządów liberalnych. Rozumiem, że zatoczyliśmy koło, czyli wszystkie działania uszczelniające, a zwłaszcza wprowadzone przez cały POPiS „instrumenty informatyczne”, są nic nie warte i trzeba je wyrzucić do kosza.

Od samego początku promowania tych bzdur starałem się przekonać, że ilości sprawozdań składanych przez podatników, a zwłaszcza na temat ewidencji podatkowych, nie zależy efektywność fiskalna podatków, w tym zwłaszcza VAT-u. Po co wysyłać organom podatkowym tryliardy informacji np. na temat tego, że przysłowiowa „Spółdzielnia pracy Daremny trud” kupiła 72 rolki papieru toaletowego? Po co inwigilować podatników zbierając o nich bezwartościowe (dla celów fiskalnych) informacje, nie zajmując się jednocześnie prawdziwymi oszustami, którym grzecznie wypłacane są ciężkie miliardy złotych? Napisałem na ten temat (od lat piszę do władzy), żeby nie dręczyć podatników zbędnymi obowiązkami, lecz zająć się „międzynarodowym biznesem”, który zawodowo i zarobkowo demoluje ten (i nie tylko ten) podatek. W odpowiedzi tzw. pisowski wiceminister finansów powiedział, że uszczelnianiu podatków będą służyć jakiś „instrumenty informatyczne”, a jego zwierzchnik publicznie powoływał się na nazwę jednego z światowych liderów „optymalizacji podatkowej”, co w oczywisty sposób podważało wiarygodność jego działań (szczęśliwie szybko go odwołano).

Należy więc oczekiwać odpowiedzi na pytanie: kto podrzuca całemu POPiSowi te pomysły, w tym zwłaszcza owe „instrumenty informatyczne”, kto dostał za to pieniądze, a jeśli tak to ile? Ile zapłacili podatnicy za wdrażanie owych nonsensów? Czy dostawca tych głupot po prostu nie ma pojęcia o podatkach, czyli robił to w wyniku niekompetencji, czy też działał w złej wierze? Uczciwi podatnicy, którzy płacą VAT, mają prawo uzyskać odpowiedzi na te pytania.

Udało się zablokować całkowitą destrukcję fakturowania, bo „faktury ustrukturyzowane trafiają do kosza. Teraz czas na uroczyste pożegnanie innych nonsensów „uszczelniających” VAT, czyli powrót do deklaracji VAT-7.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją