Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: od co najmniej 10 lat władze w Warszawie wspierają reaktywację „Wielkiej Ukrainy”

Najnowsza wypowiedź ukraińskiego ministra spraw zagranicznych, Pana Kułeby, że część Lubelszczyzny i Podkarpacia są „ziemiami ukraińskimi”, która zaszokowała część opinii publicznej, nie powinna nikogo dziwić. Ale do tego potrzebny jest jakiś zasób elementarnej wiedzy i porzucenie – choć na chwile – obowiązującej rusofobii. Przecież obecne państwo ukraińskie uznaje się za kontynuację Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL), utworzonej przez niemiecko-austriackiego okupanta w 1918 roku, którą owi okupanci posadzili przy stole rokowań pokojowych w Brześci – obok innych niemiecko-austriackich uzurpatorów, których nazywano bolszewikami (mieli oni jakoby reprezentować Rosję) – tylko po to, aby zniszczyć nie tylko Rosję, ale również nas, Polaków. Narzucając swoim nominatom warunki Pokoju Brzeskiego „oddali” uzurpatorom ukraińskim właśnie te terytoria, które nominalnie należały do tzw. Królestwa Polskiego. Przypomnę, że do URL przyłączono wtedy również istotną część Podlasia, i być może o te tereny zapewne upomni się oklaskiwany przez „kampuśników” minister Kułeba. Tak więc „hodujemy” politycznie i militarnie za nasze pieniądze agresywne państwo, które wprost kwestionowało i będzie kwestionować integralność terytorialną naszego kraju i własność jego obywateli. Tylko patrzeć, jak – w nawiązaniu do „dobrych tradycji” roku 1918 – kijowscy rewizjoniści, wespół z ich tradycyjnymi patronami z Berlina, dokończą dzieła „przekreślenia Jałty” i poprą „słuszne żądania rewizji naszych granic”.

Najbardziej szokujące jest to, że „kampuśnicy” gorliwie bili brawo ministrowi Kułebie, gdy „ziemiami ukraińskimi” nazywał terytoria Państwa Polskiego. Nie dziwię się obecnym na tej imprezie „demokratycznym” politykom, bo znamy ich sposób pojmowania interesu publicznego oraz racji stanu Naszego Państwa: nadrzędny charakter mają dla nich „interesy europejskie”, a od kilku lat podporządkowywali się władzom w Kijowie. Ale co się stało z tymi młodymi ludźmi, dla których nie ma znaczenia nawet integralność terytorialna Naszego Państwa? Nie chcąc znęcać się nad ich świadomością, chciałbym jednak zadać im pytanie: czy godzą się na to, aby część naszych obywateli przeszła pod władztwo „samostijnej Ukrainy”, w której panoszy się wszechobecna cenzura, korupcja i delegalizowane są nawet związki wyznaniowe? Powiem więcej: czy rozsiani po terytorium Polski, zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych, przesiedleńcy z Lubelszczyzny i Podkarpacia chcą stać się obywatelami Ukrainy w jej obecnym wydaniu, czy też wolą zachować obywatelstwo Polskie?

Smutne jest to, że na naszych oczach spełnia się kolejna odsłona „Dziejów głupoty w Polsce”, których pierwszy tom napisał swego czasu Aleksander Bocheński.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją