Serwis Doradztwa Podatkowego

Czy można w 2025 roku zwiększyć dochody budżetowe z VAT-u o 50 mld zł?

Życzenia dla Czytelników

 

Wszystkim Czytelnikom Serwisu Doradztwa Podatkowego składamy najserdeczniejsze życzenia świąteczne, zdrowych, szczęśliwych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.

Redakcja Serwisu

Koniec roku skłania do podsumowań i uogólnień minionego czasu. Wiemy, że rok zakończy się rekordowym deficytem (około 240 mld zł), co zresztą przewidywałem ponad rok temu (można sprawdzić – internet nie zapomina). Jest wysoce prawdopodobne, że zwroty podatku od towarów i usług mogą pobić rekord z 2023 r. (przypomnę, że wtedy sięgnęły one kwoty prawie 220 mld zł., czyli były wyższe niż wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych). Przypomnę, że pierwotnie na ten rok dochody z VAT miały osiągnąć kwotę 316 mld zł, czyli przyrost miał wynieść 50 mld zł, co wydaje się niemożliwe, mimo sprzyjających warunków ekonomicznych (drożyzna, inflacja): w ostatniej chwili skorygowano więc prognozy dochodów na ten rok – zresztą nie tylko w tym podatku – i zwiększono planowany deficyt budżetowy znów o kwotę około 50 mld zł.

Można więc wyciągnąć wniosek, że od kilku lat brakuje właśnie około 50 mld zł, a o tę kwotę zawyżone są zwroty podatku od towarów i usług, co nie jest żadną tajemnicą dla wielu (większości?) podatników VAT: powtarzana jest przez nich gorzka refleksja, że uczciwi podatnicy płacą ten podatek aby sfinansować jego zwroty wyłudzane przez tych, których m.in. obsługują firmy mające dziwne relacje z władzą. Przecież jest rzeczą niemożliwą (w głowie się nie mieści), żeby bez mrugnięcia oka wypłacano niewyobrażalną kwotę 220 mld zł (czyli więcej o 100 mld zł niż dwa lata wcześniej) bez cichej wiedzy i zgody decydentów. Przypomnę, że dzieje się to wszystko pod rządami tzw. jotpeków, które jeszcze do niedawna przedstawiano jako genialny sposób na uszczelnienie VAT-u; urzędy skarbowe miały (jakoby) „wszystko wiedzieć” o podatnikach. Jeśli tak jest, to przekształcenie naszego państwa w gigantyczny bankomat było czynem na wskroś świadomym, bo „wszystko wiedząc” rozdano w roku 2023 prawie połowę wpływów z tego podatku. Podobny proceder prawdopodobnie trwa w tym roku z tą różnicą, że już nikt nie opłaca lobbystów wychwalających w „opiniotwórczych mediach” bzdury na temat skuteczności owych „jotpeków”. Temat ten znikł nawet z konferencji szkoleniowych na temat VAT, podobnie jak „faktury ustrukturyzowane” – to już nikogo nie obchodzi.

Gdyby nasze państwo działało w interesie publicznym, pojawiłby się raport odpowiedzialnych służb na ten temat, kto podrzucił (i ile za to wziął) tego potworka, który zdezorganizował funkcjonowanie organów skarbowych: przypomnę, że na tej fali „pisowskich reform” lat 2021-2023 skierowano do Sejmu projekt likwidacji… kontroli podatkowych. Działania urzędów skarbowych w stosunku do wszelkiej maści wyłudzaczy (przypomnę, że co rok składa się ponad półtora miliona deklaracji z żądaniem zwrotu VAT-u) miały się ograniczyć do apeli o korekty deklaracji (pod nazwą „czynności sprawdzających”) i grzecznego wypłacania żądanych kwot albo wszczynania na chybił trafił setek tysięcy postępowań podatkowych, na to nie ma ani ludzi ani środków.

W jaki więc sposób w tym stanie rzeczy zablokować wypłatę kwoty owych 50 mld zł (prawdopodobnie) nienależnych zwrotów, czyli zwiększyć dochody budżetu z tego podatku do około 380 mld zł w przyszłym roku? Wbrew pozorom jest to dość proste: trzeba po prostu nie wypłacać tych pieniędzy i wydawać decyzje o odmowie zwrotów, które nie „polegną” w trybach odwoławczych. Trzeba więc wyselekcjonować grupę najważniejszych podatników, czyli podmiotów, które w istocie nie są „podatnikami”, bo ich działalność polega wyłącznie lub głównie na wyłudzaniu zwrotów. Oczywiście przy ich wyborze nie pomoże ani jakiś „jotpek” ani faktury ustrukturyzowane, bo te wynalazki służą gnębieniu uczciwych podatników i odwróceniu uwagi urzędów skarbowych od rzeczywistych problemów. Paradoks polega na tym, że zarówno urzędnicy (jeśli ich jeszcze nie wyrzucili) jak i naukowcy i eksperci dobrze wiedzą w jaki sposób wyłudzane są zwroty VAT, zwłaszcza że robi się to w sposób „hurtowy” i dość bezczelny. Owi wyłudzacze są tylko słupami do zainkasowania pieniędzy, które są natychmiast dalej transferowane. Ów proceder organizuje tym podmiotom ktoś z zewnątrz, bo często osoby formalnie kierujące tymi podmiotami nie bardzo orientują się w co je wciągnięto. Nie jest również paradoksem, że obiektywnie można ustalić listę tych organizatorów, bo prawie dwadzieścia lat wyłudzeń pod rządami unijnego VAT-u pozwoliło zgromadzić tu dostateczną wiedzę. Tak więc selekcję potencjalnych wyłudzaczy należy rozpocząć od ustalenia listy organizatorów wyłudzeń i ich klientów. Owych organizatorów można rozpoznać nie tylko po ich życiorysie zawodowym (np. kto „doradzał” największym oszustom podatkowym na etapie składania „lewych” deklaracji), lecz po działalności publicznej: np. kto jeszcze opowiadał, że masowe wyłudzenia zwrotów w unijnym podatku od wartości dodanej to „kompletna bzdura”. Jest również potencjalna lista „podmiotów podwyższonego ryzyka”, których relacje z władzą w normalnym kraju powinny budzić zasadnicze wątpliwości. Można więc wprowadzić tu dość prosty obowiązek rozpoznawczy: każdy podmiot, który zajmuje się doradztwem dotyczącym podatków i jednocześnie zatrudnia lub zatrudniał w ciągu ostatnich pięciu lat (bezpośrednio lub pośrednio) byłych funkcjonariuszy publicznych wyższego szczebla, powinien ujawnić właściwym organom skarbowym ten fakt, a obsługiwani przez niego podatnicy powinni wiedzieć z kim mają do czynienia. Analogicznie należy traktować podmioty posiadające szczególne relacje z władzą chociażby w postaci zatrudniania ich byłych pracowników lub współpracowników na eksponowanych stanowiskach publicznych („ludzie z rynku”) w administracji rządowej. W obu powyższych przypadkach istnieje ryzyko konfliktu interesów: muszą tu obowiązywać twarde ograniczenia wprowadzane nie tylko w interesie publicznym, ale również uczciwych podatników.

Organy władzy na podstawie powyższych kryteriów mogą wyselekcjonować podmiot żądających zwrotów tego podatku i objąć ich kontrolami przed wypłatą zwrotów, oczywiście uwzględniając relatywnie wysoki próg istotności (od 100 tys. zł w górę); nie ma innego wyjścia – aby odmówić zwrotu trzeba zgromadzić dowody jego bezzasadności. Tu jakieś „instrumenty informatyczne” są całkowicie nieprzydatne; ten, kto żąda nienależnych zwrotów, może każdemu pokazać swoją ewidencję podatkową, która zewnętrznie niczym nie różni się od rzetelnych ksiąg.

Listę podatników żądających zwrotów tego podatku, którzy objęci będą szczególnym nadzorem, można sporządzić stosunkowo szybko. Nie należy w niej pominąć tzw. podatników rejestracyjnych, czyli tych, których podmiotowość wynika wyłącznie z rejestracji VAT-R: jest to zresztą klasyczny schemat podatkowy.

Już w przyszłym roku można więc zablokować kwoty nienależnych zwrotów do wysokości owych 50 mld zł: trzeba tylko przeciąć wszelkie potencjalne relacje między władzą (również polityczną) a biznesem zajmującym się najszerzej pojętą ucieczką od opodatkowania.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją