Tekst prof. W. Modzelewskiego: Ewolucja akcyzy w latach 2020-2024, czyli wielka niewiadoma.
Dlaczego nie tylko w programach wyborczych wszystkich (bez wyjątku) partii politycznych, ale również w codziennej narracji politycznej podatek akcyzowy w ogóle nie istnieje? Przecież jest to drugie w strukturze dochodów budżetu państwa i trzecie w strukturze dochodów budżetowych (budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego razem) źródło dochodów budżetowych: w tym roku podatek ten da około 70 mld zł, a dla porównania z VAT-u będzie około 180 mld zł. W dodatku jest on najbardziej efektywny fiskalnie, gdyż relatywnie niewielka liczba podatku daje jednostkowo największe ? w porównaniu do innych podatków ? dochody budżetowe, przez co podmioty te można realnie nadzorować, a głównych podatników tego podatku można policzyć na palcach dwóch rąk.
Podmioty obciążone tym podatkiem, czyli przede wszystkim producenci, importerzy, nabywcy wewnątrzwspólnotowi oraz sprzedawcy wyrobów energetycznych, w tym zwłaszcza paliw silnikowych, wyrobów tytoniowych, napojów alkoholowych, piwa i wina, z reguły dobrze wiedzą, że muszą płacić akcyzę, ich świadomość podatkowa jest relatywnie wysoka, czyli zarządzanie tym podatkiem jest relatywnie prostsze dla rządzących. Zarazem jednak istnieją ogromne „rezerwy” zwiększenia dochodów budżetowych w postaci rynku nieopodatkowanych wyrobów, zwłaszcza paliw silnikowych, papierosów i alkoholu, który szacowany jest na 10% podaży, a w przypadku wyrobów tytoniowych nawet więcej. Dlaczego więc nie sięga się po te pieniądze?
Biorąc pod uwagę deklarowane programy polityczne, w ciągu najbliższych czterech lat nie zdarzy się nic istotnego: akcyza zostanie taka jak jest, czyli kontynuowany będzie marazm koncepcyjny i organizacyjny. Przypomnę, że mijające cztery lata też nie charakteryzowały się przesadną aktywnością legislacyjną i organizacyjną. Wręcz odwrotnie: utworzenie Krajowej Administracji Skarbowej wiązało się z likwidacją izb celnych i urzędów celnych, które właśnie zajmowały się akcyzą, co spowodowało, że wielu zatrudnionych tam specjalistów od tego podatku jest już poza strukturami administracji rządowej. Dotyczy to chyba również najbardziej znanego celnika ? szefa związku zawodowego celników, który składał m.in. słynne już zeznania przed komisją śledczą do spraw wyłudzeń VAT-u i akcyzy. Szkoda, że tak się nie stało. Skoro nie ma programu politycznego, który określiłby projektowane działania władzy, to ową pustkę wykorzystać mogą ? jak to często bywa ? lobbyści, którzy chętnie załatwią swoje interesy rządowymi rękami. Albo nie będzie się działo nic. Niedawno odbyło się ? jak dowiedzieliśmy się z relacji prasowych ? seminarium na temat akcyzy, gdzie byli urzędnicy i ludzie z biznesu doradczego debatowali głównie o tym, jak? podwyższyć stawki akcyzy. Oczywiście można to zrobić, co da określone efekty fiskalne, ale zarazem podwyższy opłacalność sprzedaży wyrobów akcyzowych bez tego podatku: taka jest kolej rzeczy.
Czy jednak ? gdyby ktoś chciał i umiał ? zwiększyć dochody budżetowe w tym podatku przynajmniej do poziomu „przedliberalnego”, czyli z 2007 r., gdy stanowiły one 4% PKB, co wynosiłoby dziś ponad 80 mld zł, czyli o 10 mld zł więcej niż prognoza na ten rok? Oczywiście tak, ale wyobraźnia klasy politycznej musiałaby przekroczyć granice podwyższenia stawki podatku. Gdyby zminimalizowano nieopodatkowaną sprzedaż wyrobów tytoniowych (głównie papierosów), dochody budżetowe byłyby wyższe o ponad 2 mld zł. Ograniczenie do marginesowego poziomu sprzedaży nieopodatkowanych paliw silnikowych dałoby ponad 4 mld zł a w przypadku wyrobów alkoholowych około 1,5 mld zł. Czyli w wyniku wyeliminowania tzw. szarej strefy można uzyskać nawet 7,5 mld zł. Jeżeli podjęto by wreszcie dość skomplikowane działania legislacyjne i organizacyjne mające na celu faktyczne opodatkowanie tzw. wtórnego obowiązku podatkowego, czyli zmiany przeznaczenia, użycia lub zużycia wyrobów, które nie zostały opodatkowane na etapie pierwotnym lub były opodatkowane na niższym poziomie, to uzyskano by kolejne miliardy, bo tu jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. A pieniądze oczywiście leżą ? jak zawsze ? na przysłowiowej ulicy, ale trzeba chcieć i umieć po nie sięgnąć.
Aby politycy zaczęli wreszcie rządzić tym podatkiem powinien powstać stały zespół konsultacyjny, który służyłby radą, złożony z osób nie pozostających w konflikcie interesów, czyli nie powiązanych z żadnym lobby branżowym. Jest to podatek zbyt trudny, aby pozostawiać go „wolnemu rynkowi” wpływów.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych