Ktoś musi wstrzymać narastający lawinowo proces destrukcji prawa podatkowego. Czy naprawdę zeszłoroczna kompromitacja prawodawcy związana z Polskim Ładem nie była dostatecznie dużym kubłem zimnej wody, który wylano na głowy polityków? Okazuje się, że nie: kolejne fale błędnie lub niechlujnie napisanych nowelizacji są taśmowo przesyłane do Sejmu, nikt tego nie czyta, nie ocenia ani nie poprawia. Dlaczego? Do końca nie wiadomo, ale na pewno opozycja, czyli nienawidzący obecnej władzy AntyPiS, nie ma jakiegokolwiek merytorycznego zaplecza, które wytknęłoby choćby najbardziej oczywiste absurdy kolejnych nowelizacji. Ujawniając te absurdy można by przecież poprawić swoje sondaże, ale trzeba się choć trochę znać na podatkach. Nikt nie zakwestionował (przykładowo) absurdu, który będzie obowiązywać od połowy roku, nakazującego z mocą wsteczną (retrospektywnie) odnaleźć i stosować ad mortem defecatam historyczne (np. sprzed pięciu lat) kursy walutowe dla potrzeb wystawiania faktur korygujących: podatnicy mówią wprost – mamy gdzieś te przepisy i będziemy – tak jak dotychczas – stosować kursy bieżące, bo one mają sens ekonomiczny (rzeczywista wycena waluty obcej) i nie wymagają ciągłych poszukiwań niezarchiwizowanych kursów historycznych. Rocznie wystawiane są grube miliardy faktur korygujących i nikt nie będzie miał czasu na takie zabawy. Innym przykładem są nonsensy opodatkowania tzw. fundacji rodzinnych, które mogą być wykorzystywane jako typowy wehikuł optymalizacyjny albo jako sprytnie zastawiona pułapka pozwalająca pozbawić majątku naiwnych podatników: wszystko zależy od tego, jak niezdarnie (?) napisane przepisy będą stosować organy a potem sądy.
Ale kroi się coś dużo gorszego? Z kontrolowanych przecieków wiadomo, że jeszcze w tym roku zmieniona będzie Ordynacja podatkowa, w której zlikwiduje się cały rozdział dotyczący kontroli podatkowej. Przypomnę, że od zawsze (również przed wojną) podstawową misją organów podatkowych było prowadzenie kontroli podatkowych, które nie są działaniem władczym: kończą się wydaniem protokołu kontroli, który niczego obywatelowi (kontrolowanemu) nie nakazuje. Stwierdza się w nim określone fakty, które to ustalenia można kwestionować w formie zastrzeżeń do protokołu, a organ kontrolny może się z nimi zgodzić. Jeśli jest innego zdania, może (ale nie musi) wszcząć postępowanie podatkowe, które – jak wiemy – może skończyć się „domiarem” czyli decyzją naczelnika urzędu skarbowego. Po kontroli podatnik może również składać korekty deklaracji korzystając dzięki temu m.in. z przywileju niekaralności.
Jest to oczywisty i konieczny sposób rządzenia podatkami, nie stygmatyzujący kontrolowanego i dający mu szansę dialogu z władzą. Czym innym są kontrole celno-skarbowe, które z zasady powinny skończyć (i z reguły kończą) się domiarem, bo kończący je wynik kontroli nawet nie może być formalnie oprotestowany przez obywatela, a naczelnik urzędu celno-skarbowego ma władzę absolutną: jest kontrolującym oraz orzekającym w pierwszej i drugiej instancji (absurd ustrojowy). Szczególnie aktywność tych ostatnich organów jest jednak wciąż niewielka (ok. 4 tys. kontroli rocznie), a na tym tle organy kontroli podatkowej są potęgą: około 20 tys. kontroli rocznie bez stygmatyzowania kontrolowanych jako potencjalnych oszustów podatkowych.
Ktoś kto chcę zburzyć ten stan rzeczy powinien zostać przesunięty do innych zadań, bo chce zaszkodzić nie tylko państwu, ale również obywatelom. Oczywiście interes publiczny nikogo dziś nie obchodzi – do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Można podejrzewać, że strategicznym celem polityki jest to, aby nasze „niepodległe” państwo było jednocześnie bezsilne i represyjne – więcej ludzi stąd ucieknie a na nich z otwartymi rękami czeka tzw. „Stara Europa” (musimy przecież dbać o interes Europy).
Ale jak zareagują organy podatkowe na odebranie im uprawnień do przeprowadzenia kontroli podatkowych? Bardzo prosto: będą masowo wszczynać postępowania podatkowe i … przeprowadzać kontrole w trakcie tychże postępowań a obywatele będą musieli w zębach przynosić wszystkie żądane dokumenty. A postępowanie podatkowe „nie może” przecież zakończyć się jego umorzeniem: muszą być „wyniki”, a tu się drogi podatniku odwołuj: najpierw do dyrektora izby administracji skarbowej, potem do sądów: masz na to 10 lat. Przypomnę również, że w trakcie postępowania podatkowego nie można już złożyć korekty. Czyli owe dwadzieścia tysięcy postępowań (w miejsce kontroli podatkowych), to również co najmniej tyle samo spraw postępowań karnoskarbowych. Absurd goni absurd.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych