Zwycięzcy politycy twierdzą, że muszą przywrócić praworządność po latach „pisowskiego bezprawia”. Mówią o sądownictwie powszechnym, KRS, Trybunale Konstytucyjnym, Sądzie Najwyższym a pomijają konsekwentnie „dorobek” legislacyjny, interpretacyjny i judykacyjny prawa podatkowego ostatnich lat (zwłaszcza 2020-2023), czyli nieznany w przeszłości stan chaosu. Ilość wprowadzonych nowelizacji przekroczyła wszystkie rekordy a ich jakość legislacyjna a częściowo również merytoryczna stoczyła nas na przysłowiowe dno. Co prawda wcześniej usunięto z najważniejszego podatku kilka rażących „liberalnych” patologii (w tym zwłaszcza obowiązkowe krajowe odwrotne obciążenie w podatku od towarów i usług) oraz wprowadzono kilka (dosłownie) ważnych zmian uszczelniających (w tym zwłaszcza obowiązkowe odwrotne obciążenie w tym podatku), ale te perły giną w morzu zbędnych lub bylejakich zmian oraz oczywistych absurdów, których już nikt nie traktuje poważnie (np. tzw. raportowanie schematów podatkowych). W akcyzie najwięcej do powiedzenia mieli przez ostatnie lata interesariusze, którzy bronią przywilejów czyli głównie obniżonych stawek na „swoje wyroby”, co zmniejsza i tak niewielką efektywność fiskalną tego podatku. Horrorem są oczywiście podatki dochodowe, w których co roku doklejano kolejne napisane byle jak nowelizacje, a zwłaszcza kolejne ulgi, z których nawet nikt nie chciał skorzystać (poza „biznesem optymalizacyjnym”). W podatku od towarów i usług dopisano dziesiątki bezsensownych przepisów, których treść świadczy wyłącznie o tym, że ich autorzy mają dość skromną wiedzę na temat tego podatku. Przy okazji implementowano całą serię najnowszych pomysłów unijnych, zwłaszcza dotyczących tzw. e-commerce, równie „mądrych” jak miejscowe wynalazki legislacyjne. Swoją drogą ktoś reprezentował nasz kraj w pracach nad zmianami w prawie UE dotyczącym tego podatku i nie oprotestował dotychczas tych pomysłów: czy może warto go wreszcie wymienić na kogoś bardziej kompetentnego?
Co z robić z tym bajzlem? Odpowiedź jest i prosta i trudna: można by zacząć od „ustawy oczyszczającej”, która uchyliłaby wszystkie zbędne (czyli większość) wprowadzanych w tym czasie przepisów. Trzeba by jednak wprowadzać w tej ustawie setki przepisów przejściowych i epizodycznych, których zrozumienie nastręczałoby zbyt wiele trudności. Kto miałby napisać te przepisy? „Ludzie z rynku”, którzy śmiecili w legislacji podatkowej? Wolne żarty. Bo przecież tu tkwi istota problemu: sprzątanie w śmietniku legislacyjnym może potrwać dużo dłużej. Ważniejsza jest zmiana zasad i trybu stanowienia przepisów podatkowych. Tę rolę trzeba powierzyć ludziom kompetentnym, którzy działają w interesie publicznym, czyli należy „podziękować” wszystkim bez wyjątku, którzy odpowiadają za katastrofalny stan legislacyjny. Trzeba również maksymalnie ograniczyć wpływy interesariuszy, których destrukcyjna rola na tej niwie jest tak samo zła jak owych „ludzi z rynku”. Ale czy mogą to zrobić „liberałowie”, którzy przecież rozpoczęli destrukcję podatków poprzez wprowadzenie do resortu finansów „społecznych doradców” z „międzynarodowego biznesu” zajmującego się ucieczką od opodatkowania?
Można również zacząć to dzieło w inny sposób: usunąć wyłącznie przepisy zbędne, zwłaszcza dodane w ciągu ostatnich kilku lat (zwłaszcza przy okazji tzw. Polskiego Ładu) i jednocześnie powołać cztery zespoły legislacyjne, które napisałyby NOWE USTAWY o podatkach: od towarów i usług, PIT i CIT i odrębnie o opodatkowaniu hazardu. Zespoły powinny składać się z ekspertów nie pozostających w konflikcie interesów i objętych ochroną przeciwlobbingową i antykorupcyjną. Na napisanie tych projektów potrzeba w sumie około pół roku: powinien zostać powołany przez rząd merytoryczny pełnomocnik, który kierowałby od strony organizacyjnej tymi pracami. Zespoły te można by szumnie nazwać „Radą Kodyfikacji Prawa Podatkowego” albo „Komisją Kodyfikacyjną”, a każdy z szefów zespołu powinien swoim nazwiskiem sygnować te projekty: idzie o merytoryczną odpowiedzialność za wynik tych prac. Tak jak pierwszą ustawę o podatku od towarów i usług i akcyzie w wersji obowiązującej w latach 1993-1996 nazywano potocznie „ustawą Modzelewskiego”, tak te nowe projekty powinny mieć swoich „merytorycznych ojców”.
Można pójść wówczas już od dziś inną, prostszą drogą: można przygotować „małą” ustawę, która etapowo będzie uchylać wyłącznie absurdalne lub po prostu zbędne przepisy, wprowadzając jednocześnie postulowaną od kilkunastu lat możliwość opracowania przez podatników indywidualnych wewnętrznych regulaminów (instrukcji) podatkowych, które rozwiązywałyby trudne problemy interpretacyjne, jednocześnie ujednolicając ich stosowanie w czasie. Podatnik byłby zobowiązany do poinformowania właściwego organu podatkowego o przyjęciu oraz zmianie tych regulaminów oraz do przesłania ich treści. Dokumenty te mogłyby być przesłane również do Krajowej Informacji Skarbowej, której szef mógłby w określonym terminie negatywnie zaopiniować poszczególne postanowienia tego regulaminu w przypadku ich jednoznacznej sprzeczności z przepisami prawa (a nie np. z wyrokami sądowymi czy też interpretacjami urzędowymi). Opinia w tej sprawie nie miałaby charakteru wiążącego, ale byłaby ważnym sygnałem dla podatników.
Może więc prawo podatkowe powinni naprawić sami podatnicy, skoro władzy to jakoś nie wychodzi?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
Z głębokim żalem i smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci Naszego Kolegi Marka Kluz, doradcy podatkowego. Żegnamy Człowieka czynnie zaangażowanego w sprawy samorządu, obdarzonego szczególnym szacunkiem w środowisku doradców podatkowych.
Wyrażamy ubolewanie i składamy kondolencje Rodzinie, Przyjaciołom i Najbliższym Zmarłego.
Redakcja Serwisu