Serwis Doradztwa Podatkowego

Czy można zwiększyć dochody budżetowe o kilkadziesiąt miliardów złotych w 2024 roku?

Licytację zapowiedzi wyborczych, które radykalnie zwiększą wydatki publiczne, uzasadnia oczywiste pytanie o możliwości szybkiego wzrostu dochodów budżetowych. Lider rządzącej partii już przelicytował opozycję zapowiedzią 800 plus i oni nie będą mogli być gorsi. Zresztą już złożyli projekt wprowadzenia podwyżki tego świadczenia od początku czerwca 2023 r. Sądzę, że niezależnie od wyników wyborów (choć można przewidzieć ten wynik) w przyszłym roku do kieszeni obywateli popłynie zwiększona rzeka pieniędzy (nie tylko 800 plus, lecz również „babciowe”, darmowe leki dla seniorów, dwukrotna podwyżka kwoty wolnej od podatku dochodowego od osób fizycznych itp.), które albo będą bezpośrednim wydatkiem budżetowym albo wynikiem obniżenia dochodów budżetowych, w tym zwłaszcza podatków będących dochodem budżetu państwa.

Zastanówmy się więc, czy istnieją w obecnym systemie podatkowym jakieś istotne rezerwy (oraz luki), których wykorzystanie lub likwidacja mogłaby przynieść szybki wzrost dochodów budżetowych już w przyszłym roku, a jeśli tak, to o jakie kwoty tu idzie. Niektórzy twierdzą, że najprostszym sposobem szybkiego wzrostu dochodów budżetowych jest jednorazowe i trwałe odsunięcie od wpływu na stanowienie przepisów podatkowych całej rzeszy lobbystów i interesariuszy, którzy niepodzielnie tam rządzą od co najmniej kilkunastu lat („wyśmienite relacje” – cytuję jednego z przedstawicieli tego światka). Interesariuszy rządzących przepisami podatkowymi można podzielić na co najmniej trzy grupy:

  1. „branżowych”, którzy pilnują aby sprzedawane przez nich towary lub usługi były zwolnione od opodatkowania lub dużo niżej opodatkowane niż substytuty dostarczane przez konkurencję nie mającą dojścia do odpowiednich salonów: lista tych przypadków jest częściowo znana, gdzie od lat koronnym przykładem są tzw. podgrzewacze, które są wielokrotnie niżej opodatkowane akcyzą niż ich główny substytut – czyli papierosy,
  2. „optymalizacyjnych”, którzy pilnują aby przepisy podatkowe dawały możliwość legalnej lub quasilegalnej ucieczki od opodatkowania ich klientów („inwestycje legislacyjne”): nie jest jakąkolwiek tajemnicą, że projekty przepisów podatkowych pisane są przez firmy lub ludzi zajmujących się zawodowo i zarobkowo „międzynarodową optymalizacją podatkową”, co zakrawa na groteskę, liderzy tejże „optymalizacji” są ekspertami, którzy pisali m.in. tzw. Polski Ład (i nie tylko). Nikt nawet nie zająknie się o występującym tu konflikcie interesów, bo go dziś już nie ma: przepisy podatkowe nie są stanowione w interesie publicznym a zwłaszcza fiskalnym, zresztą również na szczeblu unijnym.
  3. „technologicznych”, który (w swoim interesie) „unowocześniających” rękami prawodawcy system podatkowy: to oni stworzyli i upowszechnili fałszywe przekonanie, że jeśli rozliczenia podatkowe będą dokonywane „nowocześnie”, a zwłaszcza w formie elektronicznej, to nie będzie już
  4. oszustw podatkowych, podatnicy zafascynowani nowoczesnością będą rzetelnie deklarować wszystkie przychody i dochody a fiskus przy pomocy jakiś „instrumentów informatycznych” jest w stanie wykryć wszystkie oszustwa. Kompletne bzdury, bo przecież fałszowanie faktur elektronicznych jest dziś prostsze niż papierowych i w dodatku całkowicie bezkarne. Tu najważniejszym scenariuszem działania jest również wprowadzenie rękami prawodawcy katastrof informatycznych i późniejszy zarobek na ich likwidacji: taką katastrofę szykuję się na połowę przyszłego roku w postaci powszechnego obowiązku wystawiania tzw. faktur ustrukturyzowanych.

Ile mogłoby dać pieniędzy usunięcie wpływów tych grup interesariuszy? Ostrożne szacunki mówią o co najmniej kilkunastu miliardach złotych. Wystarczyłoby usunięcie luk w akcyzie i podatku od towarów i usług, a kopalnią pieniędzy jest podatek dochodowy od „międzynarodowych korporacji”, które (nie tylko w Polsce) umieją nie płacić podatków. Dla wybranych jest oferowana droga nabycia usługi „niepłacenia podatków”. Demokracja „urynkowiła” również prawo podatkowe.  

Wiem, że jestem naiwny, bo nie ma ani siły ani woli usunięcia tych wpływów. Dlatego też za dobroć władzy zapłacą jak zawsze zwykli obywatele: oni poniosą ciężar wyższych wydatków budżetowych (tzw. Prawo Kudriawcewa).

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją