Niestety na tak szokujące pytanie odpowiedź jest pozytywna: ponoć ten absurd jest treścią prawa UE a dokładnie wynika z art. 203 dyrektywy regulującej unijny VAT. Podatnicy polscy już od lat nie mają złudzeń: nie pierwszy i zapewne nie ostatni nonsens prawny, który sprowadza do naszego kraju konieczność implementacji unijnego prawa podatkowego. Z pewną dozą ironii pozwolę sobie przypomnieć opasłe książki propagandowe na temat tej dyrektywy, które miały w podtytule „VAT w najlepszym wydaniu”. Jak wynika z wyroku TSUE z dnia 31 stycznia 2024 r. (C-442/21) to pracownik jest obowiązany do zapłaty kwoty podatku na podstawie art. 108 ustawy o VAT (odpowiednik art. 203 Dyrektywy VAT) w przypadku, gdy spełnione są jednocześnie następujące warunki:
- nie ma dowodu, że pracownik wystawił ten dokument za wiedza i zgodą pracodawcy (jedynym bezsprzecznym tego dowodem byłoby zarchiwizowane szczegółowe polecenie fakturowania, którego – nawet gdy jest – nikt nie przechowuje,
- pracodawca, w imieniu którego wystawiono tę fakturę, dochował należytej staranności w nadzorze nad pracownikiem wystawiającym te faktury.
Zapewne wielu czytelników przeciera oczy z niedowierzaniem. To taki jest „VAT w unijnym wydaniu”? Toć przecież jest to absurd, który w nieeuropejskiej głowie zmieścić się nie może. Przecież osoba, która fizycznie wystawia fakturę, jest pracownikiem ściśle wykonawczym, która z reguły nie zna treści stosunku prawnego łączącego podatnika z potencjalnym kontrahentem; jej obowiązki mają w istocie charakter techniczny. Musi działać w dobrej wierze – po to się zatrudnia pracownika. Może więc nie pojmujemy owej unikatowej mądrości prawa UE: czy zgodnie z jego treścią ów VAT musi zapłacić bezpośredni przełożony, który polecił ustnie wystawienie tej faktury, gdyż to on popełnił ten błąd lub nie sprawował „należytej staranności” w nadzorze nad tym pracownikiem, który być może powinien odmówić wykonania polecenia pisania bzdur na fakturze? Przecież absolutna większość faktur, o których mowa w art. 108 ustawy o VAT, jest wystawiana nieumyślnie pod wpływem błędu.
Gdy chcemy udowodnić, że dokument ten świadomie sfałszowano, to przesłuchanie pracownika technicznego, który fizycznie wystawił fakturę z reguły nic tu nie da. Pomysł aby wystawiać sfałszowane faktury powstaje z zasady dużo wyżej i pracownika nikt w to raczej nie wtajemnicza.
Pracodawca (nie pracownik) oczywiście powinien natychmiast „zniebylić” taką fakturę wystawioną pod wpływem błędu, jeśli po czasie połapał się, że nieumyślnie poświadczył nieprawdę, gdy nie było czynności podlegającej opodatkowaniu. Na przeszkodzie tym działaniom stoi wszechobecne gadulstwo interpretacyjne, gdzie twierdzi się, że nie można anulować faktury „jeżeli została przekazana do obrotu prawnego”. Ciekawe, kto pierwszy wymyślił ten nonsens, bo wyrządził on wręcz niewyobrażalne szkody uczciwym ludziom. Każdy, kto ma jakieś tam pojęcie o prawie dobrze wie, że dokument, który potwierdza nieprawdę, nie funkcjonuje „w obrocie prawnym” tylko „bezprawnym”, tak jak „zapłata” fałszywym banknotem nie wywołuje skutków prawnych.
Oczywiście nie da się skutecznie „zniebylić” faktur celowo podrobionych lub przerobionych, ale to zupełnie innym problem.
Wniosek jest tylko jeden i wręcz oczywisty: „VAT w najlepszym wydaniu” powinien już dawno przejść do historii. Szkoda tylko tych setek miliardów złotych, które wyłudzono na jego podstawie.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych