Na wstępie przypomnę, że zeszłoroczną zapowiedź podwyższenia kwoty wolnej od podatku dochodowego od osób fizycznych do 30 tys. zł poparły wszystkie siły polityczne, w tym również tzw. totalna opozycja. Wypowiedzi na temat potrzeby przywrócenia progresywności opodatkowania, czyli realnego zwiększenia obciążenia fiskalnego wysokich dochodów, już nie były aż tak zgodne. Dość dobrze znam rzeczywistą świadomość podatkową chyba większość przedstawicieli polskiej klasy politycznej, więc mogę rozumieć rezerwę wobec zapowiedzi eliminacji masowej ucieczki od opodatkowania (legalnej i nielegalnej) podatników o wysokich dochodach. Politycy naprawdę wierzą, że ucieczka od opodatkowania „tworzy nowe miejsca pracy”, a „podatki trzeba uprościć” oraz (co jest szczególnie zabawne) uważają, że należy „zlikwidować wszystkie ulgi i zwolnienia”. Jest to wielkie „zwycięstwo zza grobu” kilku publicystów podpisujących się jako „Centrum Adama Smitha” (gratulacje), mimo że od co najmniej sześciu lat już nic na ten temat nie mówią. Poza tym nasi „strategiczni partnerzy” (ci z Zachodu) z reguły nie mają zamiaru płacić tu podatków, a pełna uległość wobec nich jest kanonem zachowań (prawie) wszystkich członków klasy politycznej, a tę niezbyt chlubną przypadłość trzeba czymś przykryć, najlepiej pseudoideologią „niskich podatków dla inwestorów”, zwłaszcza „zagranicznych” (czyli zachodnich).
Nigdy nie ukrywałem, że w pełni popieram ideę „odwróconego trójkąta w podatkach” (czym wyższy dochód, tym wyższe opodatkowanie – a nie – tak jak dotychczas – odwrotnie) czyli odrzucenia po trzydziestu latach „paradygmatu Balcerowicza” w opodatkowaniu osób fizycznych (i nie tylko). Zamiast jednak napisać przepisy (nie jest to trudne), które realizowałyby tę ideę, rząd przedłożył w zeszłym roku jakiś dziwaczny „zlep” najróżniejszych pomysłów podatkowych o odwrotnych skutkach: dla części wszystkich dochodów wprowadzono faktycznie nowe zwolnienia od opodatkowania. Ale nie to było najważniejsze: niskie dochody, zwłaszcza pracownicze i uzyskane z umów zlecenia, opodatkowano wyżej niż w 2021 r., a wraz z nieodliczaną od zaliczki na podatek składką na ubezpieczenie zdrowotne obciążenie podatnika na przysłowiowym drugim etacie (ludzie biedni muszą często pracować na kilku etatach) weszło do 26% dochodu. Wybuchł skandal, za który zapłacił głową minister finansów (i nie tylko). Coś tam poprawiono w sposób dość niezdarny, zapowiadając że będą dalsze poprawki.
W jaki sposób można by skutecznie zrealizować ową ideę niskiego opodatkowania niskich dochodów pochodzących z pracy? Odpowiedź jest dość prosta. Trzeba zmienić art. 32 oraz 41 i 42 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych poprzez wprowadzenie np. następujących zasad:
- w przypadku uzyskiwania przez osobę fizyczną przychodów tylko od jednego pracodawcy odliczenie minimalnej kwoty niepłaconego podatku (5100 zł rocznie) powinno być proporcjonalne (425 zł w każdym miesiącu), chyba że podatnik chce odliczyć całą kwotę w rachunku narastającym,
- w przypadku uzyskiwania przychodu w miesiącu z co najmniej dwóch źródeł (dwa etaty lub etaty i umowa zlecenia), podział odliczenia minimalnej kwoty podatku być powinno zależne od woli podatnika, który mógłby upoważnić poszczególnych pracodawców (zleceniodawców) do zastosowania części owej kwoty w rachunku narastającym (np. jeden pracodawca miałby do wykorzystania 2000 zł, drugi 2100 zł) – jak sobie chce podatnik,
- w przypadku uzyskania jednocześnie przychodów z pracy oraz z emerytur i rent, odliczenie minimalnej kwoty podatku powinno być proporcjonalne (jednadwudziestaczwarta miesięcznie kwoty 5100 zł w przypadku emerytury i jednadwudziestaczwarta w przypadku stosunku pracy), przy czym podatnik mógłby wybrać zastosowanie odliczenia w rachunku narastającym (do wyczerpania kwoty 5100 zł) z poszczególnych źródeł przychodów.
Oczywiście zastosowanie tych zasad wymagałoby dłuższego vacatio legis i pewnej akcji informacyjnej. Tak się jednak nie stało i już „nie odstanie”. Czas minął.
Największym błędem było połączenie proporcjonalnego odliczenia minimalnej kwoty podatku z informacji PIT-2; czy była to tylko niewiedza „ludzi z rynku”, czyli „międzynarodowego biznesu podatkowego”, czy też działanie w złej wierze – być może kiedyś się o tym dowiemy. Trzeba już dziś zacząć prace nad rozwiązaniem tego problemu na rok 2023: przepisy trzeba uchwalić do połowy roku, a potem zacząć akcję edukacyjną skierowaną do podatników a zwłaszcza płatników.
Jedno jest pewne: nie można tego powierzyć „ludziom z rynku”. Ich udział w procesie tworzenia prawa podatkowego powinien być wręcz zabroniony.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych