Nie po raz pierwszy piszę na temat uchwalonych w zeszłym roku przepisów dotyczących tzw. grupy VAT, czyli pierwszego w historii zbiorowego podatnika podatku od towarów i usług. Co prawda od nieszczęsnej uchwały NSA z dnia 24 czerwca 2013 r., w której wymyślono, że część jednostek budżetowych jest a część nie jest podatnikiem VAT, mamy do czynienia faktycznie ze zbiorowymi (grupowymi) podatnikami, którymi są jednostki samorządu terytorialnego, ale formalnie nie mogą się one podzielić na mniejsze podmioty. Teraz odrębni podatnicy będą mogli powołać zbiorowego podatnika samemu tracąc podmiotowość w tym podatku. Kolejność jest tu bowiem następująca:
Jaki jest związek między podmiotowością podatników, którzy utworzyli tę grupę, grupą gdy stanie się już podatnikiem, oraz byłymi jej członkami, którzy znów stają się podatnikami? Nie wiadomo. Z przepisów wynika, że nie ma tu sukcesji prawnopodatkowej, czyli są to odrębne byty rozliczeniowe, brak jest tu ciągłości i następstwa. I to nie po raz pierwszy wychodzi przysłowiowe szydło z worka. W polskim prawie podatkowym zasadą jest brak sukcesji prawnopodatkowej między podatnikami i innymi podmiotami prawa podatkowego. Są od tego wyjątki, ale ich lista jest ściśle określona w ustawie. I słusznie, bo dlaczego nowoutworzony podatnik ma przyjmować schedę podatkową po kimś, kogo już nie ma? Było, minęło. Prawa i obowiązki prawnopodatkowe powstają ex lege i kończą swój byt wraz z tym podmiotem, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. Dopiero niedawno ustawodawca dostrzegł tę wadę nieobowiązujących jeszcze przepisów o grupie VAT i przekazał do Sejmu projekt nowelizacji wprowadzając sukcesję, która jest tu niezbędna, bo bez niej cały pomysł nie ma sensu. Przy okazji przesunięto o pół roku wejście w życie tych przepisów, co zresztą postulowałem, bo w warunkach głębokiego kryzysu dochodów budżetowych masowe tworzenie tych grup pogłębi istniejący tu regres.
Na koniec tych rozważań nasuwa się tylko jedna ogólna refleksja: to jest bardzo trudny podatek. Na pewno za trudny dla organów Unii Europejskiej, które doprowadziły go – poprzez nieprofesjonalną harmonizację – do najgłębszego w historii systemów podatkowych kryzysu, a zwłaszcza upowszechniania oszustw i wyłudzenia na skalę międzynarodową. Za trudny jest również dla polskiego ustawodawcy, którym rządzą ponoć „ludzie z rynku”. Głośno było o ich wyczynach legislacyjnych przy okazji „Polskiego Ładu” w podatkach dochodowych. O podatku od towarów i usług jest cicho, mimo że jest on najważniejszym źródłem dochodów budżetowych. Czas na zmiany, bo ile razy można kompromitować polskiego ustawodawcę? Podatnicy nie mają za grosz szacunku dla ich „produktów legislacyjnych”, bo wiedzą, że są one nic nie warte. Kompletnego blamażu związanego z tzw. fakturami ustrukturyzowanymi nie da się już ukryć, choć „w czasie wojny” niewielu podatników już to obchodzi. Ponawiam więc postulat powołania niezależnego zespołu ekspertów, którzy po pierwsze, znają się na tym podatku i po drugie, działają w dobrej wierze. Obecna ustawa o tym podatku nadaje się tylko do uchylenia. Trzeba ją napisać od nowa. Przypomnę, że w 2016 r. był projekt nowej ustawy, który został storpedowany przez biznes zajmujący się ucieczką od tego podatku. Ponoć do dziś rządzi faktycznie legislacją dotyczącą podatku od towarów i usług. Mam pytanie: kto jest rzeczywistym autorem zmian w tej ustawie od 2015 r.? Może warto by poznać ich doświadczenie i dokonania.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
Skontaktujemy się z Tobą w najbliższym dniu roboczym aby porozmawiać o Twoich potrzebach i dopasować do nich naszą ofertę.
Jest to elektroniczny tygodnik podatkowy, udostępniany Subskrybentom w każdy poniedziałek w formie newslettera.