Wraz z wygaszaniem aktywności legislacyjnej w dziedzinie podatków w dalszym ciągu spada, i to jeszcze szybciej, zainteresowanie podatników treścią zarówno starych jak i nowych przepisów podatkowych. Ów dezinteresment pojawił się już przed kilku laty, gdy ilość nowych przepisów na ten temat wydawanych co rok biła wszelkie nieznane już dziś rekordy. Należy uściślić tu pewien szczegół: przepisami unijnymi nie interesujemy się już od bardzo dawna. Przypomnę, że przed dwudziestu laty, gdy rozpoczynało się nasze członkostwo w UE, proeuropejskie media i nowa generacja „ekspertów” wmawiały nam, że polskie przepisy nie mają już żadnego znaczenia, w dodatku są w większości sprzeczne z prawem unijnym. Te ostatnie można na co dzień „stosować bezpośrednio”. Czy ktoś dziś bez zażenowania przypomni opowiadane wówczas brednie o „prostocie”, „precyzji” i „przewidywalności” unijnej legislacji i działalności interpretacyjnej Trybunału Sprawiedliwości? Może ktoś zachował egzemplarze np. „Gazety Wyborczej” z tego rodzaju wypowiedziami? Kto również pamięta dziś nazwiska owych „apostołów nowej ewangelii” (podatkowej)? Tu otrzeźwienie przyszło jednak dużo szybciej; widzę to z bliska – podatnicy mają w przysłowiowym „głębokim poważaniu” unijne regulacje; wiarę w sens ich czytania zabiły ostatecznie przepisy o obowiązku raportowania tzw. schematów podatkowych: takich bzdur jeszcze nie było i już (chyba) nie będzie.
Jeśli idzie o przepisy krajowe, to wiara w sens ich czytania załamała się w 2021 roku wraz z Polskim Ładem. Wtedy wszyscy bez wyjątku poznali żenujący wręcz poziom wiedzy podatkowej rzeczywistych autorów wynalazków legislacyjnych, które tworzyły ów nowy „ład” a raczej nieład. Przypomnę, że owi autorzy byli tzw. ludźmi z rynku, czyli z kilku zagranicznych firm konsultingowych, które kręciły się wówczas wokół „pisowskiej władzy”. Z ich zasobów kadrowych wywodzili się nie tylko wysocy urzędnicy tworzący nowe przepisy podatkowe, ale również szefowie innych jednostek rządowych, które firmowały ówczesne (uwaga: do dziś obowiązujące) regulacje podatkowe. Kompromitująca jakość legislacyjna i merytoryczna tych regulacji zburzyła raz na zawsze lansowany do niedawna mit, że ów biznes dysponuje jakimś wyjątkowym poziomem wiedzy podatkowej („renomowane firmy”); okazało się, że brakowało im nie tylko informacji o treści nowelizowanych ustaw, lecz również jakichkolwiek podstaw wiedzy podatkowej; przykładowo nie wiedzieli oni, że ponoszony przez podatnika wydatek na zapłatę daniny publicznej jest jego kosztem a nie dochodem i nie może być opodatkowany podatkiem dochodowym. Ostatnim akordem twórczości legislacyjnej „ludzi z rynku” były tzw. faktury ustrukturyzowane, które od połowy zeszłego roku miały być jedyną obowiązującą formą faktur VAT.
Należy przypomnieć, że rok temu wyrzucono większość autorów „dorobku legislacyjnego” ostatnich lat, ale zastąpili ich inni „ludzie z rynku”. Ich zaletą jest to, że chyba już uświadomili sobie brak wiedzy na ten temat i już nie piszą taśmowo nowych przepisów, które udokumentowałyby raz na zawsze poziom ich wiedzy. Uraczyli nas tylko zaimplementowaniem niewyobrażalnych wręcz nonsensów na temat tzw. podatku wyrównawczego, które obiektywnie nie mają żadnego znaczenia, a podatnicy dobrze wiedzą, że to nie ich problem. Przecież nikt nie uwierzy, że napisane przez „ludzi z rynku” przepisy zmuszą zagranicznych inwestorów do zapłaty podatku dochodowego w takim kraju jak Polska: przecież nie po to „światowe” czy też „europejskie przywództwo wyzwoliło ten kraj z komunizmu”, aby zagraniczni inwestorzy płacili tu jakieś podatki.
Wiemy, że efektywność fiskalna każdego współczesnego systemu podatkowego zależy przede wszystkim od rzetelności podatników i płatników, ich wiedzy i woli prawidłowego rozliczania się z obowiązków podatkowych, czyli szacunku do prawa, które w dodatku nie zachęca do unikania opodatkowania. Chyba nikt nie szanuje przepisów napisanych przez „ludzi za rynku”. Prawdopodobnie jesteśmy skazani na spadek dochodów budżetowych i wzrost deficytu budżetowego. Przepisy podatkowe, które nie są pisane w interesie publicznym tworzą co najwyżej NEOPRAWO podatkowe.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych