Narastający w przyspieszającym tempie kryzys fiskalny zmieni nie tylko priorytety polityczne, lecz również prognozy podatników, w tym przede wszystkim podmiotów prowadzących działalność gospodarczą oraz płatników podatku dochodowego od osób fizycznych. Jest źle i jest się czego bać. Politycy powoli przypominają sobie również, że bez zasadniczych zmian w resorcie finansów nie da się szybko zwiększyć dochodów budżetowych. Tu jest sporo do zrobienia. Świadome obniżenie rzeczywistego statusu ministra finansów, będące wspólnym dziełem polskiej klasy politycznej ostatnich dwudziestu lat, jest czymś wręcz zaskakującym: niezależnie kto rządzi z demokratycznego mandatu, podobieństw jest tu dużo więcej niż różnic. Zarówno liberałowie jak i „dobra zmiana” często powierzała z reguły kierowanie tym ministerstwem osobom o raczej skromnym zakresie wiedzy i doświadczenia w dziedzinie finansów publicznych, w dodatku nawet bez wyższego wykształcenia w dziedzinie podatków, bez biegłej znajomości języka polskiego oraz prawdopodobnie również obywatelstwa naszego kraju. Obaj anglojęzyczni ministrowie również szeroko otworzyli drzwi ministerstwa dla „ludzi z rynku”, czyli z zagranicznego biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania swoich klientów, którzy tym razem przebrali się za ekspertów. Biznes ten nigdy nie ukrywał swojej niechęci lub nawet wrogości w stosunku do „pisowskich rządów” i postanowił je zniszczyć podsuwając im wyjątkowo (nawet jak na ich umiejętności) wredny pasztet w postaci „Polskiego Ładu”. I nawet operacja polegająca na skompromitowaniu tychże rządów prawie udała się: tylko przez przypadek tę katastrofę „przykryła” wojna ukraińsko-rosyjska: wówczas ochoczo przystąpiono do rządzenia przy pomocy straszaka „rosyjską agresją”: o blamażu podatkowym można było zapomnieć. Warto wiedzieć, że w resorcie finansów faktycznie rządzą wciąż te same firmy, które przyprowadzili pod ten adres liberałowie. Ponoć zajmują się one doradzaniem na temat informatyzacji organów podatkowych, lecz pod tym pretekstem wtrącają się również do spraw merytorycznych a zwłaszcza podatków i prawa podatkowego z fatalnym skutkiem dla podatników i interesu publicznego. Chyba właśnie tej firmie można przypisać powtarzane od ponad pięciu lat mantrę, że (jakoby) jakieś „instrumenty informatyczne uszczelniły podatki” i w dodatku to im zawdzięczamy (jakoby) wzrost dochodów budżetowych z podatku od towarów i usług. To przecież jest kompletny absurd, w dodatku powtarzany również przez polityków (w tym opozycyjnych), co oznacza, że wpływy biznesu informatycznego sięgają całości klasy politycznej. Przypomnijmy rzecz oczywistą: samo gromadzenie informacji na temat obywateli nie daje żadnych bezpośrednich efektów fiskalnych, może poza iluzorycznym strachem przed równie iluzoryczną represją. Jeżeli jednak represja ta nie pojawia się a nawet aktywność kontrolna władzy co rok kurczy się, w dodatku ilość gromadzących informacji przekracza już granice absurdu, o przyroście dochodów budżetowych z tego tytułu nie ma co marzyć. Ów wzrost uzyskuje się w zupełnie inny sposób, ale o tym innym razem. Podatnicy nie bez przyczyny podejrzewają, że nadzór merytoryczny nad poszczególnymi podatkami, który powinny sprawować urzędnicy działający w interesie publicznym, został „rozdany” interesariuszom lub ich przedstawicielom czasowo oddelegowanym do pracy w administracji rządowej. Najlepszym tego przykładem był powołany przed kilkoma laty wiceminister finansów odpowiedzialny za sprawy podatkowe oczywiście z „międzynarodowej” i również „renomowanej” formy zajmującej się „optymalizacją podatkową”, z której wywodziła się znana z prac komisji śledczej „społeczna doradczyni” ministra Rostowskiego: nihil novi sub sole. Przykładów jest znacznie więcej: akcyzą faktycznie rządzi jeden z koncernów tytoniowych, w dodatku zatrudniający byłych urzędników tego resortu, VAT-em duet ludzi wywodzących się z firm rodzących na co dzień potworki legislacyjne, które mają odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów. Podatkiem dochodowym rządzą twórcy „Polskiego Ładu”, a ich twórczość zna każdy obywatel. Tego partactwa nie dało się już ukryć, mimo wsparcia ze strony „opiniotwórczych mediów”.
Do największych skandali w wykonaniu „ludzi z rynku” należy zaliczyć ponad czteroletnie blokowanie wprowadzenia efektywnej formy podzielonej płatności w podatku od towarów i usług, zwłaszcza w obrocie towarami i usługami, które przez lata nie były faktycznie opodatkowane pod płaszczykiem tzw. odwrotnego obciążenia. Ów fenomen, który kosztował budżet kilkadziesiąt miliardów złotych, tłumaczony był wpływami beneficjentów owego odwrotnego obciążenia: były to oczywiście „międzynarodowe” firmy, które dobrze znam, bo organizowały przeciwko mnie hejt i „dobrze mi radzono” abym „polubił” napisane dla nich patologiczne przepisy (teraz „w te buty” wszedł jeden z koncernów, który broni podobnych patologii w opodatkowaniu niektórych wyrobów akcyzowych). Prawdopodobnie jednak blokowanie podzielonej płatności miało również inną przyczynę. Jak już wspominano zamierzano wcisnąć podatnikom dodatkowy obowiązek w postaci raportowania ewidencji dla potrzeb VAT (słynny „jotpek”) i w dodatku twierdząc, że spowoduje on automatycznie „uszczelnienie VAT-u” (absurd). Aby można było pochwalić się przyrostem dochodu z tego podatku, który mogłaby dać wyłącznie likwidacja odwrotnego obciążenia i wprowadzenie w to miejsce podzielonej płatności, blokowano wprowadzenie tych rozwiązań aż do czasu gdy wprowadzono ów „jotpek”. Notabene teraz słyszymy pokątne informację, że ów „jotpek” pójdzie do kosza i będzie zastąpiony przez podobnego potworka w postaci „faktur ustrukturyzowanych”.
Jest rzeczą oczywistą, że stajnia Augiasza wymaga wielkich porządków: trzeba odbudować resort finansów, podziękować wszystkim (bez wyjątku) „ludziom z rynku”, rozwiązując wszystkie umowy, które dają wpływ na jego działanie ze strony biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania. Powołać w to miejsce ludzi kompetentnych, nieobciążonych konfliktem interesów oraz działających w interesie publicznym. Na szczeblu szefostwa resortu zrobiono tu już właściwy krok w tę stronę. Teraz trzeba zejść piętro niżej i odtworzyć lojalny aparat urzędniczo-ekspercki, który będzie rządził podatkami kompetentny w celu zwiększenia dochodów budżetowych. Jeśli obecnie większość parlamentarna chcę jeszcze trochę porządzić, a przede wszystkim wygrać wybory, musi to zrobić dość szybko, bo trzeba istotnie zwiększyć wydatki publiczne dla ratowania gospodarki czego bez efektywnego systemu podatkowego nie da się zrobić.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych