Niedawno zakończona najdłuższa w historii kampania wyborcza udowodniła, że do najważniejszych i niezbywalnych wolności należy dziś prawo do nikczemności a nawet podłości. Dziś każdego można poniżyć, przypisać możliwie najgorsze i najbardziej haniebne intencje a nawet czyny, a bezkarność gwarantują przede wszystkim anonimowość internetu, masowy charakter tego zjawiska oraz atrofia wymiaru sprawiedliwości, której już nikomu nie gwarantuje czegokolwiek, a już na pewno możliwości ochrony poniżonej godności. Kto dziś jest najważniejszą siłą, którzy wszyscy powinni się bać ? i często boimy? Jest nim anonimowe stado hejterów. Wobec nich jesteśmy bezbronni i tak już zostanie, bo przecież nie wolno „wprowadzić cenzury w internecie”. Prawda? W czasie przeszłym dokonanym, czyli nieodległej przeszłości, gdy jeszcze nie było „mediów społecznościowych”, nikczemność i podłość wiązała się z obiektywnym ryzykiem, które ów sprawca musiał brać pod uwagę. Gdy odważył się komuś publicznie nawkładać, musiał to zrobić na jawnie, więc w rewanżu mógł np. dostać po mordzie od poszkodowanego, jego rodziny lub znajomych. Albo o przypadkowych świadków, którzy potrafili na podorędziu ?wymierzyć (ówczesną) sprawiedliwość?. Dziś nikczemnik jest i pozostanie z reguły zwłaszcza anonimowy i bezkarny w internetowym tłumie hejterów. I co mu można zrobić? Oczywiście można wyłączyć komputer, ale przecież „prawdziwe życie” jest w sieci, a nie w „realu”. Prawda?
A może prawo do nikczemności było naszym wielkim, odwiecznym marzeniem, tłumionym przez wieki, z którego to prawa w czasie współczesnym możemy wreszcie „pełnymi garściami” korzystać? Dlaczego ktoś ma nas w tym prawie ograniczać? Bo dlaczego słowa, a nawet czyny podłe lub nikczemne mają być zakazane? Kto wymyślił tak nierealistyczne nakazy jak jakiś obowiązek przyzwoitości, szacunku czy sympatii do innych? Czym sobie na to zasłużyli? Wiadomo, że niczym. Po co nam jakieś staroświeckie, a nawet postkomunistyczne pętła w postaci obowiązku szanowania innych? Toż to przecież dziwactwo wymyślone przez tych, którzy chcieli nas „zniewolić” i robili to przez prawie pięćdziesiąt lat. My przecież już trzydzieści lat temu zrzuciliśmy owe pęta, wróciliśmy na łono Zachodu, a tamte czasy i związane z nimi zasady są już w pełni unieważnione i przedawnione. Już nas nie okupują „sowieckie wojska”, więc dlaczego mamy żyć według nieaktualnych nakazów i zakazów? Zresztą dlaczego mamy np. szanować jakiego dziecioroba, który żyje tylko dzięki rozdawnictwu władzy przekupującej na co dzień wyborców? Przykładów jest dużo więcej w państwie, które przecież wciąż wyzwala się z komunistycznego dziedzictwa. Na szacunek przecież trzeba zasłużyć. Nic za darmo. Liberalna demokracja kieruje się przecież najważniejszym uniwersalnym przykazaniem: „coś za coś”. Chcesz być szanowny ? zapracuj sobie na to.
Co innego elity. One już na szacunek zasługują z definicji. Przede wszystkim dzięki dojrzałości poglądów, które prezentują. I to bez żadnych odstępstw: nie ma tu jakiegoś tam inteligenckiego relatywizowania ani tym bardziej symetryzmu: bo z tego grona można łatwo wylecieć na pysk. I nie ma powrotu ? bilet jest tylko w jedną stronę. Przecież na szacunek zasługują tylko ci, których poglądy są w pełni akceptowalne. Współczesne, nowoczesne elity musi charakteryzować jednak innowacyjność i dynamizm, zwłaszcza wobec obowiązujących je poglądów. To cecha nowoczesności (była nawet kiedyś partia, która wiedziała co to „nowoczesność”) i liberalnej demokracji.
Jeśli chcesz nadążyć i nie wypaść ze świata elit, musisz śledzić „świat nowych idei”, a przede wszystkim zacząć każdy dzień od lektury liberalnych mediów. Oczywiście masz wybór ? możesz tego nie robić, ale wówczas musisz liczyć się z twardymi konsekwencjami. One są znane i łatwe do przewidzenia. Na pewno ułatwi ci ów wybór Gazeta Wyborcza (zresztą zgodnie z nazwą).
A reszta niech nie oczekuje pobłażania i szacunku. Trzeba bez litości obnażać wszelkie zło ? zero tolerancji. Niech nikt nie liczy (poza elitami) na taryfę ulgową. Do wielkich osiągnięć „wolnego” świata należy przecież wypracowanie zasady proporcjonalności: każdy, kogo nie akceptujemy, musi być podle traktowany ? a nie odwrotnie, bo niby dlaczego mielibyśmy go przytulać?
Jeśli ten tekst przez przypadek znajdzie się ? co mało prawdopodobne ? w polu zainteresowania współczesnych elit, onetinteligencji i opiniotwórczych mediów, powinienem dołączyć krótką instrukcję obsługi: zamieszczone tu myśli maja gorzko-ironiczny charakter i nie są postulatem autora, bo czym innym jest świat bytu, a czym innym powinności.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych