Rok dwudziestopięciolecia Instytutu Studiów Podatkowych
Niezmiernie miło nam poinformować, że w tym roku obchodzimy dwudziestą piątą rocznicę powstania Instytutu Studiów Podatkowych, będącego liderem Grupy ISP.
W tym czasie służyliśmy swoją wiedzą i doświadczeniem naszym Kontrahentom, a przede wszystkim Podatnikom, oraz organom władzy publicznej, propagując postawy łączące efektywność ekonomiczną z legalizmem w celu pogodzenia dobra obywateli z interesem publicznym. Działalność nasza w sferze edukacyjnej, doradczej, eksperckiej i wydawniczej służyła już ponad 300 tysiącom Podatników.
W ciągu minionych dwudziestu pięciu lat dokładaliśmy wszelkich starań aby zapewnić najwyższą jakość naszej działalności, a nadrzędną dewizą było i pozostanie dobro i bezpieczeństwo naszych Kontrahentów. Wszystkim, którzy obdarzyli nas zaufaniem, najserdeczniej dziękujemy składając wyrazy głębokiego szacunku.
Zarząd i Pracownicy ISP
Zacznę od ogólnego pytania: co jest jednym z najważniejszych tzw. deficytów ustrojowych naszego państwa od co najmniej 15 lat? Odpowiedź jest dość prosta i znana tym, którzy się ową państwowością zajmują: bardzo często brakuje nam tzw. pamięci instytucjonalnej. Organy naszego państwa w większości nie umieją gromadzić, przechowywać i pielęgnować wiedzy niezbędnej dla funkcjonowania szeroko rozumianej władzy. Dotyczy to zwłaszcza władzy pierwszej i drugiej, bo w przypadku sądownictwa jest nieco lepiej, czemu służy ciągłość personalna i brak nadmiernej rotacji kadrowej tak charakterystycznej dla administracji rządowej czy samorządowej. W sposób wręcz rażący rotacja ta charakteryzowała zwłaszcza organy zajmujące się podatkami, gdzie minione dwudziestolecie, a zwłaszcza okres po naszym „wuniowstąpieniu”, był przysłowiowym festiwalem debiutów, gdzie nienachalnie kompetentnych „ludzi z rynku” zastępowały na stanowiskach kierowniczych kolejne pokolenia tzw. korpoludków, którzy chcieli w swojej „cefałce” dopisać jakąś ministerialną funkcję. Były i są tu dobre wyjątki, ale niezbyt liczne. Zmieniały się tylko firmy (oczywiście zagraniczne), które obsadzały odpowiednie stanowiska: jest tu nawet powszechnie znany „podział łupów”. Najbardziej lukratywne kąski (np. informatyzacja) od lat jest w rękach „grupy trzymającej władzę” a politycy i wysocy urzędnicy – niezależnie od tego kto wygrał wybory – realizują program tej grupy i opowiadają na okrągło o tzw. instrumentach informatycznych, które mają jakoby uszczelnić podatki.
Tu demokracja nie ma większego znaczenia: podatkami w ciągu ostatnich dwudziestu lat często rządziła rotująca się grupka „ludzi z rynku” skutecznie blokująca (były wyjątki) większość prób rzeczywistego uszczelnienia tych przepisów podatkowych, które są „inwestycjami legislacyjnymi” ważnych sponsorów (przykładowo: aż dziewięć lat obowiązywała patologia tytułem odwrotnego obciążenia w podatku od towarów i usług, przez którą budżet stracił dziesiątki miliardów złotych).
Podobnie jest w akcyzie, którą faktycznie od lat rządzi kilka zagranicznych koncernów zatrudniających byłych wysokich urzędników, gorliwie i bezceremonialnie chroniących interesy swoich nowych mocodawców. Tu nikt się nie patyczkuje: przepisy likwidujące lub minimalizujące opodatkowanie „ich wyrobów” są przecież „nie do ruszenia”, bo nie po to zainwestowano w Polsce, aby tu płacić akcyzę na europejskim poziomie. Zachowanie owych „inwestorów” jest niekiedy wręcz skandaliczne. Nie bez powodu jeden z posłów nazwał nasz kraj „bananową republiką” po znanych publicznych wystąpieniach jednego z owych „inwestorów” w 2018 r. Przy okazji chcę pozdrowić wszystkich „niezależnych dziennikarzy”, którzy ponoć dostali zlecenia po moim wystąpieniu na Forum Akcyzowym na temat luki dotyczącej tzw. wyrobów nowatorskich: beneficjenci luk w akcyzie nie po raz pierwszy traktują „wolne media” w sposób dość bezceremonialny.
Czy w takich „okolicznościach przyrody” może powstać pamięć instancjonalna dotycząca akcyzy? Wolne żarty. Czy mogą ją przechowywać byli urzędnicy i eksperci, którzy dali się przekupić (za zmianę poglądów niektórym płacą – miałem już nie raz takie propozycje) lub zastraszyć (obie powyższe formy „perswazji” chodzą w parze)?
Przypomnę więc cząstkę wiedzy na temat racjonalnego modelu opodatkowania papierosów i ich bliskich substytutów (tytoń do palenia). Największym zagrożeniem dla dochodów budżetowych pochodzących z opodatkowania tych rynków jest oczywiście kontrabanda oraz krajowa produkcja nieopodatkowanych papierosów: zorganizowanie takiej fabryki nie jest trudne a często bezkarne (władza zatrzymuje tylko zatrudnionych tam szeregowych pracowników). Skoro akcyza przypadająca na paczkę papierosów wartości około 15 zł wynosi prawie 10 zł, potencjalna opłacalność kontrabandy i nieopodatkowanej produkcji nigdy nie będzie zagrożona. Trzeba tylko zapewnić kanały przewozu oraz sposoby dystrybucji detalicznej (to trudniejsze). Możliwości bezpiecznego przewozu nieopodatkowanych papierosów są wręcz nieograniczone (od niewielkich ilości w przysłowiowych bagażnikach do masowego przewozu w kontenerach). Trzeba tylko stworzyć masowe punkty sprzedaży detalicznej, które władza – gdy chce – może skutecznie zwalczać.
Jest tu jednak pewien systemowy pomysł, który może obiektywnie ograniczyć popyt na nielegalną dostawę – trzeba tylko spełnić dwa warunki:
- muszą istnieć relatywnie tanie lecz opodatkowane papierosy, które będą dostępne dla tych, którzy liczą się z każdym groszem (najważniejsza grupa konsumentów papierosów – biedni palą najwięcej, zwłaszcza gdy nieco poprawia się ich sytuacja materialna),
- tanie lecz legalnie opodatkowane papierosy muszą być dostępne w każdym możliwym punkcie sprzedaży (od wiejskiego sklepu do stacji benzynowej).
Musi więc istnieć pośrednia i dostępna podaż na rynku „tanich papierosów” obok „drogich papierosów”, przy czym i jedne i drugie są tu towarem opodatkowanym. Jak to osiągnąć? Poprzez odpowiednie dostrojenie trzech elementów konstrukcji stawki podatku:
1) relatywnie niskiej stawki kwotowej przypadającej na sztukę papierosa,
2) wyższej stawki procentowi zrelacjonowanej z ceną detaliczną podaną na paczce,
3) wysokością średnioważonej ceny papierosów, od której liczona jest minimalna kwota akcyzy.
Gdy stawka kwotowa (1) lub wysokość ceny określającej minimalną akcyzę (3) będą zawyżone, „tanie papierosy” staną się w rzeczywistości drogie, a w ich miejsce pojawi się podaż nieopodatkowana. W jaki sposób określić ową proporcję? Tylko empirycznie: gdy w sklepie wiejskim sprzedawane są opodatkowane papierosy a nie kontrabanda spod lady, to znaczy, że przepisy podatkowe kształtowane są profesjonalnie (w interesie publicznym). Gdy ktoś zawyży stawkę kwotową lub minimalną kwotę akcyzy, to dochody budżetowe spadną a zarobią oszuści, bo nikt (w żadnym kraju) nie jest w stanie upilnować masowej sprzedaży detalicznej nieopodatkowanych papierosów, jeżeli podaż opodatkowana jest zbyt droga.
Czy autorzy projektu ustawy o podatku akcyzowym, który został niedawno opublikowany, nie pamiętają o podstawowej prawidłowości? Dlaczego podwyższają stawkę kwotową oraz kwotę minimalnej akcyzy chcąc zastąpić opodatkowanie tanich papierosów kontrabandą? Czy spadną z tego powodu dochody budżetowe? Oczywiście. I to w najtrudniejszym dla władzy roku 2022, bo Polski ład przyniesie z istoty spadek dochodów budżetowych.
Kto jest promotorem powyższego pomysłu? Wieść gminna głosi, że jest to jeden z „zachodnich koncernów”, który od lat chce w ten sposób zaszkodzić swoim konkurentom, dostarczającym na rynek tanie papierosy (ów koncern dostarcza „drogie”). A jeśli ów projekt powstał bez tego rodzaju suflerstwa, to na pewno jest w interesie tych, którzy dostarczają „drogie papierosy”.
Jaki z tego morał? Może trzeba wreszcie przeciąć wszystkie dziwne związki owych „inwestorów” z organami władzy i zacząć odbudowywać pamięć instytucjonalną dotyczącą podatków, zwłaszcza akcyzy. Należy zamknąć drzwi wszystkich (bez wyjątku) gabinetów władzy dla byłych urzędników zatrudnionych aktualnie przez owych inwestorów, którzy działają zgodnie z zasadą: czym gorzej (dla Polski), tym lepiej (dla nich).
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych