Rok dwudziestopięciolecia Instytutu Studiów Podatkowych
Niezmiernie miło nam poinformować, że w tym roku obchodzimy dwudziestą piątą rocznicę powstania Instytutu Studiów Podatkowych, będącego liderem Grupy ISP.
W tym czasie służyliśmy swoją wiedzą i doświadczeniem naszym Kontrahentom, a przede wszystkim Podatnikom, oraz organom władzy publicznej, propagując postawy łączące efektywność ekonomiczną z legalizmem w celu pogodzenia dobra obywateli z interesem publicznym. Działalność nasza w sferze edukacyjnej, doradczej, eksperckiej i wydawniczej służyła już ponad 300 tysiącom Podatników.
W ciągu minionych dwudziestu pięciu lat dokładaliśmy wszelkich starań aby zapewnić najwyższą jakość naszej działalności, a nadrzędną dewizą było i pozostanie dobro i bezpieczeństwo naszych Kontrahentów. Wszystkim, którzy obdarzyli nas zaufaniem, najserdeczniej dziękujemy składając wyrazy głębokiego szacunku.
Zarząd i Pracownicy ISP
Groźba nieprzedłużenia koncesji amerykańskiej stacji telewizyjnej, która uzyskała tę koncesję pod przykrywką spółki holenderskiej (ponoć zarejestrowanej na lotnisku), spowodowała, że wciąż słyszymy o „wolnych mediach”. Ma je personifikować owa stacja, która ? oględnie mówiąc ? nie bardzo lubi rządzącej obecnie większości, wspierając na co dzień tzw. liberalną opozycję. Jeśli dobrze rozumiem znaczenie używanych przez interesariuszy tej stacji pojęć, to istotną cechą wyróżniającą „wolne media” jest nieprzejednana wrogość w stosunku do obecnego rządu, a postawa przeciwna charakteryzuje brak „wolnych mediów”, które nie mają nawet prawa głosu; ponoć trzeba je jak najszybciej zlikwidować, a zwłaszcza TVP INFO. W tym świecie nie ma miejsca dla jakiejkolwiek krytyki a nawet na ujawnienie niewygodnych faktów nie mieszczących się w obowiązującej definicji „wolności mediów”. Zaprzeczeniem „wolnych mediów” jest nawet brak entuzjazmu w stosunku do Izraela, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, liberalnej demokracji, zagranicznych (czyli amerykańskich) koncernów i ich ucieczki od opodatkowania, liberałów oraz Donalda Tuska. Tych, komu zdarzy się powiedzieć lub napisać coś na tematy zakazane, zalicza się z oczywistych względów do piewców lub nawet sługusów „reżimów autorytarnych”, „wrogów demokracji liberalnej” a zwłaszcza „popleczników Putina”. Na stany pośrednie („symetryzm”) nie ma miejsca: definicja „wolnych mediów” nie zna wyjątków i nie toleruje odstępstw. Nawet najmniejsze uchybienia będą przykładnie ukarane relegacją z „imperium dobra” do „imperium zła”.
Dla mnie istotna jest rola „wolnych mediów” w kształtowaniu prawa podatkowego. Ich rola jest już tu dobrze znana i w pełni akceptowana przez dysponentów owej wolności. Podatki to przecież wielki biznes, który na tym polu ma następującą misję:
- „wolne media” systematycznie, niekiedy wręcz nachalnie propagują określone przepisy podatkowe, przedstawiając je jako „korzystne dla podatników”, „cywilizowane” i „bezpieczne”,
- za tą propagandą idą konkretne oferty adresowane do podatników przez jej sponsorów, którzy zajmują się biznesem podatkowym lub okołopodatkowym (np. informatycznym),
- gdy znajdzie się odpowiednia ilość podatników, którzy zastosują owe „korzystne rozwiązania”, z pewnym opóźnieniem pojawią się u nich organy skarbowe, dla których owe przepisy muszą być zupełnie inaczej interpretowane, a przede wszystkim okazuje się, że podmioty te pełniły rolę pożytecznych idiotów, tworząc parawan dla oszustw podatkowych (przepraszam, tych słów nie używa się, gdyż jest to „międzynarodowa optymalizacja podatkowa”),
- „wolne media” pojawiają się tu po raz drugi piętnując „zachłannego fiskusa”, który niszczy uczciwych podatników.
Scenariusz ten znamy bardzo dobrze. Dotyczył zwłaszcza wspólnotowej wersji podatku od towarów i usług; już w 2003 r. jeden z dzienników (ma w nazwie słowo „Gazeta”), który zapewne zalicza się do świata „wolnych mediów”, publikował tasiemcowe peany na temat tego podatku, a potem okazało się, że podatek ten był sposobem dla jednej z największych grabieży naszych pieniędzy w minionym trzydziestoleciu i zniszczył tysiące uczciwych choć naiwnych firm.
Wielu (większość?) poszkodowanych przez obecny system podatkowy wie na czym polega rola „wolnych mediów”: potrafią również wycenić większością poniesionych strat, które były skutkiem zawierzenia wolnemu przekazowi. Wiem, że mogę być uznany za naiwniaka, a w najlepszym przypadku za idealistę, bo przecież w liberalnej demokracji wszystko jest biznesem, więc „wolne media” również są rynkiem, gdzie ktoś musi zarobić a ktoś stracić. Trudno, aby ktoś, kto jest piewcą i obrońcą tej demokracji był po stronie tych, którzy tracą.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych