Niedawno opublikowano książkę, która składa się z wielu cytatów kilku anonimowych „ministrów”, „dyplomatów” i „wojskowych” na temat polskiej polityki wschodniej ostatnich lat, zwłaszcza po dniu 26 lutego 2022 r. Jeżeli wypowiedzi te są prawdziwe (nie mam podstawy podejrzewać, że jest inaczej), to lektura tych wypowiedzi poraża i przygnębia. Na pewno udało się w ten sposób skompromitować tych ludzi dając im szansę aby gadali anonimowo to, co prawpodobnie naprawdę myślą i wiedzą. Ale nie tylko ich. Jaki bowiem obraz tworzą wypowiedzi tych „ministrów” czy też „dyplomatów” przedstawiających coś co nazywają „polityką” zwłaszcza w relacjach z władzami Kijowa oraz przy okazji z innymi państwami? Jest to jakaś mieszanina naiwności, beznadziei i bezradności. Obnoszą się ze swoim żalem, że zostali „wykiwani” przez Ukraińców, którzy nie chcą być nam dozgonnie wdzięczni za naszą „spontaniczną pomoc”, wielomiliardowe prezenty dane im bez podstawy prawnej i „otwarte serca” naszych obywateli. Okazuje się, że jesteśmy (w ich ocenie) „frajerami”, którzy dali się okpić jak dzieci „ukraińskim elitom”: wzięli co dawaliśmy, a potem dali nam przysłowiowego kopa w tyłek, gdy już nie mieliśmy nic do dania. Owe anonimowe osoby z trudem, ale przyznają, że rozdając za darmo polski majątek nie zabezpieczono jakichkolwiek interesów darczyńcy nawet tych symbolicznych, jak ekshumacji ofiar banderowskich pogromów z lat 1940-1945 . Chcielibyśmy przy okazji zapytać tych Panów (Panie?): jaka była podstawa prawna owych darowizn i czym zastąpiliśmy wyprodukowane kiedyś przez nas czołgi (przypomnę, że nazywał się „Twardy”), których już obecnie na możemy produkować ze względu na samowyniszczenie części przemysłu zbrojeniowego? „Interesy”, które robili anonimowi sternicy naszej państwowości były (są?) następujące: my za darmo i bez jakichkolwiek zobowiązań oddajemy państwowy majątek, a „za to” będziemy musieli kupić za ciężkie pieniądze (na kredyt) brakujące uzbrojenie. Tylko pogratulować rozumienia służby publicznej.
Wynurzenia tychże „ministrów” i „dyplomatów” są niekiedy wręcz żałosne: otóż twierdzą, że owo spontaniczne rozdawnictwo naszego majątku było (ich zdaniem) w pełni słuszne i musieli na to „uzyskać zgodę Bidena”, ponieważ władze USA miały inne plany. Wtedy ogołociliśmy się z uzbrojenia, a oni nie byli w stanie (nie mieli do tego wyobraźni?) przewidzieć, że władze w Kijowie będą chciały wiązać się w przyszłości z Polską, bo nie jest dla nich strategicznym a nawet ważnym partnerem. Bo niby dlaczego? Gdyby ci ludzie mieli wykształcenie na nieco wyższym poziomie niż internetowa narracja naszych rusofobów, to wiedzieliby, że antyrosyjska koncepcja Ukrainy jest od początku do końca pomysłem niemieckim i bez wsparcia Berlina nie ma nawet racji bytu, bo tam jest jej główny sojusznik i sponsor. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że banderowska i postbanderowska Ukraina jest z istoty antypolska i jej mitem założycielskim są jej zwycięstwa w postaci pogromów „Lachów” a wcześniej Żydów.
Jeżeli wierzyć w to, co opowiadają w tej książce anonimowi funkcjonariusze naszego kraju, to nasza suwerenność jest jakąś iluzją, w którą nie powinniśmy wierzyć. Okazuje się, że wszystkie ważne (i nieważne) decyzje dotyczące nie tylko polityki wschodniej trzeba podejmować po akceptacji innych państw, w tym „światowego przywództwa”. Kiedyś jeden z posłów nazwał z trybuny sejmowej nasz kraj „bananową republiką” omawiając wyczyny lobbingowe głównego dostawcy tzw. podgrzewaczy w dziedzinie akcyzy: okazuje się bowiem, że przepisy o tym podatku pisane są w jego interesie, a nie w celach fiskalnych. Czy tak samo jest w polityce wschodniej (albo jeszcze gorzej)? Okazuje się, że, ich zdaniem, władze w „USA traktują Polskę podobnie jak Texas”: czy to nie wystarczy za konkluzje?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych