Destrukcyjna i bardzo kosztowna (dla nas) wrogość w stosunkach polsko-rosyjskich jest fenomenem, którego nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Nikt już przecież nie wierzy w „racje moralne”, które jakoby były przyczyną tejże wrogości, a zwłaszcza w reakcję na „zbrodnię w Buczy”, bo gdyby tak było, to z analogiczną wrogością ze strony władz polskich powinien się spotkać Izrael, który jest dużo bardziej „radykalny” w zbrodniczym „rozwiązywaniu problemu palestyńskiego”.
Inną, bardziej realistyczną hipotezą co do przyczyny naszej wrogości w stosunku do Rosji, są wpływy lobby ukraińsko-niemieckiego w naszym kraju. Wiemy, że za wykreowaniem odrębnego „narodu ukraińskiego”, czyli wyodrębnienie z Rusinów jakiejś odrębnej „nacji”, są Niemcy, a historia tej „choroby” liczy mniej niż 150 lat. Początkowo na ten pomysł wpadł zaborca austriacki, który w Galicji Wschodniej chciał wykreować (i skutecznie wykreował) wrogie Polakom lobby polityczne. W XX wieku dzieło to kontynuował Berlin przy pomocy swoich „ukraińskich” kolaborantów w latach 1942-1945 wymordował setki tysięcy obywateli II RP uznawanych przez okupantów zarówno za Żydów jak i Polaków. Dzięki tej owocnej współpracy problem polskiej i żydowskiej obecności na ziemiach Galicji Wschodniej został wówczas „ostatecznie rozwiązany” i mamy (jakoby) „ważyć słowa” w ocenie tej przeszłości, gdy upominamy się o wyrządzone zbrodnie na obywatelach polskich rękami naszych aktualnych przyjaciół: z jakiegoś powodu jest to dziś zabronione. Można więc postawić zasadniczą tezę, że na politykę wschodnią naszego kraju ma wpływ lobby ukraińsko-niemieckie, które chce nas wciągnąć w wojnę z Rosją.
Jeszcze do niedawna wmawiano nam, że jest to „nasza wojna”, ale już nikt nie odważy się powtarzać tych nonsensów. Nie zmienia to tylko faktu, że polityka wschodnia władz polskich, w sumie całego POPiSu jest prowadzona w interesie obecnych władz w Kijowie ze szkodą dla interesów naszego kraju oraz jego obywateli: oddajemy za darmo uzbrojenie, spłacamy długi obcego państwa, płacimy ich rachunki, itp.
Najgorszym wariantem następstw tej polityki będzie jej sukces. Gdy obecne władze w Kijowie wygrają tę wojnę (przynajmniej nie przegrają) pozycja tego państwa w Europie umocni się na tyle, że my spadniemy do drugiej a nawet trzeciej ligi politycznej nie tylko w Unii Europejskiej ale również w NATO. Wszak Ukraina nie tylko jest większym terytorialnie państwem od Polski lecz największym państwem tego regionu w dodatku mając (w przyszłości) status zwycięzcy w wojnie z supermocarstwem. Jeżeli jest to jakaś analogia, to podobną pozycję ma Wietnam: pokonał USA w sposób wręcz spektakularny i dziś może innym na równych prawach stawiać swoje warunki. Czy ktoś odważy się dziś podjąć próbę zwasalizowania Wietnamu albo Afganistanu? Nacjonalistyczno-banderowska wersja państwa ukraińskiego jest z istoty nie tylko antyrosyjska lecz również antypolska i… antyunijna: gdyby ów twór stał się częścią Unii Europejskiej podważony byłby sens istnienia tej organizacji: tę część świata organizowałby sojusz Berlina i Kijowa przy czym liderem byłby oczywiście Berlin. Nastąpiłaby reaktywacja koncepcji Mitteleuropy z Pokoju Brzeskiego z 1918 r. Z naszymi interesami nie ma to nic wspólnego.
Prof. dr hab. Witold Modzelewski
Prezes Zarządu
Instytut Studiów Podatkowych
witold.modzelewski@isp-modzelewski.pl
Skontaktujemy się z Tobą w najbliższym dniu roboczym aby porozmawiać o Twoich potrzebach i dopasować do nich naszą ofertę.
Jest to elektroniczny tygodnik podatkowy, udostępniany Subskrybentom w każdy poniedziałek w formie newslettera.