Jeszcze do niedawna nie baliśmy się o przyszłość: nie miało być gorzej, lecz lepiej. Nie przestraszył nas również zgodny chór publicystów, „geostrategów” i lobbystów, którzy nas od ponad roku (dłużej?) straszyli „inwazją Putina na Polskę”. Nie przeraziły nas również nachalnie narzucane nam prognozy o „trzeciej wojnie światowej”. Stosowaną od lat „politykę odstraszania Rosji” traktowaliśmy jako mało ważne ględzenie ludzi chcących się „wybić na medialną popularność”: dominowało – wbrew propagandzie medialnej – zdroworozsądkowe przekonanie, że „niech się wielcy szarpią z wielkimi, a nas to nie dotyczy”. Zajęcia Krymu przed ponad sześciu laty faktycznie nie traktowaliśmy jako tzw. naszego problemu. Gdy jednak wojska rosyjskie w lutym tego roku wkroczyły na pozostałe tereny Ukrainy, a wojna zaczęła nieść ze sobą bezsensowne ofiary w ludności cywilnej, w dodatku jest wciąż pokazywane w mediach, zaczęliśmy się bać, zwłaszcza że wszystkie media – od „wolnych” do „reżimowych” – zgodnie i konsekwentnie dołują nas obrazami „agresji rosyjskiej na Ukrainę”.
Czego boimy się teraz? Strachów jest wiele, mimo że jeszcze przed dwoma tygodniami nie baliśmy się ani Rosji ani Putina. Strach wciąż narasta: obawiamy się prawdziwego wplątania nas w tę wojnę. Część polityków nawet twierdzi, że to „nasza wojna”, jesteśmy już (jakoby) „zaangażowani” i „nie mamy drogi odwrotu”. Inwestorzy i tzw. rynki finansów niestety wzięły ich słowa na serio. Następuje już masowa wyprzedaż złotego i skarbowych papierów wartościowych. Polacy wycofują oszczędności, kupują bez sensu waluty. Nastąpiła już największa od lat 1989-1991 przecena naszych aktywów: straciliśmy już nominalnie (w relacji do innych walut) już kilkanaście procent naszego majątku. A ile realnie? Słabą złotówką musimy płacić coraz wyższe ceny a niektóre towary są już niedostępne. O jednocyfrowej inflacji możemy zapomnieć.
Przegrywamy ekonomicznie tę wojnę, w której przecież nie uczestniczymy: według mojej najlepszej wiedzy ani Polska ani NATO nie jest w sensie prawnym w stanie wojny z Rosją lub kimkolwiek innym. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Nawet drobni ciułacze gorączkowo uciekają od złotego nabijając kieszeń bogatym, którzy staną się – jak zawsze – jeszcze bardziej bogaci. Taka jest rola biednych i przestraszonych. Kto nie chroni własnych aktywów, straci je, czyli mamy wciąż stadną świadomość biedaków, którym tylko przez przypadek udało się uciec od polskiej biedy. Na pewien czas, który akurat mija. Nie wiemy jak postępują bogaci, jak chronią swój majątek, bo od kogo mielibyśmy się tego nauczyć? Bieda zagląda już do naszych domów, emeryci są przerażeni tym, że nie starczy im na utrzymanie mieszkania. Trzydzieści lat temu ograbiono nas z nędznych jeszcze „socjalistycznych” oszczędności: starzy to dobrze pamiętają. Pokolenie wychowane później tego nie pamięta, z pogardą mówi o jakiejś „komunie” i straciło instynkt samozachowawczy. Toczy swoje „wojny w sieci”, hejtuje każdego, kto choć na jotę mówi coś innego niż oni i zapewne sądzi, że tzw. Zachodowi (my jesteśmy tym Zachodem) nikt niczego nie zabierze. Chyba zapomnieli o nieudanych doświadczeniach w okresie tzw. pandemii, gdy kazano im się bać „zarazy”, siedzieć w domu i udawać prace online.
A tak na marginesie: gdy przed dwoma laty wyraziłem swój sceptycyzm co do sensu większości zakazów wprowadzanych w czasie tzw. lockdownu, ówcześni obrońcy poprawności bezwzględnie zwalczali wtedy również moje herezje. Teraz jest podobnie: każda wypowiedź choć trochę różniąca się od narracji w stylu TVN i TVP (jest pełna zgoda w klasie politycznej, czyli POPIS wiecznie żywy) spotka się z brutalną odprawą ze strony apostołów poprawności. Czy zmienią zdanie – tak jak to było na temat lockdownu? Być może: protektorzy kiedyś zmienią zdanie i dadzą sygnał, że wolno zmienić je na „wschodniej flance NATO” bo „polityka sankcji” im się też nie będzie opłacać. Nie jest to jednak najważniejsze. Gdy nasza złotówka będzie już walutą śmieciową, a w przysłowiowej kuchence może zabraknąć gazu, a za nic nierobienie (czyli „pracę zdalną”) nikt nie będzie chciał płacić – przyjdzie otrzeźwienie. Jak zawsze za późno. Jedyną naszą szansą jest szybkie zakończenie tej wojny: przegrali już jej bezpośredni uczestnicy. My możemy jeszcze coś uratować.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych