Traktat zawarty w Rydze przed stu laty, w którym, co warto przypomnieć, Polska uznała „niepodległość Ukrainy i Białorusi”, nie był do dziś przedmiotem głębszych analiz o charakterze historycznym jak i politologicznym, a zwłaszcza geostrategicznym. Ba, nawet nie podjęto pogłębionej analizy skutków prawnych tego traktatu z perspektywy ówczesnych a także współczesnych relacji polsko-rosyjskich. Dokładne przestudiowanie tego dokumentu może prowadzić do zaskakujących wręcz wniosków, a dla wyznawców obowiązującej dziś doktryny historycznej, że na wschodzie mamy tylko różne wersje wciąż tego samego „caratu”, który jest albo „biały”, albo „czerwony”, mogą być wręcz szokujące. Jakie to wnioski? Pierwszym z nich jest użycie w tym dokumencie pojęcia ?b. (byłe) Imperium Rosyjskie?, co jest podstawą oczywistego wniosku, że dla wszystkich czterech państw, które podpisywały ten dokument (przypomnę, występowały one pod nazwami: Rzeczypospolitej Polskiej, Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Rad, Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Rad i Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad), pewnikiem było, że:
- nie istnieje już „Imperium Rosyjskie”,
- żadna ze stron nie reprezentuje tego państwa (bo ono zdaniem stron nie istnieje),
- strony traktatu dzielą się między siebie swoiście pojętą masę upadłościową, która powstała po tym państwie,
- nie ma formalnego sukcesora prawnego i majątkowego Imperium Rosyjskiego, a strony dzielą się czymś, co przypomina znane nam dziś pojęcie „mienia bezspadkowego”.
Następnie jednak w tekście tego traktatu pojawia się ktoś pod nazwą „Rosja” i „Ukraina”, z czego można wnioskować w sposób dość oczywisty, że owe „Socjalistyczne Republiki Rad” mają (jakoby) prawo wypowiadać się i reprezentować jakieś odrębne twory państwowe od „Imperium Rosyjskiego”, którymi jest owa „Rosja” czy „Ukraina”. Wtedy jednak było dla wielu oczywiste, że:
- twory państwopodobne powołane przez wywiad niemiecki przy użyciu swoich agentów, którymi byli między innymi bolszewicy (ale nie tylko), mają charakter uzurpatorski i nie mają żadnej legalnej legitymacji, a ich akty zachowujące pozory działalności prawotwórczej, nie miały i nie mają do dziś żadnej mocy prawnej,
- „Rosja” czy też „Ukraina” jakoby reprezentowane przez strony tego traktatu, jest czymś całkowicie odrębnym od „Imperium Rosyjskiego”, które dla nich już było „byłe”, a jego zobowiązania (jakoby) wygasały wraz z jego likwidacją: idzie tu zwłaszcza o zobowiązanie kredytowe wobec państw i obywateli Ententy,
- nikt formalnie nie zlikwidował państwa, które nazywa się w tym traktacie „Imperium Rosyjskim”.
Na szczególne podkreślenie zasługuje curiosum, którym był artykuł XIX tego Traktatu, na podstawie którego ?Rosja i Ukraina zwalniają Polskę z odpowiedzialności za długi i wszelkiego rodzaju inne zobowiązania byłego Imperium Rosyjskiego, a w tym również za zobowiązania powstałe z emisji pieniędzy papierowych (?), za długi zewnętrzne i wewnętrzne byłego Imperium Rosyjskiego (?), z wyjątkiem udzielonych gwarancji instytucjom i przedsiębiorstwom na terytorium Polski?. Prawnicy, którzy pisali ten traktat, mieli (oględnie mówiąc) dość nonszalancki stosunek nawet do uzurpowanych sobie praw, bo „zwolnić z odpowiedzialności za długi” może tylko ten, kto jest wierzycielem, a na pewno nie ktoś, kogo nie uznaje się za owego dłużnika, którym zgodnie z tymże Traktatem jest ktoś, kogo już nie ma.
Chcąc wyciągnąć ogólne, a jednocześnie istotne wnioski z „litery i ducha” tego traktatu, pragnę stwierdzić co następuje:
- trzy twory pseudopaństwowe („socjalistyczne republiki”) będące wówczas w trakcie wojny z państwem rosyjskim, zawierają w swoim imieniu pokój z państwem powstałym głównie z ziem należnych do „Imperium Rosyjskiego”, lecz wcześniej owo „Imperium” jednak uznało prawo tego państwa do samostanowienia, w tym „niepodległości”, czyli niezależności od Imperium,
- jedna ze stron tego traktatu, czyli Rzeczypospolita Polska, nie była w stanie wojny z Imperium Rosyjskim (ani wtedy ani przedtem) i w sensie prawnym nie były również w stanie wojny z trzema „Socjalistycznymi Republikami Rad”, z którymi zawarła tym samym pokój,
- linia graniczna między dwoma z trzech „Socjalistycznych Republik Rad”, czyli między BSRR i USRR a Polska, nie pokrywała się zarówno z uznanymi w sensie prawnomiędzynarodowym granicami między Królestwem Polskim a Cesarstwem Rosyjskim (na Kongresie Wiedeńskim) ani z granicami Pierwszej Rzeczypospolitej Polskiej z 1772 r.: tylko w art. XI tego traktatu pojawia się pojęcie ?przedmiotów wywiezionych do Rosji i Ukrainy od 1 stycznia 1772 r. z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej?; tyle i tylko tyle,
- dziś ziemie dzielone między ówczesne Państwo Polskie a trzy „Socjalistyczne Republiki Rad” nazywamy ? zgodnie z niemiecką nomenklaturą ? częścią Białorusi i Ukrainy. Inaczej mówiąc ów traktat dzielił coś, co już nie było „Imperium Rosyjskim”, a także było już byłym terytorium Pierwszej Rzeczypospolitej: tym samym językiem mówił zarówno Jan Dąbski, będący szefem polskiej delegacji, jak i Adolf Joffe, szef delegacji owych trzech „Socjalistycznych Republik Rad”. Należy jednak dodać, że obie strony miały swoje cele: terytoria przyznane Polsce miały być (jak się okazało bezskutecznie) polonizowane, a ziemie położone na wschód ? sowietyzowane. A o Wielkim Królestwie Litewskim, którego ziemie dzielono, nie pamiętał już nikt.
Traktat Ryski okazał się nieskutecznym sposobem uporządkowania tej części świata. Po osiemnastu latach przekreślono jego ustalenia, ziemie położone na wschód granicy byłego Królestwa Polskiego z lat 1815-1918, wchłonęły dwie „Socjalistyczne Republiki Rad” USRR i BSRR a częściowo państwo Litewskie i tak już zostało do dziś. I nic nie zapowiada naszego powrotu w tamte rejony. Również reaktywowana w 1991 r. Rosja przegrała swoją rozgrywkę o tę część spuścizny po ?b. Imperium Rosyjskim?. Nowe państwa powstałe w wyniku rozwiązania Związku Radzieckiego ? Litwa, Białoruś i Ukraina łączy tylko jedno: chcą do cna wymazać ślady polskiej obecności na swojej ziemi: ich niechęć nie ogranicza się tylko do przeszłości sowieckiej.
Drugiego Traktatu Ryskiego już nie będzie.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych