Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: dymisja Piłsudskiego

     W dniu 12 sierpnia 2020 r. mija setna rocznica dymisji złożonej przez Józefa Piłsudskiego z obu pełnionych wówczas funkcji, czyli Naczelnika Państwa (odpowiednik dzisiejszego prezydenta) oraz Wodza Naczelnego, czyli dowódcy wojska. Dymisja została złożona na ręce ówczesnego premiera Wincentego Witosa, który trzy tygodnie wcześniej (24 lipca 1920 r.) utworzył Rząd Obrony Narodowej poparty w Sejmie przez wszystkie stronnictwa. Owa dymisja była aktem poufnym, nie podanym do wiadomości publicznej, a premier miał ją ogłosić w wybranym przez siebie momencie. Po jej wręczeniu premierowi (obaj panowie darzyli się nieukrywaną niechęcia, Witos, były austriacki poseł do Rady Państwa, uważał Piłsudskiego za uzurpatora), Piłsudski ? wbrew legendzie ? pojechał do swojej kochanki, która przebywała w miejscowości Bobowa na południu Polski. Jaki był sens tych dymisji w chwili, gdy wrogie wojska przygotowują się do szturmu stolicy? Czy była ustępstwem wobec rządów państw Ententy, które oczekiwały usunięcia Piłsudskiego co najmniej z funkcji Naczelnego Wodza, a najlepiej z obu? Dziś nasza prozachodnia poprawność zabrania o tym mówić i pisać, ale owo żądanie jest znane i niekwestionowane przez rzetelnych historyków i publicystów. Piłsudski nie miał na Zachodzie jakiegokolwiek autorytetu, nie mógł liczyć nawet na minimalny kredyt zaufania, a jego wieloletnie związki z władzami (dokładnie z wywiadem) dwóch nieistniejących już niemieckojęzycznych cesarstw, były znane nie tylko wywiadom francuskim i brytyjskim. Dymisji Piłsudskiego oczekiwała również najważniejsza parta ówczesnego sejmu ? Narodowa Demokracja, a kilka dni wcześniej jej lider ? Roman Dmowski chciał jego odwołania przez Radę Obrony Państwa. Można zrozumieć, że w obliczu klęsk militarnych i politycznych, obcej presji i braku wiary we własne siły ? usunięcie się w cień, a przede wszystkim zrzucenie brzemienia odpowiedzialności, było czymś zupełnie zrozumiałym. Rysujący się we wspomnieniach naocznych świadków obraz stanu ducha (tak się to wtedy mawiało) butnego do niedawna „Ziuka” Piłsudskiego budzi przygnębienie a przede wszystkim współczucie. Był zagubiony, z każdym się kłócił, ciągle plótł o upadku „moralu” żołnierzy. Wszyscy go zawiedli (oprócz niego). Czy ktoś, kto jest naczelnym wodzem składa dymisję w najtrudniejszym, znaczonym klęską momencie? Raczej nie: gdyby chciał odejść dla dobra publicznego powinien przekazać swoje obowiązki następcy i służyć mu radą dokąd byłaby potrzebna. Nie dał czasu dla wskazania następcy, a najważniejszy kandydat ? generał Józef Dowbór-Muśnicki (zwycięzca w Powstaniu Wielkopolskim) ? jak sam twierdził ? nie chciał słuchać „głupich rozkazów Piłsudskiego”. Naczelny Wódz nie opuszcza swojego posterunku w chwili największego zagrożenia, nie uchyla się od obowiązków i nie daje sobie urlopów. Kto dowodził w czasie, gdy Piłsudski jechał do Bobowej a później wracał, co przy ówczesnych stanie techniki trwało minimum 2 dni? Wysoce prawdopodobna odpowiedź jest dość prosta: dowodził ten, kto wtedy faktycznie podejmował decyzje, a tą osobą był szef sztabu, zawodowy wyższy oficer armii austriackiej, a wtedy generał Tadeusz Rozwadowski. Wiele wskazuje na to, że to on już wcześniej był faktycznie naczelnym wodzem a nominalny szef poczuł się raczej niepotrzebny. Zapewne ów prawie wykreślony z naszej fasadowej historii generał znał zbyt dobrze, oględnie mówiąc, zagubienie ustępującego formalnie wodza, za co po zamachu majowym został uwięziony i faktycznie zamordowany. Znany jest charakterystyczny epizod, który potwierdza tę hipotezę: gdy po bezprawnym uwiezieniu w 1926 r. przywieziono generała Rozwadowskiego do Warszawy i zaprowadzono do Piłsudskiego, który był już faktycznym dyktatorem, ten ostatni na odchodne stwierdził, że ?to ja wygrałem wojnę w 1920 r.?. Po co to mówił po siedmiu latach do człowieka zmaltretowanego fizycznie i psychicznie, który był jego więźniem? Ludzie opętani manią wielkości zawsze mścili się na tych, którzy byli świadkami ich słabości.

     Można z pewnym dystansem odnosić się do niepochlebnych ocen zachowania Piłsudskiego w tym czasie, które padały z ust jego przeciwników politycznych (miał ich wielu ? popierali go wyłącznie będący w mniejszości socjaliści). Można jednak uwierzyć relacjom niezależnych świadków, którzy rozmawiali z Piłsudskim: obecny wówczas w Polsce członek delegacji Ententy generał Maxime Weygand, wspominając długą rozmowę z naczelnym wodzem w dniu 25 listopada 1920 r., stwierdził, że ?nie zrobił on ani na chwilę wrażenia przywódcy, którego ojczyzna jest w niebezpieczeństwie i który zdecydowany jest rozkazywać, narzucać swoją wolę, wygrać?. Co szczególnie istotne ów wódz nie wierzył nie tylko we własne siły, lecz również dowodzonych przez niego wojsk twierdząc, że jedynie interwencja wojsk alianckich zapewnić może zbawienie (czyli wierzył w cud).

     Bezspornie ówczesny wódz naczelny nie miał nie tylko kwalifikacji do pełnienia tej funkcji, lecz również psychicznych. Sytuacja go przerosła i nie umiał tego ukryć. Stąd dymisja i wyjazd do Bobowej. Wraca po rozpoczęciu kontrofensywy. Nie ma żadnych śladów, że również po 15 sierpnia 1920 r. wydaje rozkazy, dowodzi. Może czekał na ogłoszenie swojej dymisji?

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją