Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: kłamstwa „polityki historycznej” – refleksje rocznicowe

Tegoroczne obchody osiemdziesiątej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego były raczej skromne i podporządkowane (w części oficjalnej) obowiązującej propagandzie. Miarą absurdu było porównanie zniszczenia Warszawy przez Niemców w 1944 r. ze współczesną wojną ukraińsko-rosyjską: „słudzy narodu ukraińskiego” nie przepuszczą żadnej okazji. Przypomnę im, że jednostki wojskowe, do których tradycji odwołują się współczesne władze w Kijowie („walcząca Ukraina”), w tym zwłaszcza Galicien SS, dzielnie walczyły przed osiemdziesięciu laty po stronie Niemiec, a policja ukraińska (również utworzona przez niemieckiego okupanta) podobnie jak UPA, zwalczała wtedy polską partyzantkę, w tym zwłaszcza Armię Krajową. Nie ma to dziś żadnego znaczenia. Ale do tych kłamstw i przeinaczeń przeszłości zdążyliśmy się już od ponad dwóch lat przyzwyczaić. Na temat ewidentnych zbrodni popełnianych przez obecnych „bohaterów narodowych” władz w Kijowie na obywatelach Polski (nie tylko „etnicznych Polakach”, ale również tych, których dziś nazywa się Żydami), nie wolno nic mówić, bo mogłoby to podważyć sens naszej polityki wschodniej: ale to tylko tak przy okazji. Dziś pragnę ustosunkować się do propagandowego obrazu okoliczności wybuchu Powstania Warszawskiego. Zgodnie z powtarzaną tezą przez wszystkich propagandystów jest przekonanie o istnieniu jakiegoś „tajnego rozkazu o wstrzymaniu ataku na Warszawę” wydanego swoim wojskowym przez Stalina, który to rozkaz był przyczyną klęski tego powstania. Bardziej rzetelni propagandyści twierdzą, że co prawda nikt takiego rozkazu nie widział, ale ich zdaniem na pewno był. W ten sposób mamy winnego naszych klęsk: powstanie upadło, bo „sojusznik naszych sojuszników” a w zasadzie polityczny wróg nie chciał wyzwolić od Niemców i ich sojuszników najważniejszej stolicy obecnego państwa w drodze do Berlina (niedługo zapewne dowiemy się, że gdyby w 1945 r. Berlin zdobyli Anglosasi, to byłoby to „wyzwolenie narodu niemieckiego od jakichś nazistów”).

Zatrzymajmy się na chwilę nad tym problemem, który ma już obszerną literaturę obcą historyczną. Rzeczywiście nikt poważny nie plecie głupstw o jakimś rozkazie wstrzymującym ofensywę wojsk radzieckich na Warszawę będącym reakcją na wybuch powstania, bo przede wszystkim nie było rozkazu wyzwolenia tego miasta. Być może dla niektórych polskich autorów będzie to odkryciem, ale jak świat światem wojska walczą (i nie walczą) na rozkaz a nie było rozkazu – nie ma sprawy. Pod koniec lipca w okolicę Warszawy dostał się tylko jeden korpus pancerny (3 Korpus Pancerny Gwardii – odpowiednik niemieckiej dywizji pancernej) i wyzwalał trzy kluczowe miejscowości: Okuniew, Wołomin i Radzymin. Nikt nie wydał i nie wydałby rozkazu aby jednostka składająca się z trzech brygad pancernych i jednej brygady piechoty atakowała duże miasto wkraczając w teren gęsto zaludniony. Do tego potrzebne są wielkie zgrupowania piechoty (co najmniej kilka dywizji) oraz silne wsparcie artyleryjskie: takich jednostek w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy nie było w dniu 1 sierpnia 1944 r. Równie istotne jest to, że ów korpus był już silnie kontratakowany przez wojska niemieckie – przez aż cztery dywizje pancerne, do których dołączyła po kilku dniach piąta. Podwarszawska bitwa, która trwała do 6 sierpnia 1944 r. z udziałem po stronie sowieckiej ostatecznie trzech korpusów pancernych (trzy przeciwko pięciu dywizjom niemieckim) „sojusznik naszych sojuszników” z kretesem przegrał, a wspomniany już 3 Korpus Pancerny został otoczony i rozbity (dostało się do niewoli dwóch dowódców brygad).

Powstanie Warszawskie nie miało żadnego wpływu na wynik tych walk, gdyż jego pacyfikację powierzono jednostkom policyjnym. Przypomnę, że w tej części po stronie niemieckiej walczyła 9 Armia (dowódca generał Nikolaus von Vormann), która nie podjęła walki z powstańcami. W tym celu utworzono korpus SS pod dowództwem gruppenführera von dem Bacha-Zelewskiego, który za dwa miesiące przyjmie kapitulację od dowódcy Armii Krajowej i już wtedy Naczelnego Wodza. W zgodnej ocenie również zachodnich historyków o wyzwoleniu Warszawy w sierpniu 1944 r. nie było mowy, a militarne znaczenie powstania dla stabilności obrony niemieckiej 9 Armii było wręcz marginalne: aż do 14 września 1944 r. istniały mosty na Wiśle, przez które odbywał się regularny transport zaopatrzenia dla wojsk niemieckich walczących z „sowietami” oraz 1 Armią Wojska Polskiego.

Gdyby politycy polscy wywołali powstanie o miesiąc później, w dodatku wpisując je w plany ofensywne Armii Radzieckiej (jeżeli byłyby takie), to miałoby ono dużą szansę na sukces; ale to już na inną opowieść.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją