Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: książę Czartoryski zdemaskowany

Kiedyś już prawie zapomniany polski mąż stanu i myśliciel z początków XIX wieku – książę Adam Czartoryski – napisał na polityczno-filozoficznym memoriale, że narody mają swoją osobowość i nikt ma prawa ich nikt wynaradawiać. Jego zdaniem powinna to być jedna z naczelnych zasad polityki międzynarodowej, a Europa, oczywiście do której zaliczał również Rosję, powinna być światem narodów a nie monarchów. Czy ta myśl (zwłaszcza ta pierwsza) jest już nieaktualna? Bynajmniej. Monarchów zastąpił świat cichych sojuszy wyobcowanych polityków („klasa polityczna”), bezimiennej biurokracji oraz wszechwładnych lobbystów, a narody mają roztopić się w europejskim tyglu zatracając swoją tożsamość. Kiedyś przeciwstawialiśmy się rusyfikacji i germanizacji polskości w czasie zaborów. Dziś mamy stać się „Europejczykami” bez odrębnej tożsamości, bo przecież pamięć o swoim narodzie jest czymś tak samo wstrętnym jak tzw. populizm. Czy wolno nam wspominać myśli Księcia Adama, zwłaszcza że był przez prawie cztery lata szefem resortu spraw zagranicznych Rosji, przyjaźnił się z carem Aleksandrem I a nawet chciał przy pomocy Rosji odbudować naszą państwowość? Był czymś gorszym niż „ruska onuca” i najwyższy czas aby właściwe organy naszej na wskroś niepodległej państwowości przy współudziale ekspertów z NATO zdemaskowały tę ponurą postać. Z przestrzeni publicznej muszą być usunięte wszystkie miazmaty przypominające rosyjskie z niewolenie. Z bibliotek muszą być również usunięte książki na jego temat, bo „sieją” dezinformację i „wpisują się w kremlowską propagandę”. Każdemu trzeba wetknąć pod nos ankietę, w której pod rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania trzeba podać, czy aby w przeszłości (dziś nikt nie odważyłby się) przeczytaliśmy jakąś książkę lub nawet artykuł o księciu Czartoryskim. Każdy, kto się do tego przyzna, będzie podlegać reedukacyjnej kwarantannie np. w jednej z baz wojsk amerykańskich, które pilnują naszej wolności .Każdemu (może prawie) będzie umożliwiony powrót na łono zjednoczonego zachodu pod warunkiem publicznego złożenia czynnego żalu, oczywiście pod warunkiem, że żal będzie szczery i wiarygodny. A o tym zdecydują odpowiednie służby wyznaczone pod „światowe przywództwo”.

Nie należy tu zatrzymywać się w pół drogi: „walka z dezinformacją” i „prokremlowską propagandą” nie zna kompromisów. Trzeba dokładnie sprawdzić, jak naprawdę nazywał się ów „książę”, czy aby nie był w rzeczywistości zakamuflowanym kacapem. Zapewne dociekliwi śledczy ujawnią, że nie był on biologicznym potomkiem generała ziem podolskich Adama Kazimierza Czartoryskiego, lecz owocem wielkiej namiętności jego matki Izabelli z Flemingów do… ruskiego ambasadora w Warszawie, księcia Mikołaja Wasilewicza Repnina. Historia śledcza jest równie skuteczna jak „demokracja walcząca”.

Po publicznym ujawnieniu kompromitującej przeszłości jego matki należy sięgnąć jeszcze głębiej, bo patrząc w życiorys jego formalnego ojca dowiemy się, że jego ród Czartoryskich wywodzi się z Rurykowiczów, a to już stawia kropkę nad „i”. Dla ruskich pomiotów nie ma miejsca w zjednoczonej, współpracującej z walczącą Ukrainą Europie. Teraz już wiemy dlaczego ów rosyjski polityk udający Polaka wmawiał nam jakieś głodne kawałki o prawie narodów do własnej tożsamości. Był on przeciwnikiem integracji europejskiej, czyli jego działalność jest szkodliwa nawet dziś.

Jest tylko jeden problem: książę Adam pisał i mówił po francusku, a na petersburskim dworze Aleksandra I nikt nie mówił po rosyjsku, a nawet lokajami byli prawdziwi Europejczycy mówiący najczęściej po niemiecku. Ale i z tym niezręcznym faktem damy sobie radę: w końcu historię należy „odkłamać” oczywiście z prokremlowskiej propagandy – tu będziemy do bólu konsekwentni.

Mam nadzieję, że moich ironicznych uwag nikt nie potraktuje poważnie – zwłaszcza organy nadzorujące naszą wolność.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją