Śmierć Aleksieja Nawalnego jest dla części komentatorów przyczynkiem do nasilenia krytyki Rosji i formułowania kategorycznych, najczęściej wrogich uogólnień. Czytając te wypowiedzi można skwitować je tylko jednym, równie prostym stwierdzeniem: nie rozumiecie Rosjan lub jesteście propagandystami obowiązującej od lat w Polsce rusofobii. Wasze uogólnienia i oceny są równie nietrafne jak większość obowiązujących w naszym kraju „wierzeń” na temat Rosji. Czy muszę przypominać aktualną listę, która otwiera powtarzane jeszcze niekiedy do dziś przeświadczenie, że „Rosja słoniem na glinianych nogach”, który „rozpadnie się pod ciosami sankcji nakładanych na nią przez Zjednoczony Zachód”? Z litości nie będę już przypominać autorytatywnych stwierdzeń, że Rosja jest „stacja benzynową rządzoną przez bandytów, która nie strzela do swoich klientów”.
Ale wróćmy do Aleksieja Nawalnego. Po co wracał do Rosji, mimo wrogości ze strony rządzących? Odpowiedź jest znana: po śmierć lub męczeństwo, albo po… władzę. Nie chciał „zostać na Zachodzie”, bo współczesna wrogość jest tak absurdalna i wręcz głupia, zamykająca drogi do jakichkolwiek kompromisów (nawet intelektualnych). Wiedział, że tylko rozpoczynając męczeńską Drogę Do Domu ma szansę wpływu na bieg zdarzeń w swoim kraju. Nie był ani „antykremlowską opozycją”, ani tym bardziej „prozachodni”, ani „proukraiński” choć wypowiadał się krytycznie na temat „operacji specjalnej”. Takie bezsensy można tylko pleść w naszych, z istoty propagandowych mediach. Gdyby nasi znawcy Rosji przeczytali uważnie i bez wrogości choćby jedną z ważnych książek powstałych w czasie Srebrnego Wieku (polecam zwłaszcza Fiodora Dostojewskiego”), a gdyby jeszcze w dodatku byli trochę muzykalni, to powinni posłuchać Modesta Musorgskiego, to może choć trochę zrozumieliby postępowanie Nawalnego. Dziś jest już Męczennikiem i tego stanu nie usuną ani nie zniekształcą „zachodnie sankcje” nakładane na Rosję (jakoby) w odwecie za jego śmierć ani współczucie ze strony wrogów Rosji. Nie twierdzę, że ówże Zachód jest zawsze pokraczny a często wręcz głupi w relacjach z Rosją. To obecna klasa hipokrytów, która w swoim zacietrzewieniu doprowadza do upadku Unię Europejską, bywa bez sensu wroga w stosunku do Rosji, przez co tylko wzmaga jej antyzachodni kurs.
A przecież w świecie rządzonym przez dwóch stojących nad grobem starców każdy dzień może przynieść zmiany o nieodwracalnym charakterze. Dlatego Nawalny musiał odejść do grona męczenników i przeszedł już do historii tego kraju. Przypomnę wszystkim sowietologom, że zamordowana przez bolszewickich szpiegów „rodzina pułkownika Romanowa” w 1918 r. jest dziś zaliczona do grona świętych Cerkwii Prawosławnej. Nawalny mógł być oświeconym odnowicielem Rosji. Nie dano mu tej szansy. Może rządzić jego duch.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych