Należą do jednego z (być może już ostatnich) pokoleń zainteresowanych Rosją, jej historią, kulturą, a zwłaszcza sztuką (dziś jest to temat zakazany). Nie pierwszym, bo przez poprzednie ponad sto pięćdziesiąt lat kilka generacji „kongresowieckiej” inteligencji dostrzegało współczesność i przeszłość Rosji jako część swojego kosmosu. Co ciekawe nasze poglądy polityczne – często wręcz przeciwstawne – nie miały tu istotnego znaczenia: krytycyzm czy nawet wrogość wobec „zaborcy” czy „sowieckiej dominacji” nie warunkowały – tak jak to dziś nakazuje poprawność – pogardy czy negacji wszystkiego co rosyjskie. Wręcz odwrotnie: kultura a zwłaszcza sztuka rosyjska były inspiracją krytyki polityki władz petersburskich a później moskiewskich w czasach zarówno drugiej z wielkich wojen jak i do 1989 r.
Często rozumowaliśmy w taki oto sposób: naród, który ma w dorobku dzieła nie tylko Tołstoja i Dostojewskiego, ale również Czajkowskiego i Musorgskiego a później Prokofiewa i Okudżawy, nie może być wobec nas nikczemny a zwłaszcza zbrodniczy. A przede wszystkim nie może być nam z istoty wrogi, a jeśli był, to tylko wtedy gdy błądził pod rządami „złej władzy”. Jakże często w poprzednim a nawet jeszcze XIX wieku (w moim wychowaniu uczestniczyli ludzie, którzy byli w swojej młodości polską inteligencją przełomu XIX i XX wieku) tłumaczyliśmy sobie złe relacje polsko-rosyjskie w następujący sposób: Rosją a potem Związkiem Radzieckim rządzą ludzie („elity”) tyranizujący nie tylko Polaków, a przede wszystkim Rosjan: ich władza była zła, a Rosjanie cierpliwie znoszący opresyjność, byli nam bliżsi. Dużo bliżsi. W czasach zaborów owymi elitami byli zwłaszcza wszechobecni bałtyccy Niemcy, w okresie radzieckim – najczęściej Żydzi (wtedy jeszcze nie obowiązywała współczesna cenzura, która gromi wszelkie objawy „antysemityzmu”). Chcieliśmy wierzyć w „mitologię dekabrystów”: gdy naród rosyjski pozbędzie się złej władzy, przywróci nam niepodległość, nie będzie chciał nas „zniewalać”, czy też rusyfikować.
Oczywiście dostrzegliśmy obecność wielkoruskiego nacjonalizmu, ale gdy ostatecznie przegraliśmy nasz spór z Rosją o dziedzictwo po Wielkim Księstwie Litewskim (głównym wrogiem polskości na tych ziemiach i chyba są młode nacjonalizmy Litwinów, Ukraińców a nawet Białorusinów) przyjęliśmy chyba słuszną tezę, że Wielkorusi będą mieli przede wszystkim problemy z podporządkowaniem (nieskutecznym) tych ludów i ziem. Od dnia 24 lutego 2022 r. czas częściowo potwierdził, a raczej nie zaprzeczył tej tezie.
Panslawizm dość szybko uznaliśmy za ideę masową i zapomnianą: wierzyliśmy, że pokój i samorozwiązanie się Związku Radzieckiego tworzyło drogę do zrozumienia a nawet pojednania.
Byli wśród nas również tacy, którzy wierzy w „prozachodnią Rosję” (nowy okcydentalizm XXI wieku), która jakoby miałaby zrodzić się po usunięciu miazmatów postsowieckich i „imperialnych”.
Czy coś z tych marzeń pozostało po dniu rozpoczęcia „operacji specjalnej” w dniu 24 lutego 2022 r.? Sądzę, że jest wciąż szansa, aby mitologia dekabrystów nie został pogrzebany nie tylko w naszej świadomości. Czy jednak współczesna cenzura daje choć cień szansy dla niepoprawnych marzycieli, którzy nie chcą wojny z Rosją, którą możemy tylko przegrać?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych