Niestety sprawdza się kolejna zła prognoza, którą pozwoliłem sobie sformułować jeszcze przed rokiem: nasza nadgorliwość wojenna będzie wykorzystywana przez Starą Europę aby wyeliminować Polskę z jakichkolwiek rozmów z Rosją (my z zasady boimy się rozmawiać z Rosjanami). Ten prawdziwy Zachód ma w tym zakresie wystarczające kompetencje dyplomatyczne (a zwłaszcza niezgłębiony zasób hipokryzji): mówiąc każdemu to, co on chcę usłyszeć, „robi swoje”, czyli chcę doprowadzić do zakończenia („zamrożenia”?) tego konfliktu. Polska ma być (już jest) zgodnie uznana za „podżegacza wojennego”, który działa wbrew interesom Zachodu (notabene również własnym, ale te ostatnie nikogo przecież nie obchodzą) i utrudnia zakończenie tej złej wojny. Zachód już uzyskał wszystkie możliwe korzyści, które dał mu ten konflikt: najważniejszą z nich są miliony chętnych do pracy białych imigrantów z Ukrainy (ale również z innych okolicznych państw), którzy szybko będą podlegać europejskiej asymilacji. A tak na marginesie: wielkie, liczące ponad dziesięć milionów ludzi ukraińskie uchodźstwo, nigdy nie wróci do swojego kraju. Są zbyt cenni dla Starej, wymierającej od dziesięcioleci Europy. Masowa migracja z Afryki tworzy zamknięte diaspory, które nie podlegają „europeizacji”, a przede wszystkim nie chcą podejmować się prac oraz zatrudnień bez których współczesne państwo nie może funkcjonować. Tę lukę od kilkudziesięciu lat wypełniają imigranci z Nowej Europy, zwłaszcza z Polski, ale z tych państw nie da się już dużo więcej wycisnąć, bo wraz z pierwszą „wielką emigracją” ostatnich trzydziestu lat przyszedł w tych krajach dramatyczny spadek przyrostu naturalnego. Wojna rosyjsko-ukraińska dała szansę wygenerowania nowej wielkiej imigracji do Starej Europy i cel ten został już osiągnięty.
Przedłużanie tego konfliktu jest już nieopłacalne, bo straty państw Starej Europy z tytułu braku dostępności tanich dostaw rosyjskich surowców energetycznych oraz embarga na eksport do Rosji, doprowadziły do kryzysu ekonomicznego i fiskalnego w większości państw tego regionu: jest źle, a może być tylko jeszcze gorzej.
Jednak idzie o coś dużo ważniejszego: wojna tu wzmocniła a tak naprawdę to przywróciła dominację Waszyngtonu w tym regionie a wydawało się jeszcze w 2021 roku że „amerykański protektorat” już słabnie. Interesy Starej Europy nie pokrywają się z interesami USA – przynajmniej do końca rządów administracji Joe Bidena: dwaj najważniejsi wrogowie Ameryki, czyli Chiny i Rosja są jej strategicznymi partnerami ekonomicznymi i politycznymi: tak przynajmniej myślą najważniejsi liderzy tej części świata.
Nową Europą nikt się nie będzie przejmować.
Organy Unii Europejskiej już nie chcą poskromić rządzących w Warszawie rusofobów, lecz dążą do zasadniczych zmian w Warszawie, które mają (jakoby) przynieść najbliższe wybory. Ale nawet oczekiwany w Berlinie czy Paryżu wynik tej elekcji niewiele tu zmieni. W zgodnej i nieukrywanej ocenie liderów Startej Europy będziemy w tej rozgrywce wyproszeni za drzwi, bo już im tylko przeszkadzamy w rozwiązaniu tego konfliktu. Jesteśmy w ślepej uliczce, z której nikt nam nie da się wydostać: mamy w niej pozostać na długo, względnie ktoś nam da szansę na powrót do europejskiej Canossy.
Szybka zmiana ustawy o powołaniu „Komisji do spraw badania rosyjskich wpływów” jest bardzo symptomatyczna. Otwiera się już nowy rozdział, który może przynieść wiele niespodzianek, a zwłaszcza może być bardzo bolesny dla naszych ambicji w polityce doktryny środkowo-wschodniej Europy.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych