W tym roku minęło już sto lat od podpisania przez Niemcy i Związek Radziecki umowy w Rapallo, która była jednocześnie potwierdzeniem szczególnych stosunków łączących te państwa oraz zapowiedzią – mimo meandrów polityki rządów berlińskich – późniejszego układu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. Historycy, politolodzy i politycy zgodnie twierdzą, że hitlerowskie Niemcy jednak nie zamierzały kontynuować strategii Rapallo i dążyły do zniszczenia Rosji w każdym, również bolszewickim i sowieckim wariancie. Prawdopodobnie tak, bo rasizm niemiecki jest przede wszystkim antysłowiański zanim stał się antysemicki[1]. Ale owe dwie umowy międzynarodowe pozostaną ważnymi punktami odniesienia w analizie relacji tych naszych „trudnych sąsiadów”. Dziś stawiam tezę, że jesteśmy świadkami prób stworzenia przez władze w Berlinie po raz trzeci szczególnych relacji niemiecko-rosyjskich, które będą organizować nie tylko tę część świata na kolejne dziesięciolecia: wrogość Stanów Zjednoczonych w stosunku do Rosji stanowiąca credo polityki tego państwa od 24 lutego 2022 r., jest uznana w Berlinie za dobry zbieg okoliczności, który będzie strategicznie wykorzystany dla zbudowania nowej osi Berlin-Moskwa, czyli realizacji nowej wersji idei bismarckowskiej zakładającej:
- supremacje Niemiec w całej Europie, zarówno środkowej jak i zachodniej,
- trwałe wyeliminowanie z tego regionu świata wpływów anglosaskich: Londyn już się pogodził ostatecznie z rolą „młodego brata Waszyngtonu” i przestał się liczyć w Europie Wschodniej (na zawsze); m.in. za podporządkowanie polityki brytyjskiej interesom Waszyngtonu zapłacił premier Boris Johnson końcem kariery,
- niechętną ale jednak trwałą zgodę Rosji na kolejne „zjednoczenie Niemiec”, które może objąć całość terenów byłego osadnictwa niemieckiego, zwłaszcza włączenie do strefy wpływów Polski i państw bałtyckich, Austrii a nawet Szwecji i Finlandii. Ów etap „zjednoczenia” może być pod szyldem „pogłębionej integracji państw Unii Europejskiej”, ale fasady nie mają szczególnego znaczenia. Tylko za zgodą i poparciu Rosji ten plan może być zrealizowany, tak jak jej veto będzie tu decydujące,
- stabilne dostawy rosyjskich surowców dla niemieckiego przemysłu, który będzie rozwijać się dzięki dostawom na rosyjski rynek dóbr inwestycyjnych i przemysłowych artykułów konsumpcyjnych.
Szczególne znaczenie ma zwłaszcza cel trzeci: Rosja popełniła dwukrotnie historyczny błąd godząc się w XIX i XX wieku na ówczesny warianty zjednoczenia Niemiec, bo potem musiała krwawo walczyć z tymi państwami: z cesarskimi Niemcami również przegrała, z hitlerowskim wygrała, ale koszt tego zwycięstwa był przerażająco duży. Dopóki budowa Czwartej Rzeszy, czyli federalizacji Unii Europejskiej była prowadzona w zgodzie z Waszyngtonem, Rosja sabotowała ten proces. Teraz będzie musiała się zgodzić na owo nowe zjednoczenie, bo nie będzie ono antyrosyjskie, lecz antyanglosaskie, a zwłaszcza antyamerykańskie.
Istotne jest to, że Berlin wysyła do Moskwy bardzo ważny sygnał: nie powtórzymy „ukraińskiego błędu”, który popełniły poprzednie wersje zjednoczonych Niemiec. Przypomnę, że zarówno cesarski jak i hitlerowski Berlin wspierał nacjonalistów ukraińskich, jednocześnie bez żenady grabiąc wszelkie zasoby tego narodu. Trzeba również przypomnieć, że właśnie podczas obrad w Brześciu (1918) pojawiła się wykreowana przez Niemców Ukraińska Republika Ludowa, którą uznają również bolszewicy. Ale bez niemieckiego polecenia nie powstał w Kijowie jakikolwiek antyrosyjski twór państwowy. Przypomnę, że URL zawdzięczało swoją podmiotowość zobowiązaniu wysłania do wygłodniałych wojną Niemiec cesarskich miliona ton pszenicy. Jeżeli dobrze interpretuję politykę współczesnego Berlina, to on daje Rosji do zrozumienia, że w tej wojnie faktycznie jest po stronie Rosji i nie powtórzy „ukraińskiego błędu”. Zresztą z wielu powodów: państwo to jest już na tyle zniszczone, że nie będzie miało czym zapłacić za niemiecki protektorat. Przede wszystkim oddało swoje największe aktywa, czyli ludzi. Imigranci ukraińscy w istotniej części nie wrócą już z Europy do swojego kraju: po co wracać do ruin i wojny, jeżeli „na Zachodzie” mają na nich zasiłki, opiekę socjalną i wyższy poziom życia (nawet nie muszą pracować).
Oczywiście dla nas, Polaków ten obrót sprawy jest katastrofą. Już można zauważyć przerażenie w oczach (prawie) całej klasy politycznej, która wciąż wierzy w „światowe przywództwo” Stanów Zjednoczonych i „pokonanie Rosji” przez Ukraińców uzbrojonych przez „Zachód”, czyli USA, Wielką Brytanię i Polskę. Czy jednak owa partia wojenna utrzyma władzę w swoich państwach? Przecież inflacja, recesja, braki w dostawach gazu, ropy naftowej a nawet energii elektrycznej zmienią preferencje wyborcze w wielu państwach. Najbliższym testem będą Włochy.
[1] Ostatni Cesarz Wilhelm II kilkukrotnie publicznie „raczył wyrazić się”, że Polaków trzeba „wytępić”.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych