Dopiero niedawno liderzy Polskiej klasy politycznej bezpośrednio i pośrednio przedstawili doktrynę polityczną definiującą polską politykę wschodnią, a zwłaszcza stosunek do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jeśli dobrze rozumiem, to do najważniejszych założeń tej doktryny należy:
- programowa i bezrefleksyjna nienawiść do Rosji i wszystkiego co rosyjskie, łącznie z literaturą, kulturą i sportem: nienawiść i pogarda ma być warunkiem przynależności do polskości: „każde odstępstwo jest zdradą stanu”,
- obecne władze Ukraińskie mają „pokonać militarnie Rosję” („wygrać wojnę”),
- Polska ma w pełni angażować się w tę wojnę, wysłać uzbrojenie nawet kosztem naszych zdolności obronnych i „nie wyklucza się” a nawet prowokuje bezpośrednie zaangażowanie militarne wojsk naszego kraju po stronie obecnych władz w Kijowie,
- wojna ma trwać dowolnie długo, „aż do pełnego zwycięstwa”, nie może być w jakikolwiek sposób wcześniej przerwana. Poniesione przez Ukrainę i Polskę koszty nie mają żadnego znaczenia „bo Ukraińcy walczą w naszej obronie” (mimo że nikt nas nie zaatakował),
- pokonana w tej wojnie Rosja ma być aż tak osłabiona, że nie będzie już w stanie zagrozić państwom bałtyckim i Polsce (bo teraz ponoć zagraża) – ciekawe skąd ta pewność,
- najbardziej pożądanym skutkiem tego osłabienia powinien być podział (rozpad) Rosji na kilka mniejszych państw. Jest to odkurzona wersja tzw. prometeizmu („prucie Rosji w szwach narodowych”), czyli jej rozbiór (ciekawe, kto oprócz nas będzie chciał uczestniczyć w tym rozbiorze),
- ma powstać polityczny lub nawet prawny związek między Polską a całą, wyzwoloną spod rosyjskiej okupacji Ukrainą – konfederacja a nawet federacja. Nowy organizm polityczno- prawny ma być zarówno członkiem Unii Europejskiej, jak i NATO.
Nie wiem, czy owa doktryna jest naszym oryginalnym pomysłem, czy też została nam narzucona przez „światowe przywództwo” (my musimy mieć nad sobą jakieś „przywództwo”). Ale mniejsza z tym.
Nie zaprezentowano jakiejkolwiek wizji alternatywnej. Zastanówmy się więc nad skutkami realizacji tej doktryny przez rządy naszego kraju. Należy sądzić, że następstwem tego będzie:
- całkowite wyniszczenie i wyludnienie Ukrainy: ponoć straciła już jedną trzecią ludności i ponad połowę PKB oraz 30% majątku narodowego. A przecież wojna trwa dopiero cztery miesiące. Za kolejne trzy miesiące ubytek ludności może przekroczyć połowę, wyginą wszyscy, którzy będą chcieli bronić obecne władze w Kijowie i trzeba będzie finansować „brygady międzynarodowe” lub wysłać na tę wojnę polskich żołnierzy (jeśli będą chcieli walczyć),
- nie wiadomo co należy rozumieć pod pojęciem „pokonania Rosji”: czy wojska Ukraińskie mają zdobyć całą część europejską Federacji Rosyjskiej, czy również część azjatycką? Przecież samo wyparcie wojsk rosyjskich z terenów państwa ukraińskiego w granicach sprzed 2014 r. nie będzie jakimkolwiek „zwycięstwem”, co zresztą przyznają wyznawcy tej doktryny,
- jest rzeczą bezsporną, że państwo ukraińskie i jego zasoby ludzkie i militarne, nie są w stanie pokonać Rosji ani militarnie ani ekonomicznie. Aby doprowadzić do zwycięstwa militarnego trzeba zaangażować siły zewnętrzne, w tym całość wojska polskiego. Perspektywa tego zaangażowania spowoduję masową emigrację naszych obywateli: boimy się tego, stąd masowy run na paszporty,
- konfederacja czy federacja z Ukrainą będzie nakładać na nasz kraj koszty odbudowy oraz jego wtórne zasiedlenie. Emigranci z reguły nie wracają, zwłaszcza do ruin. Koszt tej odbudowy już dziś szacuje się na biliony euro, których oczywiście nie mamy,
- gdyby sprawdził się scenariusz rozpadu (rozbioru) Rosji, największym beneficjentem tego pomysłu byłyby Chiny, czyli również największy wróg „światowego przywództwa” (USA), co oznaczałoby ostateczne zakończenie Pax Americana: dopóki Rosja jest w obecnym kształcie państwowo – terytorialnym, Waszyngton ma możliwość przekupienia jej na swoją stronę w sporze z Chinami. Tak wielkie zaangażowanie finansowe i militarne USA w wojnę przeciwko Rosji jest wymarzonym scenariuszem dla Pekinu. Czym większe uwikłanie tego państwa w Europie, tym jest słabsze w basenie Pacyfiku.
Może już pora bez cenzury zacząć debatę nad naszą polityką wschodnią: czy jednak jest to jeszcze możliwe?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych