Serwis Doradztwa Podatkowego

Szkice polsko-rosyjskie: Polska zohydzona

Wizerunek politycznej zemsty w wykonaniu zwycięskiej mniejszości, tworzącej obecnie większość parlamentarną w naszym kraju, często budzi odrazę, wręcz wstręt. Oczywiście muszę zauważyć, że przed 13 grudnia 2023 r. (nie mam tu świadomości plemiennej) obraz politycznej codzienności w wykonaniu poprzedniej większości parlamentarnej nie był budujący, lecz zawłaszczenie sceny publicznej przez ówczesną większość miało inny charakter: tam chodziło (również) o stołki i apanaże – dziś idzie o rewanż, zastraszanie i destrukcję: tego, czego nie odbije, trzeba zlikwidować. Owo „dzieło” rewanżu jest czynione w sposób toporny i mało profesjonalny (trzeba umieć się mścić), co stwarza pewne szanse na bezkarność tych, którzy obiektywnie powinni ponieść odpowiedzialność za wyrządzone przez nich szkody. O ich los nie będę się martwić, bo przecież największym dorobkiem III RP jest bezkarność wszystkich mniejszych i większych szkodników, a nawet ich wywyższenie, łącznie z przyznaniem najwyższych odznaczeń państwowych. Notabene warto sprawdzić, których polityków odznaczono za zasługi najwyższymi odznaczeniami państwowymi. Najważniejszą metodą „odzyskania przez demokratyczną większość” instytucji państwowych jest ich likwidacja, gdyż tylko w ten sposób można uniemożliwić ich odzyskanie przez „pisowską hydrę”.

Sądzę, że „demokratyczna większość” nie powinna rozdrabniać się i chodzić okrężną drogą. Należy wzorem „śladu węglowego” określić „ślad pisowski” w każdej instytucji publicznej i w zależności od wielkości należy ową instytucję zlikwidować (duży ślad) albo zredukować do minimum (mniejszy ślad). Paradoksalnie proces likwidacyjny został już rozpoczęty jeszcze za rządów „poprzedniego reżimu”: w dwóch najważniejszych dla funkcjonowania państwa służbach – policji i aparacie skarbowym – jest nieobsadzonych kilkanaście tysięcy etatów i powoli ale skutecznie służby te kurczą się. Po co wydać państwowe pieniądze na utrzymanie tych struktur? Zwłaszcza że owych „pieniędzy nie ma i nie będzie” – jak stwierdził najwybitniejszy i najdłużej urzędujący liberalny minister finansów. Być może nastąpi jego triumfalny powrót do swojego resortu. A może obejmie inny odcinek (również odpowiedzialny), np. leśnictwo czy urząd pełnomocnika do spraw kobiet. Czekamy z niecierpliwością – część jego podwładnych już wróciła.

Czy zohydzanie Polski jest tylko „produktem ubocznym” folkloru politycznego naszego kraju, czy też działaniem świadomym będącym pośrednią agitacją za przekształceniem Unii Europejskiej w superpaństwo ze stolicą w Berlinie? Nie wiem, bo owego dzieła podejmują się od lat zarówno euroentuzjaści jak i eurosceptycy (czyli cały POPiS). Zresztą, czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Wielu (większość?) obywateli ma już po przysłowiowe dziurki w nosie całość klasy politycznej, a przede wszystkim skłóconych solidaruchów: zajadłych, małostkowych i mściwych. Jak twierdzi oficjalny organ prasowy „demokratycznej większości”, pojednania z politycznym pisowskim wrogiem już nie będzie. I bardzo dobrze: nie ma to bowiem żadnego znaczenia. Pojednanie obu stron tej samej klasy politycznej zwiększy siły dominującej u nas ohydy. Nie jest to nam do niczego potrzebne. Dla obywateli znacznie lepszym obrotem sprawy będzie bezpardonowa walka obu nienawidzących się stron, bo może w tym boju zużyją swoje destrukcyjne siły. A nam da to dłuższą chwilę spokoju. Oby jak najdłuższą. Rosja zapewne z satysfakcją obserwuje jak „słudzy narodu ukraińskiego” wzięli się za łby. Szkoda tylko naszej państwowości. Nie zohydzajcie jej w oczach Polaków.

 

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Skontaktuj się z naszą redakcją