Ostrzegano mnie wielokrotnie, że wypowiadanie się a zwłaszcza napisanie słów sprzeciwu do prób wyłudzenia od nas jakiegoś „mienia bezspadkowego”, nie jest zajęciem zbyt bezpiecznym. Stawianie się w roli wroga dwóch państw, którym wydaje się, że rządzą współczesnym światem, graniczy z samobójstwem. Życzliwi dobrze radzą: „nie kop się z koniem”, bo gdy się wychylisz, wezmą cię na cel „wolne media”, oplują i oczernią, a jak to przeżyjesz i będziesz dalej walczył, to być może trafisz pod oblicze równie „wolnych sądów”, które przecież nie odważą się orzec wbrew „wolnym mediom” (stróże wolności trzymają się razem). Polska jest wciąż państwem liberalnej demokracji, gdzie trzecia i czwarta władza stoi na straży wolności. „Wolne media” (te prawdziwe) mogą mieć wyłącznie kapitał amerykański, a państwo to obowiązane jest dopilnować abyśmy zapłacili ten haracz. Mamy już wiele przykładów poparcia ze strony „wolnych mediów” dla innych wielkich grabieży, których doświadczyliśmy w przeszłości: miałem nawet okazję być na ich celowniku, gdy zeznawałem przed Komisją Śledczą w sprawie wyłudzeń podatku od towarów i usług i akcyzy. Najbardziej wolna (bo amerykańska) stacja telewizyjna urządziła na mnie nagonkę insynuując, że miałem jakiś wpływ na kształt przepisów tworzonych za czasów rządów liberalnych w Polsce, czyli nie byłem wcale lepszy od pewnej damy powiązanej z amerykańską firmą zajmującą się ucieczką od opodatkowania.
Nie przeceniam (ani przez chwilę) swojej roli, ale jakiekolwiek oponowanie z mojej strony przeciwko ograbieniu Polaków pod pretekstem jakiegoś „mienia bezspadkowego” spotka się ze zdecydowaną reakcją ze strony pierwszej półki „wolnych mediów”. Wiem gdzie żyję i biorę to pod uwagę, lecz cynicznie powiem, że w pewnym sensie jest to dla mnie opłacalne: ponad trzydzieści lat wrogości ze strony „Gazety Wyborczej” przysporzyło mi wielu sympatyków a nawet przyjaciół: proszę tylko abym „tak trzymał”.
W oczach wielu (większości?) podatników (zawodowo zajmuję się prawem podatkowym) trudno być wiarygodnym będąc chwalonym przez te „wolne media”, które zachwalały wspólnotowy podatek od wartości dodanej, a przecież był (i jest) pułapką zastawioną na uczciwe firmy. Nawet uprzedzono mnie, że przyjazne słowa ze strony wszystkich mediów zajmujących się podatkami, które mają w tytule słowo „Gazeta”, podważy udzielony mi przez innych kredyt zaufania.
Próba wymuszenia na nas haraczu pod pretekstem zwrotu jakiegoś tam mienia bezspadkowego jest jednym z najbardziej spektakularnych aktów wrogości pod adresem Polski. Gdy powiedziałem to publicznie w telewizji, które na pewno nie zalicza się do „wolnych mediów” w powyższym rozumieniu, nikt nie chciał podtrzymać tego wątku i szybko zmieniono temat: obawa przed zemstą protektora jest jednak zbyt duża. Gdy administracja amerykańska podejmie konkretne działania w celu wyłudzenia tych kwot, upadnie nie tylko pokutujący jeszcze w Polsce mit przyjaznej Ameryki, a resztki naszej sympatii zmienią się w stan autentycznej wrogości.
Już przeżywamy w związku z tym stan zawiedzionej miłości (przynajmniej ci, którzy zakochani są w amerykańskim kiczu), a każda próba ograbienia biedaka (wciąż mamy świadomość nędzarzy) spotka się z twardą z istoty plebejską reakcją: nie odpuścimy. Pierwszą ofiarą będą wszyscy proamerykańscy komentatorzy i eksperci, którzy chwalili pod niebiosa naszego protektora. Tak naprawdę to mogę tylko im współczuć, bo litości dla nich mieć nie będzie: nienawiść ograbionych biedaków do grabieżców, których w dodatku obdarzali bezzasadnie sympatią, jest nieprzejednana i dozgonna.
W jednej z debat ktoś wyraził pogląd, że po ograbieniu nas z owych 300 mld dolarów zakończy się w raz Amerykański protektorat, bo już nie będziemy im do niczego potrzebni i wtedy oddadzą nas w spokoju, czyli wejdziemy w sferę niepodzielnych wpływów niemieckich, a one dogadają się z Rosją: możliwe, że tak będzie, więc nie dajmy się okraść.
Na koniec pewna refleksja dotycząca „wolnych mediów”, czyli nagonki zorganizowanej przez TVN na moją skromną osobę w związku z publicznym ujawnieniem oszustw w podatku od towarów i usług, na których straciliśmy również kilkaset miliardów dolarów. Poprzednio sądziłem, że pieniądze z tych wyłudzeń wyciekły głównie do Starej Europy a nie za ocean. Być może się pomyliłem w tej diagnozie.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych