Zacznę od drobnej, obiektywnie nieważnej refleksji osobistej: gdy zaraz po wkroczeniu wojsk rosyjskich na Ukrainę powiedziałem, że „polityka odstraszania”, którą prowadziły USA i NATO w stosunku do Rosji, poniosła całkowite fiasko, spotkałem się – oględnie mówiąc – nie tylko z krytyką, ale również hejtem: przecież tzw. Zachód jest „sprawczy”, „zwyciężył zimną wojnę” (itp.) więc takiego słowa nikomu używać nie wolno. Przypomnę, że owo „odstraszanie” miało doprowadzić do dekoncentracji wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą, a to miało być ogłoszone „wielkim zwycięstwem Stanów Zjednoczonych” równoważącym porażkę dwudziestoletniej wojny w Afganistanie. A tu po miesiącu niespodzianka: podczas przemówienia w Warszawie w dniu 26 marca 2022 r. prezydent USA wprost przyznał, że „polityka odstraszania skończyła się porażką”. Teraz wszyscy którzy nie mogą się obejść bez „przywództwa”, mają kłopot, bo muszą szybko zmienić zdanie. Już obowiązuje inna „prawda etapu” i można już mówić o jakiejś „porażce”. Ironizując można dodać, że co rok protektor zalicza już drugą „porażkę”, co nie wróży nic dobrego zarówno zwolennikom owego „przywództwa” jak i tym, którzy czegoś takiego potrzebują. Dlaczego? Już tłumaczę. Przed trzeźwo myślącymi i mocno podzielonymi Amerykanami i zachodnimi Europejczykami nie da się ukryć tych porażek, a skutki „miażdżących (dla Rosji) sankcji” już są dla nich odczuwalne. A ma być jeszcze gorzej, bo w czasie antyputinowskiej krucjaty nikt już nie prowadzi jakiejkolwiek polityki gospodarczej: zaczyna się epoka drożyzny i regresu. Surowce, zwłaszcza energetyczne, są i będą bardzo drogie, a może ich nawet zabraknąć. Po dwóch porażkach musi być jakiś sukces: „do trzech razy sztuka”.
Słuchając uważnie „światowego przywództwa” nasuwa się tylko jeden wniosek: owi przywódcy nie mają nawet koncepcji owego sukcesu. Z tego co można zrozumieć, to wojna ukraińsko-rosyjska ma trwać bardzo długo (aż do ostatniego Ukraińca?), a jej mglisty koniec ma polegać na tym, że wojska rosyjskie wycofają się z całości (lub części) tego państwa. Ale bez udziału militarnego wojsk NATO, bo zapowiedź tego rodzaju możliwości byłaby już trzecią porażką (społeczeństwo amerykańskie i zachodnioeuropejskie nie chcę udziału w żadnej wojnie). Teraz „sprawcza” ma być polityka sankcji, która ma „zniszczyć rosyjską gospodarkę” i (jak się domyślam) spowoduje, że armia rosyjska z braku środków sama wycofa się z tej wojny. Ale – jak twierdzą twórcy tej strategii – ma to trwać długo. Chciałbym się zapytać: czy tak długo jak wojna z Afganistanem? Nie gwarantuje to jakiegokolwiek sukcesu, a długotrwała recesja połączona z drożyzną będzie uznana przez zachodnich wyborców za porażkę.
Może zbyt poważnie traktuję przedstawione przez „przywództwo” zapowiedzi, ale polityka sankcji – z perspektywy zachodniej – też może skończyć się porażką, czyli tak naprawdę to owe deklaracje są chyba jakąś fatamorganą, a w rzeczywistości idzie o szybkie zakończenie tego konfliktu, które zwolni z obowiązku ich zastosowania A jak to osiągnąć? Prawdopodobnie poprzez zmiany na Kremlu, pojawienie się „nowego Gorbaczowa”, którego cały Zachód (ten prawdziwy) przyjmie z otwartymi rękami i radością, w dodatku twierdząc, że owa zmiana jest wynikiem polityki sanacji i zjednoczenia zachodu. Będzie to wreszcie oczekiwane „zwycięstwo wolnego świata” i oczywiście” sukces Rosji”, która wyrwała się z „mroków putinizmu”. Bo przecież gdyby – jak zapowiada „przywództwo” – gospodarka rosyjska miałaby się „skurczyć o połowę”, a na import zbóż z Rosji (główny dostawca) miałoby być nałożone embargo, to kilkadziesiąt milionów ludzi w świecie będzie głodować, a nie należą oni do entuzjastów „przywództwa”.
Na koniec dwie uwagi do owego „historycznego przemówienia” wygłoszonego przez prezydenta USA w Warszawie. Pierwsza wręcz ponura: zapowiedział trwającą bardzo długo wojnę Ukrainy z Rosją, która zapewne osłabi Rosję, lecz doprowadzi do wyniszczenia i wyludnienia naszego wschodniego sąsiada. Jest to również dla nas czarny scenariusz (gorszym jest tylko otwarta wojna), bo wspierając wojnę „do ostatniego Ukraińca” Polska pogrąży się z iście balcerowiczowskiej zapaści: nikt tu nie będzie inwestować, nastąpi masowa ucieczka kapitału i ludzi: recesja tego roku przekształci się w zapaść. Wbrew obowiązującej poprawności chcemy szybkiego zawarcia pokoju i daj Boże Biden tu się pomylił.
Druga refleksja jest moją osobistą satysfakcją: gdy Rosja rozpoczęła swoją „operację specjalną” postawiłem publicznie tezę, że jest to jej największa katastrofa, dużo większa niż „Wojna Zimowa” z Finlandią na przełomie 1939 i 1940 roku. Prezydent USA po części powiedział to samo (można sprawdzić). I raczej się nie pomylił. Tyle tylko, że po miesiącu tej wojny w stwierdzeniu tym nie ma nic oryginalnego.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych