W ciągu minionego stulecia definitywne utraciliśmy blisko połowę naszego narodowego „zasobu”; mówiąc współczesną nowomową utracono kapitał ludzki oraz bezpowrotnie poniesiono proporcjonalnie nawet większe straty majątkowe w zasobach obywateli oraz instytucji polskich, w tym m.in. kościoła katolickiego. Prawdopodobnie wyniosły one nawet połowę posiadanego zasobu. Proporcjonalnie mniejszy był udział w „zasobach ludzkich”, natomiast dużo wyższy w warstwie materialnej i kulturowej. Skąd bierze się powyższa teza? Z dość prostej kalkulacji: przed ponad stu laty, czyli u progu I wojny światowej, istniał na byłym terytorium byłego państwa polsko-litewskiego w granicach z 1772 r. (przed pierwszym rozbiorem) określony stan ludnościowy, majątkowy, cywilizacyjny i kulturowy należący do ludzi mówiących po polsku: było to około dwudziestu pięciu milionów ludzi, choć nie zawsze czuli się oni Polakami. W ciągu następnych stu lat utraciliśmy ponad połowę tego terytorium, uzyskując w 1945 r. część ziem nie należących w 1772 r. do naszej państwowości (wcześniej należały), a wraz z utraconymi ziemiami pozostawały za granicą nie tylko leżące tam nieruchomości i majątek ruchomy, lecz przede wszystkim ludzie, którzy jako obywatele obcych państw zostali nie tylko poddani stopniowemu wynarodowieniu, lecz częściowo nawet eksterminacji. Tylko w okresie 1945-1950 przeprowadzono częściowo repatriację ludności i majątku ruchomego z ziem utraconych, ale było to przysłowiową kroplą w morzu. Już u zarania procesu odradzania się naszego kraju straty były bardzo dotkliwe: granica Drugiej RP ukształtowana w 1921 r. podczas Pokoju Ryskiego pokrywała się linią drugiego rozbioru Polski z 1793 r., czyli terytorium dwóch pierwszych rozbiorów dokonanych przez Rosję oddaliśmy walkowerem na samym początku państwu bolszewickiemu, a dokładnie dwóm socjalistycznym republikom radzieckim: ukraińskiej i białoruskiej oraz innym państwom: Litwie i Łotwie. W 1939 r. na pięć lat utraciliśmy cały posiadany zasób (bez wyjątku), a odradzające się w 1945 r, państwo polskie definitywnie utraciło tereny trzeciego zaboru rosyjskiego z 1796 r., odzyskując jednak dzięki likwidacji państwa pruskiego ziemie wszystkich trzech zaborów tego państwa z lat 1773, 1793 i 1796 oraz istotną część pierwszego zaboru austriackiego; większość ziem zabranych przez to państwo pozostało jednak poza granicami Polski (tzw. Galicja Wschodnia).
Kto dziś włada utraconymi ziemiami byłego państwa Polsko-Litewskiego? Otóż są to państwa powstałe w ciągu również minionego stulecia: Słowacja: Ukraina, Białoruś, Litwa, Łotwa a nawet w niewielkim zakresie Czechy. A gdzie są osiemnastowieczni zaborcy, którzy pozbawili nas tych ziem? Państwa Pruskiego już nie ma, Rosja utraciła nie tylko te tereny, ale również szmat swoich ziem, podobnie jak Austria, która wróciła do swoich historycznych pieleszy. Czyli zaborcy również przegrali historyczny spór o ziemie zabrane państwu Polsko-Litewskiemu; nie tylko jesteśmy samotni po stronie przegranych. Współczesna Polska to przede wszystkim ziemie trzech zaborców pruskich (w latach 1796-1807 Warszawa „Warchau” była stolicą prowincji nazywanej Nowe Południowe Prusy) oraz drugiego i częściowo pierwszego zaboru austriackiego (były to dwa zabory austriackie) oraz Ziem Odzyskanych, czyli jedynego w historii prezentu od losu, który zawdzięczamy tzw. Wielkiej Trójce, a tak naprawdę to Józefowi Stalinowi, bo on tu decydował o nowych granicach państwowych w tym rejonie świata.
Chcąc w sposób najprostszy podsumować bilans zysków i strat ostatniego stulecia, można stwierdzić, że zostaliśmy zubożeni (definitywnie) na rzecz państw, które wyrosły na naszych ziemiach, dobrach materialnych oraz dziedzictwie, a ich główną misją jest do dziś wykorzenienie śladów naszej obecności. Dwudziestowieczne wersje „niepodległej” Litwy, Białorusi, Litwy i Ukrainy były i są sposobem utrwalenia dzieła zaborców, czyli ? nieco przerysowując ? są kontynuacją działań rosyjskich zaborców, tyle że bez Rosji i przeciw Rosji. Ale również przeciwko nam. Dlaczego mamy się cieszyć i wspierać te państwa, które przecież swoją tożsamość budują poprzez wyplenienie polskich śladów na swoich już ziemiach? Chcę być dobrze zrozumianym: ani na jotę nie wspieram jakichkolwiek koncepcji rewizjonistycznych dotyczących byłych ziem polskich położonych dziś za granicą. Ze wszystkich możliwych powodów nie powinniśmy nawet o tym mówić (zwłaszcza teraz). Ale jednocześnie nasz stosunek do ustanowionych na ziemiach byłych zaborów rosyjskich „niepodległych” państw powinien być inny niż obecnie: należy prowadzić politykę możliwie najdalej idącej ochrony Polaków pozostałych pod ich rządami resztek naszego dziedzictwa. Tego nie robimy, albo robimy w sposób bardzo nieudolny.
Sądzę, że gdyby Rosja nie przegrała sporu o zabory kosztem Polski, zachowując tam swoje władztwo i nie przegrała swojej wojny z bolszewikami, zachowałoby się znacznie więcej polskości na tych terenach niż jest dziś pod rządami niepodległych państw „wschodniego międzymorza”, ale to zupełnie inny temat, o czym powiem kiedy indziej.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych